Tacy jesteśmy - sezon 5, odcinek 6 - recenzja
W Tacy jesteśmy po raz kolejny zrobili to, co potrafią najlepiej - nakręcili taki odcinek, który wzruszał do łez. Ponadto przybliżył widzom przeszłość bohaterki, która miała ogromny wpływ na życie Randalla. Oceniam.
W Tacy jesteśmy po raz kolejny zrobili to, co potrafią najlepiej - nakręcili taki odcinek, który wzruszał do łez. Ponadto przybliżył widzom przeszłość bohaterki, która miała ogromny wpływ na życie Randalla. Oceniam.
Przed rozpoczęciem piątego sezonu This is Us chyba nikt się nie spodziewał, że przeszłość Randalla skrywa jeszcze tak wiele tajemnic. Ale twórcy, jak zwykle zaskoczyli widzów kolejnymi fabularnymi rozwiązaniami, które pozwoliły nam poznać historię biologicznej matki Pearsona. Poświecono jej cały odcinek i trzeba przyznać, że była to bardzo dobra decyzja, bo emocji nie brakowało. Tylko nastąpił drobny zgrzyt, gdy Hai (Vien Hong) tak błyskawicznie rozpoczął swoją opowieść, bez zbędnego budowania napięcia.
Okazało się, że Randall pochodzi z bogatej rodziny z Nowego Orleanu. Laurel była bardzo wrażliwą osobą, która kochała swojego brata i ciocię. Żyła też pod dużą presją rodziny, zwłaszcza ojca. Nie ominęła ją również tragedia związana ze śmiercią brata na wojnie Wietnamie, co bardzo przeżyła. Ale dzięki temu wydarzeniu znalazła miłość, w której uczuciem obdarzyła Haia. Ta pierwsza część opowieści była interesująca i w słodko-gorzkim stylu This is Us, ale - mówiąc potocznie - nie powalała na kolana.
Podobnie jak Randall z narastającą niecierpliwością czekaliśmy na najważniejsze informacje z historii, którą opowiadał Hai. Odpowiedź na pytanie, dlaczego Laurel nie odszukała swojego syna, okazała niezwykle poruszająca. Kobieta trafiła do więzienia, a potem zżerało ją poczucie winy i smutek. Sceny, które oglądaliśmy, były niezwykle wzruszające. Szczególnie ta, gdy Laurel zadzwoniła do domu i nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Dodatkowo emocje intensyfikowała piosenka w tle - Breathe Again w wykonaniu Joy Oladokun. To był mistrzowski montaż, ale słowa pochwały należą się przede wszystkim Jennifer C. Holmes, która wcielała się w tę bohaterkę. Nie tylko jest piękna i urocza, ale też kapitalnie zagrała. Również w tej scenie, gdy wróciła do swojej ciotki Mae, która podzieliła się swoja historią, aby podnieść ją na duchu.
Twórcy bardzo mądrze wyjaśnili kwestię porzucenia Randalla przez Laurel. Nie było w tym żadnego fałszu, dlatego takie rozwiązanie satysfakcjonuje. Bohaterka wzbudza współczucie, a nie gniew. Poza tym serial, jak zwykle przywiązał dużą uwagę do tematu cierpienia i żałoby oraz tego, jak sobie z tym radzić. Widzowie zawsze mogą wyciągnąć jakąś naukę z odcinków i to też należy docenić. A przy okazji pojawił się wątek związany z rasizmem, który dobrze uchwycił systemową nierówność wobec ciemnoskórych Amerykanów. To też napawało smutkiem w tej historii, ponieważ Laurel pragnęła odnaleźć syna, ale na drodze stanął jej wyrok sądowy.
Ta historia Haia nie tylko powodowała napływ łez do oczu, ale też posiadała przyjemniejsze momenty. Romans Laurel z Haiem rozpoczął się nietypowo i humorystycznie. Kane Lieu w roli młodego Langa też był świetny, choć nie przypominał zupełnie Vien Honga. Ale za to sprawił, że widzowie mogli uwierzyć w uczucie między Laurel a Haiem. Natomiast cała ta opowieść nabrała cech telenoweli i melodramatu. Gdyby nie była skumulowana w jednym odcinku pewnie nie rzucałoby się to tak w oczy. Na szczęście This is Us nawet jeśli przesładza swoje historie, dorzucając im nieco dramatycznych momentów, to jest to zawsze przedstawione w dobrym tonie i stylu.
Natomiast twórcy przedobrzyli, gdy wprowadzili mistyczny motyw, gdy Randall rozmawiał ze swoją matką. Z jednej strony to było bardzo ważne dla tej postaci, aby pogodzić się ze swoją rodzicielką i pozwolić sobie na odrzucenie bólu. Ale z drugiej strony nie pasowało do tego serialu, który twardo stąpa po ziemi i realistycznie mierzy się z ludzkimi tragediami i cierpieniem. Przez tą metafizyczność scena straciła siłę oddziaływania i nie poruszała tak, jak powinna. Lepiej by było, gdyby poprzestano na krzyku i katartycznej kąpieli w jeziorze, mimo że to dość ograny motyw. Dobrze, że chociaż aktorzy byli w niej znakomici (Sterling K. Brown, jak zwykle kapitalny), choć Angela Elayne Gibbs nie miała w sobie takiego uroku jak Jennifer C. Holmes.
W poprzednim odcinku Kate po konfrontacji z Markiem poczuła się lepiej i raźniej. W tym najnowszym epizodzie to samo spotkało Randalla, który pozbył się przygnębienia poznając całą historię z przeszłości. Po tylu sezonach i przeżyciach miło zobaczyć, że ci bohaterowie odnaleźli spokój. A Pearson dodatkowo jeszcze wzbogacił się o domek nad jeziorem! Ale najwyraźniej w przypadku wątku Kevina nie będzie tak kolorowo. Twórcy nie pozwolili widzom długo nacieszyć się szczęściem Randalla i zakończyli odcinek w bardzo niepokojący sposób. To oznacza, że za tydzień czeka nas wiele emocji i nerwowych wydarzeń, co zachęca do obejrzenia epizodu.
Najnowszy odcinek wzbudzał duże emocje. Nie był prowadzony w zawrotnym tempie, ale te poruszające sceny chwytały za serce. Historia Laurel też nie rozczarowała, bo satysfakcjonująco odpowiedziała na dręczące widzów pytania. Była dramatyczna, ale też pełna ciepła. This is Us znowu pokazało klasę!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat