Orville: sezon 3, odcinek 5 - recenzja
Orville po raz kolejny pokazuje, jak opowiadać historię, by miała znaczenie i mówiła o czymś ważnym w naszej rzeczywistości.
Orville po raz kolejny pokazuje, jak opowiadać historię, by miała znaczenie i mówiła o czymś ważnym w naszej rzeczywistości.
Orville powraca do wątku Topy, dziecka Klydena i Bortusa, którego zmiana płci po narodzeniu była tematem dość emocjonalnego i ciekawego odcinka. To oczywiście odnosiło się do realnych problemów z naszej rzeczywistości. Twórca Seth MacFarlane w 3. sezonie idzie za ciosem, tylko mocniej, trafniej i z większym ładunkiem emocjonalnym. Dajemy nam odcinek, który poprzez spojrzenie na pozaziemską rasę w idealny sposób odwołuje się do realnych problemów osób transpłciowych, ale wciąż pozostaje w ustalonej konwencji. MacFarlane udowadnia, że jest świadomym twórcą, który wie, że najlepiej uczyć widzów przez rozrywkę. Wątki i przemyślenia poruszone tutaj pozwolą lepiej te kwestie zrozumieć.
MacFarlane jako reżyser serialu wykazuje się wyczuciem w tym odcinku. Każdy fan wie, że uwielbia bawić się muzyką filmowa. W tym odcinku potrafi wyczuć moment, w którym trzeba ją wyłączyć, aby nie rozpraszać widza. W najbardziej poważnych i emocjonalnych scenach w tle jest dojmująca cisza, a wszystkiemu towarzyszy napięcie. To zmienia wydźwięk wydarzeń, pokazuje ich wagę i nie odciąga uwagi od tego, co jest najważniejsze.
Powaga wydarzeń w tym sezonie jest większa niż w poprzednich, ponieważ mamy wiele poruszających scen. Kelly grana przez Adrianne Palicki potrafi przekonać do siebie emocjonalną wiarygodnością, a MacFarlane sprawnym łączeniem wątków z poprzednimi odcinkami. Ten epizod należy jednak do Petera Jerroda Macona w roli Bortusa. Jest kilka scen, które chwytają za serce. Jego kreacja zachwyca szczerymi i autentycznymi emocjami.
Teoretycznie obserwujemy rzeczy przewidywalne, w jakimś stopniu oczywiste. Znamy przecież różne historie osób transpłciowych, które tutaj są przerażająco prawdziwe i trafne. Jednak opowieść ta mocno nas angażuje. Reżyser dobrze dopasował historię do konwencji, pozwalając sobie na odważne kroki, które koniec końców dostarczają wrażeń na odpowiednim poziomie. Nie ma tu miejsca na humor (jedna wstawka z alergią tego nie zmienia). Twórcy Star Trek: Discovery powinni uczyć się od Setha MacFarlane'a, jak tworzyć opowieść o czymś ważnym, by miała ona znaczenie i wywoływała w widzach emocje. Okazuje się, że można snuć wartką i angażującą opowieść, która będzie edukować odbiorcę w taki sposób, w którym to naprawdę trafi w czuły punkt.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat