Star Trek: Discovery: sezon 3, odcinek 9 i 10 - recenzja
Data premiery w Polsce: 25 września 2017Star Trek: Discovery praktycznie w pełni poświęcił tę większą historię najlepszej postaci i po raz kolejny udowodnił, jak bardzo brakuje kreatywności za kulisami tego serialu.
Star Trek: Discovery praktycznie w pełni poświęcił tę większą historię najlepszej postaci i po raz kolejny udowodnił, jak bardzo brakuje kreatywności za kulisami tego serialu.
Star Trek: Discovery przez jakiś czas sugerował problem Philippy Georgiou, który odegra w tym sezonie istotną rolę. Jako że postać grana przez Michelle Yeoh jest bezapelacyjnie faworytką widzów i obiektywnie najlepszą postacią tego serialu, można było mieć nadzieję, że jest w tym pomysł na coś więcej. Gdy w tych odcinkach dowiaduje się, że Philippa umiera przez zawirowania związane z podróżami w czasie (oraz w związku z wyprawą z lustrzanego świata), pojawia się niepokój, który potęguje się z każdą minutą, bo szybko widać, że twórcy tego serialu nadal nie mają za grosz pomysłu, jak prowadzić tę historię i wydają się błądzić po omacku.
Plusem tych odcinków jest całkowite odseparowanie ich od bieżących wydarzeń i perfekcyjności naszej Michael Burnham. Zatem budowana jest szansa na to, by opowiedzieć historię mającą znaczenie i emocje. Zwłaszcza gdy tajemniczy portal wysyła Philippę do jej Imperium, w którym można podjąć inne decyzje niż wcześniej. Dużym atutem tego aspektu jest pokazanie, jak ta postać się zmieniła. Pomimo utrzymywania fasady bezwzględnej cesarzowej, wewnętrzna przemiana i dojrzewanie było procesem, który ciągle postępował. Phillipa stawała się ciekawszą, pełniejszą i dojrzalszą bohaterką.
Problem polega na tym, że obserwując całe zmagania cesarzowej z buntem jej Burnham oraz podejmowaniem innych decyzji, szybko zdajemy sobie sprawę, że to nie ma żadnego znaczenia. Po pierwsze - nie wpływa na główną fabułę serialu, a cała historia sprawia wrażenie pustego zapychacza. Po drugie - gdyby chociaż te wydarzenia były ciekawe, inteligentne, ekscytujące czy emocjonujące, nie byłoby najmniejszego problemu, bo charakter rozrywkowy byłby zachowany. A tak mamy schemat poganiany schematem przedstawiony w sposób nudny, nijaki i wywołujący jedynie obojętność. Zwłaszcza czuć to w 10. odcinku, gdy ciągłe, bezcelowe starania Philippy, by przekonać Michael do słusznej drogi, wydają się przedłużane w nieskończoność. Nie ma tu ważnych wniosków, istotnych dylematów moralnych czy czegokolwiek, dzięki czemu moglibyśmy powiedzieć: tak, ta poboczna historia rozpisana na dwa odcinki była warta swego czasu. Nie była, bo wnioski z niej płynące można skrócić w kilku słowach i nie potrzeba było do tego półtorej godziny wałkowania fabuły bez ikry i serca.
Pomysł z lustrzanym uniwersum został całkowicie zmarnowany. I to w sposób spektakularny! Jak na początku serialu było to coś, co dodawało mu ognia, charakteru i siły, tak teraz stało się jego wadą. Wszystko przez podejście twórców do tworzenia lustrzanych wersji znanych bohaterów, którzy mieli być źli, mroczni i... (tutaj wstawmy szereg podobnych epitetów), a bardziej przypominają parodię bohaterów. Najlepiej to widać po lustrzanej Michael, która wydaje się wręcz kuriozalnie przerysowana, a tym samym komiczna. Zwłaszcza gdy cały czas stroi dziwne miny, patrzy spod byka czy prezentuje jeden rodzaj psychopatycznego uśmiechu. Jasne, na pewno to zamierzone i świadome działania, ale trudno dostrzec poza Phillipą jakąkolwiek postać z krwi i kości. To puste charaktery mające spełniać jakąś rolę, ale zarazem marnujące cały potencjał lustrzanego uniwersum, który w początkowych fazach serialu był o wiele lepiej prezentowany.
Koniec końców te dwa odcinki to ostateczny dowód na to, że twórcom Star Trek: Discovery na tym etapie brak kreatywności. Po pierwsze - decyzja o pożegnaniu się z jedyną wartościową postacią jest karygodna. W tym sezonie Phlippa kilkakrotnie ratowała im skórę. Po drugie - taka postać jak cesarzowa Georgiou po prostu zasługiwała na więcej niż opowieść o niczym i to bez większych emocji. Jasne, fajnie, że nawiązali do Star Trek: Oryginalna seria poprzez istotę związaną z portalem, a być może nawet zasugerowali potencjalny spin-off o Philippie, ale jeśli Star Trek: Discovery w taki sposób będzie oddawać jedynie asy ze swojej talii, trudno patrzeć optymistycznie na przyszłość tego serialu.
Star Trek: Discovery bardzo rozczarował, bo choć historia miała potencjał, a Michelle Yeoh błyszczy, wszystko szybko zostaje zmarnowane. Zamiast rozrywki mamy festiwal nudnych, złych decyzji i braku emocji.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat