„The Last Man on Earth”: sezon 1, odcinek 13 (finał) – recenzja
Ma na imię Phil Tandy Miller i właśnie opuścił Tuscon u boku Carol Pilbasian. "The Last Man on Earth" kończy 1. sezon w niezłym stylu, ale ostatecznie nie spełnia obietnicy złożonej podczas premiery.
Ma na imię Phil Tandy Miller i właśnie opuścił Tuscon u boku Carol Pilbasian. "The Last Man on Earth" kończy 1. sezon w niezłym stylu, ale ostatecznie nie spełnia obietnicy złożonej podczas premiery.
Już po finałowym odcinku "The Last Man on Earth" Phil Lord i Chris Miller wypowiadali się na temat swojej wizji serialu – chcieli sparodiować motyw przetrwania w postapokaliptycznym świecie, tworząc komedię, która eksploatuje świeże pomysły. W takiej tonacji wyreżyserowali pierwsze dwa epizody, a następnie zostawili produkcję w rękach Willa Forte i grupy scenarzystów. Pozostaje nam żałować, że nie znaleźli więcej czasu na swój udział, ponieważ Forte i spółka pokierowali projekt w zupełnie inną stronę.
I tak „Screw the Moon” zamyka błędne koło, jakim stał się motyw przewodni relacji Phila i Carol. W ciągu finałowych 20 minut Miller zdążył ostatecznie zrazić do siebie wszystkich członków grupy, a niedoszły plan zabójstwa przerodził się w wyrok wygnania dla bohatera. Jego irytujące i dziecinne zachowanie przesadnie nie śmieszyło, ale też nie męczyło, a cała w tym zasługa uroku Willa Forte – to zaskakujące, że jego postać pomimo ewidentnych wad pozostała sympatyczna i nawet w żenujących sytuacjach miała za sobą doping widza. Widza i Carol, która również do końca stała po jego stronie. Relacja bohaterki z Philem i rodzące się między nimi uczucie wypadło – paradoksalnie – bardzo wiarygodnie. Przeciwieństwa się przyciągają, a byli oni doprawdy ekscentryczną parą, w zwichrowany sposób do siebie pasującą.
[video-browser playlist="694107" suggest=""]
Na ich tle słabo wypadła reszta obsady. Drugi Phil, Melissa, Todd, Gail i Erica to postacie płaskie, niemal papierowe, a ich relacje niespecjalnie interesowały. Sprawdzali się tylko jako kontrast dla działań Millera – tym bardziej cieszy więc, że w drugiej serii mogą już nie powrócić, a przynajmniej powinni pojawiać się mniej.
Na przestrzeni całego sezonu tło stanowił również wspomniany krajobraz świata po zagładzie i elementy survivalu. Z odcinka na odcinek traciły one jednak na znaczeniu i tutaj upatrywać należy największej wady produkcji oraz niespełnionego potencjału. W ciągu tych kilku tygodni emisji miałem dla „The Last Man on Earth” dużo wyrozumiałości i nadziei, że motywy te zostaną jednak wykorzystane. Nie zostały, ale nadzieja nie umarła nadal. Odjazd Phila i Carol zapowiada fabularny restart, duet Lord-Miller wspomniał, że (jeśli tylko okoliczności pozwolą) będą chcieli rozwinąć swoją oryginalną koncepcję, a pozytywne oczekiwania wzmacnia zapowiedź przybycia brata Phila. Jeśli Jason Sudeikis trafi w drugim sezonie do stałej obsady, to będzie to naprawdę zacne komediowe trio.
Czytaj również: „The Last Man on Earth” – Phil Lord i Christopher Miller o 2. sezonie i zabawie apokalipsą
Ta zapowiedź i odcięcie się od dotychczasowych wątków to najjaśniejsze strony finału. Względem premiery „The Last Man on Earth” wyraźnie obniżył loty, ale utrzymał równy poziom aż do zakończenia. Będąc niepoprawnym optymistą, zaryzykuję stwierdzenie, że w drugiej serii produkcja wyciągnie wnioski z popełnionych błędów i będzie już tylko lepiej.
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat