Supergirl: sezon 4, odcinek 4 – recenzja
Ostatni odcinek serialu Supergirl to prawdziwe ekranowe pomieszanie z poplątaniem. Tak źle w produkcji stacji The CW nie było od... jakichś dwóch tygodni.
Ostatni odcinek serialu Supergirl to prawdziwe ekranowe pomieszanie z poplątaniem. Tak źle w produkcji stacji The CW nie było od... jakichś dwóch tygodni.
O tym, że z serialem Supergirl źle się dzieje, wiemy od dawna. Twórcy chcą nas jednak przekonać, że może być jeszcze gorzej. Odcinek Ahimsa to bite 40 minut ekranowej tandety i żenady, kuriozalnej w wydźwięku nawet jak na normę, do której przyzwyczaili nas przed lata superbohaterowie stacji The CW. Ostatnia odsłona serii dostarcza nam całą karuzelę głupotek fabularnych: dysputy o pacyfizmie na szkolną modłę, hipnotyzowanie kosmitów, pasywno-agresywne zachowania postaci, doładowywanie się prądem bez herbaty, a wszystko to okrasza tytułowa heroina, która paraduje przed naszymi oczami w ni to skafandrze, ni to kostiumie zajumanym w czasie halloweenowej parady. Jeszcze gorzej, że cały ten festiwal serialowej mordęgi zdaje się prowadzić donikąd - nie do końca wiemy, jakie są motywacje i cele antagonistów, ani o co chodzi bohaterom w czasie kolejnych refleksji na temat swoich powinności. Zapomnijcie o czymś takim, jak zasadnicza oś fabularna całego sezonu. Tę przecież można dorobić w każdym momencie; na razie ważniejsze są większe niż życie alegorie do realnego świata i prześciganie się w tasowaniu frazesami i dyrdymałami.
W Ahimsie fatalnie jest właściwie na każdym polu, przy czym wątpliwy prym wiedzie tu warstwa wizualna. Kara w swojej nowej zbroi wypada doprawdy idiotycznie - nie dość, że sam strój wygląda, jakby był zrobiony w kotłowni, to jeszcze twórcy raczą nas tu absurdalnymi przebitkami z kamery zamontowanej w kombinezonie, mającej zapewne przywodzić na myśl kinowego Iron Mana. W dodatku Alex będzie na siostrę krzyczeć, więc siłą rzeczy zrodzą się w nas skojarzenia z imprezą przedszkolaków: jedno z nich przyszło na nią w kasku, więc pozostałe z niejasnych przyczyn zaczęły nieboraka okładać, czym tylko się da. Czuć, że Melissa Benoist nie do końca radzi sobie z nowym położeniem; tak źle w aspekcie gry aktorskiej nie prezentowała się już dawno, a jej postaci nie ratuje nawet nawiązanie do superkota Streaky'ego. Wydaje się jednak, że gwiazda produkcji dopasowała się tym razem do poziomu scenariusza - jeśli takowy w tym tygodniu w ogóle zdołano stworzyć.
Debilizm goni debilizm - tak najłatwiej można by streścić aspekt fabularny Ahimsy. Rozwiązanie Leny i Brainy'ego w kwestii pozbycia się z atmosfery kryptonitu razi uproszczeniem, plan Agenta Liberty i rodzeństwa Graves na destabilizację USA wygląda jak tworzony na poczekaniu i w dodatku coraz bardziej przypomina kuriozalne zachowania Nona i spółki z 1. sezonu, wprowadzanie kosmitów w hipnozę jawi się niczym kuszenie dzieciaków cukierkiem, a jest jeszcze J'onn J'onzz, który trochę chce być własnym ojcem, trochę Mahatmą Gandhim, a trochę nie wiadomo czym. Co więcej, do całego tego fabularnego cyrku wkracza nowa postać, Manchester Black, czyli niedorobione połączenie Idris Elba z Luther i Ripa Huntera z Legends of Tomorrow. Z całym szacunkiem dla tego bohatera, ale jeśli ratunkiem dla produkcji ma być postać z 5. ligi komiksowego świata DC, którą mamy polubić tylko dlatego, że przed chwilą jego obiekt westchnień kopnął w kalendarz, to może należałoby w ogóle jej nie wprowadzać? Wisienką na mocno nieświeżym torcie staną się szybkie migawki z finału odcinka. Rodzeństwo Graves zostało wysłane na tamten świat, choć doskonale wiemy, że lada chwila powróci, a Agent Liberty to "szuja, obrzydliwa larwa i szczerzuja", jakby to ujął Jeremi Przybora. Nawet robaczek, którego złoczyńca włoży w ucho swojej ofiary, prezentuje się tu paradoksalnie sympatycznie, choć zapewne nie taki był zamysł twórców.
Prawdopodobnie najpełniej słabość ostatniego odcinka serii oddaje scena, w której Alex mając do wyboru strzelić albo w kierunku siostry, albo złowrogiego obcego, zdecyduje się na pierwsze rozwiązanie - lada chwila odkryjemy, że zrobiła tak, by podładować akumulator zbroi Kary. W tym momencie albo parskniesz śmiechem, albo zaczniesz chować twarz w dłoniach. A może jedno i drugie? Supergirl w swoim 4. sezonie to jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem. Produkcja szwankuje fabularnie, wizualnie, na poziomie ekranowej symboliki; ze świecą będzie trzeba szukać nadziei na lepsze jutro, nawet jeśli w Kasnii nadal siedzi sobowtór Dziewczyny ze Stali. Jak więc poprawić Wam humor? Być może faktem, że amerykańskie portale zajmujące się popkulturą, z Hollywood Reporter na czele, zaczęły w ostatnim czasie tworzyć liczne artykuły na temat tego, jak serial The CW świetnie nawiązuje do sytuacji politycznej współczesnego świata... Sami oceńcie, czy z taką tezą można w ogóle dyskutować, czy nie lepiej powiedzieć po prostu... "pomidor".
Źródło: Zdjęcie główne: The CW
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat