Punisher Epic Collection. Kingpin rządzi - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 28 czerwca 2023Kolejny, drugi już tom Punisher. Epic Collection pt. Kingpin rządzi to – nie oszukujmy się – totalna ramota. Ale ma ten swój niepowtarzalny urok, dzięki któremu nie sposób oderwać się od lektury.
Kolejny, drugi już tom Punisher. Epic Collection pt. Kingpin rządzi to – nie oszukujmy się – totalna ramota. Ale ma ten swój niepowtarzalny urok, dzięki któremu nie sposób oderwać się od lektury.
Niniejszy tom zawiera komiksy z mścicielem z lat 1988 – 1989 i stanowi kwintesencję ówczesnej myśli fabularnej w dziedzinie kina sensacyjnego. Zalew tanich filmów sensacyjnych z tamtego okresu kiedyś dumnie okupywał nie tylko osiedlowe wypożyczalnie VHS (gimby nie znajo!), ale i większość ramówek stacji TV w naszym kraju. W kontekście historii z tego tomu przywołać warto produkcje z Michaelem Dudikoffem, Lorenzo Lamasem, Olivierem Grunerem czy Garym Danielsem, bo taka estetyka fabularna, jak filmy „gwiazd kina kopanego”, stanowi esencję niniejszych zeszytów Punishera.
Jeśli spojrzeć trzeźwym okiem, to w tych historyjkach skumulowanie absurdów wybija mocno poza skalę. Frank przekracza kolejne granice własnej bezwzględności, nie stopniując w żaden sposób ciężaru przestępstw, uznając ad hoc, że każdy napotkany bandyta zasługuje na najsurowszy wymiar kary. Moralność serwowana jest tu absolutnie łopatologicznie, z klarownie czarno-białym podziałem na tych dobrych i tych złych. W dodatku pojawiają się klasyczne motywy, takie jak mordercze gangi opanowujące szkołę, którym Punisher w towarzystwie jednego z nauczycieli wypowiada wojnę (kto pamięta klasyka – Klasa 1984?), czy azjatyckie przestępcze organizacje infiltrujące skutecznie amerykańskie podziemie. Do tego mamy tajne szkółki dla najemników, a trafi się nawet australijski wojaż Punishera, gdzie oczywiście wpakuje się on w kłopoty.
Przewijają się postacie gościnne, jak np. Moon Night, ale perełką tego tomu jest arcywróg Punishera, czyli Kingpin! Choć postać tego superzłoczyńcy powołana do życia została w roli superwroga Spidermana, już Frank Miller wykorzystał przemodelowaną kreację Kingpina jako arcynemezis Daredevila. Nie powinno więc dziwić, że naturalną konsekwencją będzie pojawianie się tego antybohatera w innych runach. I stąd jego debiut w Punisherze, co – należy przyznać – ukierunkowało serię na nowe tory i dało olbrzymie możliwości kreacji fabularnej, odciskając tym samym niezmywalne piętno na losach Franka Castle i całego jego świata. Zwłaszcza że ten pierwszy konflikt jest dość dwuznaczny i ukazuje samego Wilsona Fiska w interesującym ujęciu, zważywszy na finał pierwszej potyczki.
Za scenariusze w tym tomie odpowiadają Mike Baron, Roger Salick, Mark Grunewald, Peter Sanderson. I wszyscy oni trzymają się tej przerysowanej, kiczowatej estetyki opowieści charakterystycznej dla schyłku lat 80., która w dzisiejszych czasach nie ma racji bytu i boleśnie się zestarzała. To sprawia, że przygody Punishera nie mają wielkich szans trafienia do młodych, współczesnych odbiorców. Nawet w powracającej co jakiś czas modzie na retro, tak topornie ciosana fabularna konwencja w dzisiejszych czasach broni się jedynie na bazie sentymentu. Historie sensacyjne od dawna pisze się inaczej, czego przykładem są znakomite scenariusze komiksowe choćby Toma Kinga (Szeryf Babilonu) czy Grega Rucki (Queen & Country, Stumptown). Zmienił się język opowieści, zmienił się sposób kreacji świata. Komiks – także sensacyjny – przeszedł głęboką ewolucję. Dojrzał. Zaczął wręcz ostentacyjnie pokazywać odcienie szarości, unikając zero-jedynkowości i bohaterów nieskazitelnych, zastępując ich postaciami co najmniej dwuznacznymi.
W takich realiach Punisher w swojej istocie nie bardzo ma jeszcze miejsce. Nie mieści się już w nie tak znów szerokim szablonie, jaki obowiązuje. Z pewnością to znak swoich czasów, filtrujący najważniejsze społeczne lęki, obawy globalne, albo też tylko amerykańskie. Ukazujący społeczną kondycję tamtego okresu oraz wachlarz kluczowych zagrożeń. Przerysowanych, uwypuklonych, ocierających się o granicę kiczu (a może i niejednokrotnie ją przekraczających), ale jednak pierwotnie zakorzenionych w realiach społecznych obaw i problemów.
Dla nas, podstarzałych (sic!) fanów komiksu, Punisher był i będzie ikoną znaną z młodości, która kształtowała naszą fascynację walką dobra i zła. To symbol prostszych czasów, jeszcze prostszych odpowiedzi i świata młodzieńczego przeświadczenia, że nie istnieją moralne dylematy, a wszystko jest czarne albo białe. I tak odczytywany Punisher, także ten z tomu Kingpin rządzi, jest historią wspaniale grającą na sentymencie. I nadal stanowi pyszną – na swój sposób – lekturę. To ramota, ale urocza, pozwalająca wrócić na chwilę do beztroskich czasów, kiedy takie historie czytało się (i oglądało) z wypiekami na twarzy, niejednokrotnie kryjąc się z tym przed rodzicami, z racji zbyt młodego – na tak skumulowaną dawkę komiksowej i bezpardonowej przemocy – wieku.
Cała koncepcja Epic Collection opiera się na takim właśnie sentymencie do tego, co minione, i stanowi jednocześnie wspaniały przykład historii komiksu. Ukazuje ewolucję danej serii, jej zmiany i rozwój na przestrzeni lat, co nigdy przecież nie odbywało się niezależnie od kontekstu okresu, w jakim dane odcinki / zeszyty powstawały.
Punisher Epic Collection. Kingpin rządzi nie jest komiksem dla każdego. Jednak ci, którzy chcą z rozrzewnieniem i łezką w oku powspominać erę kiczu w kinie sensacyjnym i na powrót poczuć klimat lat 80., niech się nie wahają. Ten album jest dla nich.
Poznaj recenzenta
Mariusz WojteczekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat