Stargirl: sezon 1, odcinek 2 - recenzja
Stargirl oferuje o wiele więcej w 2. odcinku i niewątpliwie wielu widzów będzie pozytywnie zaskoczona.
Stargirl oferuje o wiele więcej w 2. odcinku i niewątpliwie wielu widzów będzie pozytywnie zaskoczona.
Stargirl to nie Arrowverse i wszystko w tym serialu krzyczy, że poziom jest całkowicie inny i to pod każdym względem. Patrząc na drugi odcinek, trudno nie dostrzec wysokiej jakości w formie realizacji, w warsztacie reżyserskim, prowadzenia kamery, scenariuszu Geoffa Johnsa (notabene uznany scenarzysta komiksów) i efektach specjalnych, które są dopracowane na poziomie kinowym (robot S.T.R.I.P.E. w tym odcinku wygląda kapitalnie). Porównując Stargirl do Arrow, Flash, Supergirl i innych, to jak porównać Władcę Pierścieni do polskiego Wiedźmina. Inna klasa w każdym aspekcie realizacji serialu.
W konwencji w dużej mierze mamy jednak podobieństwa, ale Geoff Johns w Stargirl operuje nią o wiele lepiej, co 2. odcinek dobrze podkreśla. Docelowo można by nazwać Stargirl serialem młodzieżowym lub familijnym, ale bardziej w stylu MCU niż Arrowverse. Nie ma tu miejsca na romanse, a podstawą jest superbohaterska historia pomieszana z chęcią poznania odpowiedzi na pytanie: czy Starman rzeczywiście jest ojcem Courtney? Pozwala to na kreowanie opowieści, w której kluczem są wartości rodzinne i - jak pokazuje ten odcinek - tak po stronie bohaterów, jak i po stronie złoczyńców. To wprowadza inną dynamikę, niż w coraz bardziej krytykowanym Arrowverse, w którym fundamentem są czworokąty miłosne. Dobrze i nawet zabawnie to wygląda w kształtowaniu relacji Courtney z Patem, która szybko przekształciła się w wesołą przyjaźń. Nawet pomimo wykorzystania określonych schematów, na czele z jego niechęcią do tego, by Courtney została Stargirl czy przewałkowanym "robię to, by cię ochronić".
Geoff Johns świadomie tworzy ze Stargirl serial zaskakująco bardzo komiksowy. Czuć to w tym, jak prowadzona jest geneza superbohaterki (choćby wesołe próby uszycia kostiumu), jak budowany jest świat przedstawiony oraz jak wydarzenia nadają serialowi klimat i charakter. Doskonale to widać w przedstawieniu złoczyńców na czele z Brainwave'em, który jest tak bardzo nikczemnie komiksowy czy kreskówkowy, że aż doskonale pasuje do konwencji, a zarazem jest jakiś niepokojący i towarzyszy mu atmosfera grozy. Dobrze też wypadają sceny akcji z walką robota z czarnym charakterem i wejściem Stargirl - nikt nie robi z obojga doświadczonych bojowników, ale dzięki łutowi szczęścia wygrywają. Jest w tym efekciarstwo, którego oczekujemy po historiach o superbohaterach i takich starciach, ale zarazem wiarygodność potrzebna na tym etapie serialu.
Johns potrafi jednak dodać Stargirl zaskakującego luzu i dystansu. Obserwujemy historię opowiadaną na serio, ponieważ jednak osadzona jest w takiej konwencji, mamy sporo lekkiego i trafiającego w punkt poczucia humoru (testy S.T.R.I.P.E.'a mogą rozbawić), ale i sympatycznie kreowanych relacji na czele z Patem i Courtney. A przecież wiemy, że to dopiero początek tej wielkiej historii, bo zwiastuny zapowiadają stworzenie nowej JSA, a to oznacza kolejne wesołe i zwariowane przygody. Ta lekkość i komediowość Stargirl sprawia, że seans jest niezwykłą przyjemnością, bo nie ma tutaj nadęcia Arrowverse czy chęci mówienia o poważnych społecznych problemach w otoczce komiksowej. Drugi odcinek podkreśla, jak bardzo Stargirl chce być po prostu wesołą komiksową przygodą dla fanów gatunku w różnym wieku.
Lekkie, zabawne i niesamowicie przyjemne. Trudno było oczekiwać, że Stargirl w swojej prostocie i komiksowości znajdzie klucz do sukcesu. Świadomie tworzenie komiksowego klimatu i dystans do opowiadania historii sprawia, że tę historię o nastoletniej superbohaterce można oglądać z niekłamaną przyjemnością.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat