Supergirl: sezon 1, odcinek 4 i 5 – recenzja
Supergirl nadal jest przyjemnym serialem z dużym potencjałem, a Melissa Benoist zachwyca w tytułowej roli. Sporo tutaj jednak błędów i niedopracowań.

Oba recenzowane odcinki Supergirl zaznaczają bardzo wyraźny plus: w końcu dano sobie spokój z ekstremalnie częstym mówieniem o Supermanie. Wzmianek jest tak mało, że tym razem nawet trudno na nie zwrócić uwagę. Po tym, jak w pierwszych trzech co chwilę wspominano o Człowieku ze stali, ta zmiana jest od razu odczuwalna. Miejmy nadzieję, że jego obecność będzie zdawkowa i już nie będą popadać w taką przesadę.
Emisja 4. odcinka została przesunięta z uwagi na fabułę związaną z zamachem terrorystycznym. Sprawa poprowadzona jest poprawnie, bez fajerwerków wizualnych ani emocjonalnych. Cieszy jednak zalążek czegoś większego związanego z postacią Maxwella Lorda. Na razie wiele o nim nie można powiedzieć - pod wieloma względem to taka trochę mieszanka Lexa Luthora z Wellsem z serialu The Flash. Jednak jego ukryte cele wobec Supergirl to coś, co może fajnie rozwinąć się w kolejnych odcinkach. Wątek intryguje.
Natomiast w 5. odcinku mamy do czynienia ze złoczyńcą tygodnia w osobie Livewire. Z jednej strony to sztampa maksymalna, ale z drugiej całość ma kilka fajnych elementów. Przede wszystkim sam pojedynek z Livewire na ulicach zrealizowano sprawnie i efektownie. Co prawda kulminacja jest trochę banalna, ale ogólnie wychodzi to nieźle. No i osoba Cat Grant dostaje swoje kilka minut, które pozwalają pokazać ją z innej perspektywy.
Ważna jest też relacja Kary/Supergirl z Cat Grant, która w obu odcinkach dostaje trochę więcej czasu ekranowego i rozsądnie się rozwija. Zbliżenie do Cat pozwala ją lepiej poznać. Ciut wychodzi ona ze swojej skorupy schematyczności i być może coś z tego jeszcze będzie. Do tego jedna scena z Karą, w której rozmawiały o rodzicach naszej bohaterki, ma w sobie przyjemną dawkę emocji. Coś, co mimo wszystko jest rzadkie w tym serialu.
No to tyle o pozytywnych aspektach obu odcinków. Supergirl ma ten sam problem co przygody Green Arrowa i Flasha (bardziej w 1. sezonie), czyli wątki obyczajowe. Są one, mówiąc delikatnie, przeciętne, czasem wręcz rażą banalnością i boleśnie mdłymi rozwiązaniami. Cały trójkąt miłosny Kara-Jimmy-Lucy jest nieporozumieniem i nie działa. Problem w tym, że Lucy jest na razie tylko nazwiskiem na papierze. To jest ten moment, gdy trzeba wprowadzić jakiś wątek, by dodać tej postaci życia, a tak - jest nijaka. W gruncie rzeczy mamy kwadrat, bo w grę wchodzi jeszcze najlepszy przyjaciel Kary, który podczas Święta Dziękczynienia najwyraźniej chciał wyrzucić z siebie jakieś wyznanie. Ja nie mam nic przeciwko wątkom obyczajowym, ale niech one będą przemyślane i sensowne, bo te tutaj na razie są najsłabszym elementem odcinków. Troszkę lepiej wygląda relacja sióstr i matki (w końcu oryginalna Supergirl w serialu!).
Właśnie pojawienie się matki sióstr jest kolejnym plusem. Pomijając trochę wyolbrzymiony i rozciągnięty dramat rodzinny, dostajemy tutaj nowy ciekawy wątek z potencjałem. Co się stało z ich ojcem (w tej roli Superman z serialu Lois & Clark)? Kim jest Hank? Pojawia się też zalążek kolejnej większej intrygi, która może znakomicie rozbujać ten serial w przyszłości. Hank nadal jest tajemnicą, a jego rozbrajanie bomby mówi nam jedynie, że w istocie jego moc jest spora. Czyżby jednak Martian Manhunter?
Wiele tych minusów jest trochę niwelowanych przez Melissę Benoist. Można powiedzieć wiele złego o tym serialu, ale ona w roli Kary/Supergirl często nawet z najbardziej banalnych i głupich scen wydobywa coś zabawnego, lekkiego i działającego dobrze na ekranie. Szkoda, że pomimo delikatnego rozwoju Cat reszta na razie jest bardzo daleka od tego, co prezentuje Melissa.
Supergirl ma fajny klimat, przyjemnie uchwyca komiksowego ducha, a ja tę konwencję kupuję. Melissa zachwyca cały czas, ale poza tym jest tutaj sporo wad i niedopracowań. Potencjał jednak jest na więcej - oby udało się go wykorzystać.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/



naEKRANIE Poleca
ReklamaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1967, kończy 58 lat
ur. 1987, kończy 38 lat
ur. 1972, kończy 53 lat
ur. 1992, kończy 33 lat

