Sundown - recenzja filmu [Nowe Horyzonty 2022]
Data premiery w Polsce: 24 marca 2023Sundown to seans trudny, a jednocześnie bardzo absorbujący z wieloma momentami, w których Michel Franco w sposób intrygujący odwołuje się do naszych doświadczeń.
Sundown to seans trudny, a jednocześnie bardzo absorbujący z wieloma momentami, w których Michel Franco w sposób intrygujący odwołuje się do naszych doświadczeń.
Michel Franco znany jest z powolnego prowadzenia narracji, jednak udaje mu się też trudna sztuka wypełniania podskórnym napięciem niemal każdej sceny, nawet pozornie pozbawionej większych znaczeń. Początek Sundown pokazuje nam bogatą rodzinę z Londynu, która wypoczywa w apartamencie znajdującym się w meksykańskim Acapulco. Pogoda oczywiście dopisuje, natomiast obsługa dba o najwyższy standard dogadzania swoim klientom. Można powiedzieć, że „żyć nie umierać”, ale ekscytację widać wyłącznie po dzieciach – Colinie (Samuel Bottomley) i Aleksie (Albertine Kotting McMillan). Dorosła część ekipy sprawia wrażenie, jakby ich myśli błądziły po meksykańskiej plaży. Alice (Charlotte Gainsbourg) najprawdopodobniej zmęczona jest odpoczynkiem i marzy o powrocie do pracy, zaś Neil (Tim Roth) jest wyciszony i trudno powiedzieć, na ile rzeczywiście cieszy go czas spędzany z rodziną. Wszystko odmieni się w sytuacji, gdy bohaterowie otrzymują telefon z informacją o śmierci bliskiej osoby, co będzie oznaczało natychmiastowy powrót do Londynu. Neil zapomni jednak wziąć z hotelu paszport, co prowadzi do niespodziewanej, ale chyba też nieuniknionej ucieczki i decyzji o pozostaniu w Acapulco.
Obserwujemy wraz z kolejnymi minutami pozbawioną celu podróż bohatera, starającego się przekonać wszystkich, że on wcale nie stchórzył przed życiem. A jednak wydaje się, że miał dość swojej codzienności, która wprowadzała go w stan egzystencjalnej nudy. Chodzi od hotelu na plażę, siedzi na krześle i opróżnia kolejne butelki piwa, przy okazji zażywając kąpieli słonecznych. Powtarzalność zdarzeń przerywają spotkania z tubylcami i kosztowanie owoców morza, ale ciągle gdzieś w powietrzu zawieszona jest niepewność. Franco jest niezwykle oszczędny w portretowaniu swojego bohatera, a genialna rola Tima Rotha tylko dopełnia utkaną wokół postaci tajemnicę. Dowiadujemy się z czasem więcej, jak choćby tego, że ten nie musi walczyć o pieniądze ze spadku, bo też nie wydaje się być to rzeczą, o którą musiał w życiu walczyć. Możemy domyślać się, że decyzja o zostaniu w Meksyku wynika z potrzeby stania się niezależnym wobec swojej rodziny, a jednocześnie jest to poszukiwanie czegoś, co pomoże mu poczuć, że istnieje.
Liczba pytań, która pojawia się podczas seansu, może przytłaczać, zwłaszcza w sytuacji, gdy Franco wymaga od nas cierpliwości i do ostatnich scen musimy czekać na odpowiedzi. Śledzimy bohatera w jego codzienności, drepczącego tu i tam, posiadającego jeden zestaw min. Meksykański reżyser nie skupia się jednak tylko na studium postaci, ale też dorzuca do tego wątki społeczne, jak chociażby oswojenie się z przemocą i nierównościami. Ogrywanie wszystkiego na subtelnościach wystawia nas na próbę, ale też nie mamy wątpliwości, że koniec końców stanie się coś mocniejszego i zostaniemy wyrwani z marazmu. Franco sygnalizuje to niemal przez cały seans, fundując nam filmowe sztuczki – jedną narracyjną i kilka wizualnych, które pobudzają widza i odsłaniają na chwilę fasadę realizmu.
Znamienna jest w tym wszystkim także relacja Neila z poznaną Meksykanką. Sceny dialogu pomiędzy nimi są niezwykle rzadkie, a jednocześnie oko kamery pokazuje nietypową więź. Zawiązaną jakby poza nimi, przypadkową, a przecież intymną i intensywną, mimo tego, że będzie ona jedynie chwilowa. Zwodnicza fabuła Franco i wyjątkowa gra Tima Rotha sprawiają, że mimo sennego tempa, ciągle gdzieś jesteśmy z tym bohaterem i staramy się zrozumieć jego decyzje. Na własną odpowiedzialność możemy też odnosić życie Neila do swojego własnego i nie trzeba do tego wypoczywać w pięknym (ale moralnie zgniłym) miasteczku lub posiadać na koncie miliony funtów.
Sundown przeciwnie do tytułu, jest momentami jak te promienie słońca wbite w nasze gałki oczne. Irytuje powolnym tempem i oszczędnością formy, ale też może właśnie w tym jest metoda Franco, aby pokazać nam rzeczy, których nie chcemy oglądać. Być może w obawie przed tym, że uświadomimy sobie, jak bardzo blisko nam do postaci Neila.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat