Powrót starych znajomych
Data premiery w Polsce: 23 maja 2014W piątek w kinach pojawi się kolejna część filmowej serii z mutantami, zatytułowana X-Men: Przeszłość, która nadejdzie. Czy Bryan Singer poradził sobie z tematem, który doskonale zna? Zapraszamy do naszej bezspoilerowej recenzji.
W piątek w kinach pojawi się kolejna część filmowej serii z mutantami, zatytułowana X-Men: Przeszłość, która nadejdzie. Czy Bryan Singer poradził sobie z tematem, który doskonale zna? Zapraszamy do naszej bezspoilerowej recenzji.
Zanim film X-Men: Pierwsza klasa trafił do kin, wieszczono mu spektakularną klapę. Liczne problemy podczas produkcji w połączeniu z kiepską kampanią promocyjną tylko potwierdzały obawy. Niesłusznie. Obraz w reżyserii Matthew Vaughna okazał się sporym przebojem i jednym z najlepszych filmów o mutantach z komiksów Marvela. Znakomite role Michaela Fassbendera (Erik Lehnsherr/przyszły Magneto) i Jamesa McAvoya (młody Charles Xavier) oraz skomplikowane relacje psychologiczne pomiędzy nimi okazały się być kluczem do sukcesu, zaś całość przypadła do gustu nie tylko miłośnikom ekranizacji komiksów o superbohaterach. Fakt - ortodoksyjni fani X-Menów i poprzedniej trylogii czuli się nieco zmieszani pewnymi zmianami dokonanymi przez scenarzystów względem kanonu, jednak mimo tego Pierwsza klasa zbierała pochlebne recenzje.
W kontynuacji zatytułowanej X-Men: Przeszłość, która nadejdzie Bryan Singer zebrał część obsady z poprzedniej trylogii (w filmie pojawiają się między innymi: Patrick Stewart, Ian McKellen, Hugh Jackman, Halle Berry). Aktorzy ci być może nie mają zbyt wielu scen dla siebie (z wyjątkiem Jackmana), ale jednak ich występ jest niewątpliwie miłym ukłonem w stronę fanów.
A sam początek robi spore wrażenie i wrzuca widza na głęboką wodę - X-Meni, ścigani przez Sentinelów (w polskim tłumaczeniu to... Strażnicy), zmuszeni są do rozpaczliwej walki o przetrwanie w postapokaliptycznej rzeczywistości. Sceny walk robią olbrzymie wrażenie (to chyba najpiękniejsze batalie z udziałem mutantów, jakie dane nam było widzieć) - pioruny, przenikanie przez wymiary, zianie ogniem... Można by wymieniać kolejne bajery serwowane przez speców od efektów specjalnych, ale co najważniejsze - ujęcia te nie są chaotyczne, jak to bywało chociażby w produkcjach Disneya/Marvela.
Ale gdy trafiamy do lat 70. XX wieku wraz z Loganem, który ma zmienić bieg historii, scenariusz niebezpiecznie się rozmywa. Ponownie mamy tutaj wszystkie akcenty, które zachwyciły widzów w poprzedniej części - ciekawe umiejscowienie akcji z masą odniesień do aktualnych wydarzeń politycznych (nie mogło zabraknąć teorii spiskowej związanej ze śmiercią prezydenta JFK), umiejętne połączenie starych bohaterów z nowymi, chemię (ciut mniejszą, ale wciąż obecną) pomiędzy młodym Profesorem X a Magneto (znakomity Michael Fassbender) czy też w końcu znakomitą rolę Tyriona... Pardon! Petera Dinklage'a! To wszystko fajnie ze sobą współgra.
I mogłoby się wydawać, że podróże w czasie staną się olbrzymim polem do manewru dla scenarzysty. Tak jednak nie jest - fabuła i cała intryga jest strasznie naiwna, wręcz prostolinijna i brak jej pazura. Bohaterowie postępują w większości przypadków zbyt schematycznie i nazbyt irracjonalnie. Momentami również za dużo tutaj deus ex machiny i przesadzonego patosu. Już w Pierwszej klasie było poważnie, ale kilka one-linerów (jak chociażby słynna scena z Wolverine'em) skutecznie rozładowywało napięcie, dzięki czemu łatwo można było znaleźć złoty środek. Tutaj zaś go brak.
Bryan Singer chciał mieć ciastko i zjeść ciastko. Zebrał imponującą obsadę, zrobił kawał dobrej roboty dla fanów w postaci karkołomnego połączenia poprzednich części z nowymi, jednak po drodze zapomniał o tym, że nie wystarczy potencjał i znakomici aktorzy. Gdyby tylko scenariusz nie był tak banalny...
Poznaj recenzenta
Jędrzej BukowskiPoznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat