Teoria wielkiego podrywu: sezon 9, odcinki 12 i 13 – recenzja
Po raz kolejny w dziewiątym sezonie Teoria wielkiego podrywu udowadnia, że w tym serialu jest jeszcze wiele potencjału. Odcinek The Empathy Optimization jest jednym z najlepszych od bardzo, bardzo dawna.
Po raz kolejny w dziewiątym sezonie Teoria wielkiego podrywu udowadnia, że w tym serialu jest jeszcze wiele potencjału. Odcinek The Empathy Optimization jest jednym z najlepszych od bardzo, bardzo dawna.
The Big Bang Theory nie przestaje zaskakiwać - głównie tym, że po prawdziwie fatalnym ósmym sezonie jednak podniosła się z kolan i w dziewiątej serii prezentuje dobry, równy poziom. Co więcej, od czasu do czasu twórcom udaje się nawet tchnąć w prowadzoną od blisko dekady opowieść odrobinę świeżości. Odcinki The Sales Call Sublimation oraz The Empathy Optimization to potwierdzenie napawającego optymizmem trendu.
Pierwszy z nich prezentuje poziom zbliżony do większości epizodów z tej serii, gdzie może i trudno się zachwycać, a od czasu do czasu można wręcz westchnąć, że to jednak nie to, co The Big Bang Theory prezentowała kiedyś, nie sposób jednak się nie uśmiechać. Tempo nieco szwankuje, podobnie jak gra Jima Parsonsa, ale wiele żartów trafia w sedno; nie brakuje też ciekawych pomysłów, jak choćby postać psychiatry, do której Leonard idzie za namową Penny, by przetrzeć jej drogę do reklamowania promowanych przez siebie specyfików. Wreszcie, po dłuższej przerwie, powrócił szerzej temat pracy Penny, wcześniej ciekawie poruszany w wątkach bojącego się Bernadette szefa czy w odcinku ze świetnym Billym Bobem Thortonem, później zaś porzucony. Odcinek nikomu raczej w pamięć na dłużej nie zapadnie, ogólne wrażenie pozostawia jednak jak najbardziej pozytywne.
Jeszcze lepiej wypadł kolejny, The Empathy Optimization, zrealizowany niemal perfekcyjnie. Wszystko tu grało! Zaczęło się od bardzo dobrego otwarcia z nawiązaniem do aktualnych wydarzeń w świecie popkultury, by potem przejść do opowieści o upierdliwym Sheldonie, nękającym przyjaciół w czasie swojej choroby (o dziwo, Parsons wypadł bardzo dobrze) – w tym wątku wreszcie umiejętnie wykorzystano wszystkie postacie, nawet Emiliy, a ponieważ działo się naprawdę dużo, nie było scen-zapychaczy, a tempo nie spadało. Żartów było naprawdę dużo, a przede wszystkim były pomysłowe; wreszcie miało się wrażenie oglądania czegoś innego i nowego zamiast powtórzonych, utartych gagów. Prym wiodła tu Amy, nad którą scenarzyści przestali się wreszcie znęcać, a która w relacji z Sheldonem w końcu pokazała pazur i przede wszystkim olbrzymi dystans do tego, jak specyficznym człowiekiem jest jej ukochany.
Pierwszą część dziewiątego sezonu The Big Bang Theory można więc uznać za zaskakująco udaną.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat