Snowpiercer: sezon 1, odcinek 4 - recenzja
A miało być tak pięknie! Snowpiercer z każdym odcinkiem popada w coraz większe gatunkowe klisze, marnując solidny potencjał pomysłu.
A miało być tak pięknie! Snowpiercer z każdym odcinkiem popada w coraz większe gatunkowe klisze, marnując solidny potencjał pomysłu.
Snowpiercer w 3. odcinku pokazał widzom, kto zabija i 4. odcinek nic w tym aspekcie nie zmienia. Doskonale wiedzieliśmy, że to ta znudzona para z pierwszej klasy. Dlatego śledztwo prowadzone przez Andre i przesłuchanie dziewczyny to festiwal oczywistości niczym z najsłabszych odcinków Kryminalnych zagadek sprzed lat. Ani napięcia, ani emocji, ani większego sensu, bo jako widzowie doskonale już wiemy kto, co i dlaczego. Nawet nie pokuszono się o nacechowanie tego jakimikolwiek motywacjami - ot, po prostu nudziło im się. Dla widza też jest to nudne.
Problem polega na tym, że to śledztwo jak z kiepskiego kryminału zajmuje większość 4. odcinka. Wybranie się Melanie z Andre na przesłuchanie daje odpowiedzi, które już znamy, więc wszystko jest jedynie przeciągane, bez pomysłu, zwrotów akcji czy czegokolwiek, co wywołałoby najmniejszą emocję. Wątek kryminalny był nieporozumieniem Snowpiercera i jedyny pozytyw, jaki w tym można dostrzec, to jego koniec.
Kwestia Erica, który okazał się tylko cynglem rudowłosej nastolatki, idzie dokładnie takim samym torem. Przewidywalność i łopatologia tego wątku staje się jedną z największych wad. Wiemy, co dokładnie zrobi, zanim podejmie tę decyzję - na czele z wzięciem zakładniczki, czyli dziewczyny jednej z policjantek. Jego śmierć to formalność, która kompletnie niczego nie wnosi do serialu anie też nie buduje nadziei na przyszłość.
Josie infiltruje wagony Snowpiercera. Sensu w tym za wiele nie ma, a twórcy budują wątek w taki sposób, że niczym nie potrafią zaciekawić. Pomijając naciąganie historii i banalną łatwość, z jaką postać porusza się po zastrzeżonych miejscach, mamy cel bohaterki, który nawet nie jest rzetelnie widzom przedstawiony. Scenariuszowo wydaje się to pisane na kolanie w celu odznaczenia kolejnej rzeczy z listy. Zresztą to samo było w poprzednim odcinku, gdy Josie dostała czip od Andre do otwierania drzwi, a przecież jako widzowie nie wiedzieliśmy dokładnie, o co chodzi. Kłopot w tym, że nieszczególnie można się tym zainteresować, skoro poza samym faktem twórcy nie pokusili się o żadne ruchy, by tę ciekawość pobudzić.
Nadzieja Snowpiercera na poprawę, choć wątpliwa, pojawia się na koniec odcinka. Oczywiście wiemy doskonale, że Andre rozszyfrował Melanie (scena z telefonem do pana Wilfreda), więc też nieszczególnie to zaskakuje. Może niespodziewana jest naiwność bohatera, który dał się uśpić, a przecież ma być superdetektywem, który takie rzeczy wypatruje z kilometra, prawda? Szkoda tylko, że scenarzyści przez cztery odcinki nie potrafili nawet zasugerować potencjału, jaki dostrzegają w pomyśle. Nawet z takim zaskakującym - pewnie na papierze - motywem, trudno orzec, w jakim kierunku może to pójść.
Snowpiercer z każdym odcinkiem pokazuje marnowanie tego konceptu i brak pomysłu na niego. Szkoda jedynie tak wybitnej aktorki jak Jennifer Connelly, która jako Melanie nie ma nic tutaj do roboty.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat