The Walking Dead: Daryl Dixon - sezon 1, odcinek 3 - recenzja
W trzecim odcinku The Walking Dead: Daryl Dixon twórcy zabrali widzów na zwiedzanie zdewastowanego Paryża. Choć pojawiły się zombie, a także ujawniono zaskakujące informacje o przeszłości bohaterów, to wolne tempo epizodu sprawiło, że oglądało się go bez emocji.
W trzecim odcinku The Walking Dead: Daryl Dixon twórcy zabrali widzów na zwiedzanie zdewastowanego Paryża. Choć pojawiły się zombie, a także ujawniono zaskakujące informacje o przeszłości bohaterów, to wolne tempo epizodu sprawiło, że oglądało się go bez emocji.
Początek odcinka The Walking Dead: Daryl Dixon był całkiem obiecujący. Bohaterowie trafili do teatru w Angers, chcąc nawiązać kontakt radiowy, a spotkali szalonego muzyka. Widok grających na instrumentach zombie był naprawdę dziwaczny. Cóż, muzyka pozostaje wiecznie żywa, nawet po śmierci. Było to tak zaskakujące, że intrygowało, co zobaczymy dalej w tym epizodzie.
Daryl, Isabelle, Laurent i Sylvie przybyli do Paryża, który nawet w postapokaliptycznych czasach wygląda imponująco, ale też ponuro ze względu na zachmurzone niebo. Pogoda pozwoliła zbudować bardziej niepokojącą atmosferę. „Wycieczka” po stolicy Francji objęła słynny cmentarz Pere Lachaise oraz dość przerażające katakumby. W tle majaczyła zniszczona wieża Eiffla – warto docenić to, że nie zapomniano wyjaśnić, dlaczego nie ma czubka. Atrakcja turystyczna prezentuje się klimatycznie i apokaliptycznie. Miasto może być podniszczone, ale sztuka przetrwała, więc mogliśmy ujrzeć obraz Lilie wodne Claude’a Moneta, który uratowano z muzeum. Wszystko to stanowi niezwykłą promocję miasta, nawet jeśli akcja rozgrywa się w świecie opanowanym przez zombie i wszystko wokół jest zdewastowane.
Aby odcinek nie zamienił się w wycieczkę krajoznawczą po Paryżu, Daryl i Isabelle musieli się też zmierzyć z toksycznymi i szybszymi wariantami zombie, które możemy kojarzyć z The Walking Dead: Nowy świat. Przez słabe CGI trudno było się wczuć w sytuację. Emocji nie dostarczyła nawet scena z przemienioną dziewczynką, którą pamiętamy z retrospekcji Isabelle. Bardziej interesująca była sekwencja, w której Codron obserwował eksperymenty na zombie przeprowadzane przez ludzi Genet. Ten widok rzeczywiście przyprawiał o ciarki.
Bohaterowie trafili do schronienia, w którym rządzi Fallou. Tak jak w poprzednim odcinku oprowadzono postaci po tym miejscu, jakby twórcy chcieli się pochwalić, ile pracy włożyli w tę imponującą scenografię. Jednak ciekawszą lokacją okazał się kolorowy i zatłoczony klub nocny, w którym występowała m.in. francuska drag queen (Paloma). Warto podkreślić, że odcinek był wypełniony muzyką, co rzadko się zdarza w tym uniwersum. Dzięki temu serial jest trochę inny niż reszta spin-offów.
Pojawienie się Quinna w klubie było przewidywalne, ale informacja, że jest ojcem Laurenta, zaskakiwała. Konfrontacja Isabelle ze swoim byłym chłopakiem niezbyt emocjonowała, ale fakt, że Daryl czuwał nad bezpieczeństwem zakonnicy, sprawiał, że pojawiło się leciutkie napięcie. Szkoda tylko, że późniejsza mała kłótnia głównego bohatera z Isabelle była nijaka. Jest między nimi świetna chemia, ale nie zaiskrzyło na tyle, abyśmy mogli uwierzyć, że nawiązali głębszą więź. Rozczarowuje również wątek Sylvie, która jest na doczepkę do głównych bohaterów. Na razie wygląda to tak, jakby twórcy nie mieli żadnego pomysłu na tę postać. Może w kolejnych odcinkach poświęcą jej więcej czasu, aby zaczęło nam na niej zależeć.
Na koniec twórcy zaserwowali widzom trochę akcji, ale odcinek tak się wlókł, że walka z Codronem nie zrobiła żadnego wrażenia. A cliffhanger z Darylem spadającym przez dach był kuriozalny. Jakbyśmy się cofnęli o jakieś 15 lat, gdy tego typu zakończenia były popularne, a dziś wydają się nieco absurdalne.
Nowy odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon nie był porywający, bo rozwijał się własnym, spokojnym tempem. Dobrze, że był nieco krótszy od poprzedniego, ponieważ mogłoby się wkraść duże znużenie. Na szczęście Paryż i nowe grupy sprawiły, że udało mu się wzbudzić ciekawość. Znowu nie zabrakło subtelnego humoru Daryla i jego sarkastycznych komentarzy. To się świetnie sprawdza, a do tego rozładowuje atmosferę – jak w przypadku gołębiego „radia” czy chłopaka Isabelle. W każdym razie epizod miał za zadanie wprowadzić widzów do podejrzanie słabo zaludnionego Paryża, abyśmy mogli poznać nowe grupy. Możliwe, że odkryjemy też tajemnicę wyjątkowości Laurenta, który prawdopodobnie wskoczył wprost w stado zombie. Nie wiadomo, co się z nim stało. Na pewno na bardziej dynamiczną akcję przyjdzie czas, choć nie zostało go wiele, skoro jesteśmy już w połowie sezonu. Liczę na więcej emocji!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat