Pandemia - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 19 czerwca 2011Można by założyć, że wydawanie powieści o pandemii tajemniczej choroby w dobie koranowirusa to gra pod publiczkę (zwłaszcza że to wznowienie, nie premiera), ale… to naprawdę świetnie napisana książka. Nietuzinkowa.
Można by założyć, że wydawanie powieści o pandemii tajemniczej choroby w dobie koranowirusa to gra pod publiczkę (zwłaszcza że to wznowienie, nie premiera), ale… to naprawdę świetnie napisana książka. Nietuzinkowa.
O tajemniczych, szerzących się niczym wiatr i dziesiątkujących ludzkość epidemiach napisano już niejedną powieść z Bastionem Kinga na czele i ze szczególnym upodobaniem do apokalipsy zombie, a jednak Pandemia Jany Wagner jest inna, rzekłabym – bardziej kameralna, naturalna, bez nadmiernego eksponowania nieszczęściami spadających na głowy uciekinierów, szukających azylu przed chorobą i złymi ludźmi. Właściwie to bardziej powieść drogi, aniżeli postapokaliptyczna.
Spokojne, podmoskiewskie osiedle, kobieta po przejściach z nastoletnim synem i drugim mężem – to oczyma Anny oglądamy nadchodzącą katastrofę, przeżywamy kwarantannę Moskwy, wieść o śmierci matki, niepokój przeradzający się w lęk i wizytę teścia w walonkach, który staje się ich modus operandi do zebrania się w sobie i ucieczki przez pół zimowej Rosji do małego domku na wyspie w Karelii, przy granicy z Finlandią. Choć świat, jaki Anna znała, wciąż wydaje się istnieć, pojawiają się pierwsze rozerwania na szwie, a z czasem wszystko zaczyna się rozłazić i stawać na głowie. Cztery samochody i cztery rodziny - los połączy Annę z przeszłością męża, niezbyt lubianymi sąsiadami, zarozumiałymi znajomymi, zbyt łatwowiernym lekarzem i opuszczonym psem, a także wieloma innymi ludźmi i sytuacjami, z którym przyjdzie im się zmierzyć. Koszmarem Anny okaże się nie tylko śmiertelny wirus i ryzyko zachorowania (przeżyje to na własnej skórze), ale konieczność podróżowania z pierwszą, nadal zazdrosną o nią żoną męża i ich małym synem.
Subiektywne przemyślenia głównej bohaterki, obawa o kończące się zapasy żywności i paliwa, niesnaski wśród wspólnie podróżujących, żal za tym, co bezpowrotnie stracone – Pandemia bardziej skupia się na, wydawałoby się, mniej istotnych drobiazgach, niż na epatowaniu okropnymi obrazami, makabrą zarażonych, zdziczeniem ocalałych i patosem katastroficznym, które co prawda pojawią się tu i ówdzie, lecz w mniejszych dawkach niż zazwyczaj w podobnych tekstach. Nawet opowiadając o pandemii, Jana Wagner nie stawia na potworności (choć zupełnie ich nie unika), a podkreśla okruchy dobra i zwyczajności, mimo że jej bohaterowie nie są przesłodzeni (dwie żony jednego mężczyzny nagle nie zostaną dozgonnymi przyjaciółkami, a alkoholik nie przestanie pić). O dziwo, to właśnie stanowi największą siłę powieści. Spokojny, naturalny tok narracji, pewna kameralność obrazu, nie epatowanie makabrą, pogłębiony portret psychologiczny postaci, a na to wszystko wartka fabuła podszyta wszechobecnym lękiem przed chorobą i nadzieją na ucieczkę na zapomniany przez Boga i ludzi kawałek ziemi, na którym będzie można osiąść w spokoju i zacząć wszystko od nowa. Pandemia Jany Wagner powinna nosić podtytuł Spokój i miłość w czasach zarazy.
Poznaj recenzenta
Monika KubiakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat