The Walking Dead: Daryl Dixon - sezon 2, odcinek 5 - recenzja
Data premiery w Polsce: 27 października 2024Najnowszy odcinek spin-offu The Walking Dead to jeden z lepiej zrealizowanych i wyważonych epizodów w tym sezonie! Nie zabrakło brutalnych i widowiskowych scen.
Najnowszy odcinek spin-offu The Walking Dead to jeden z lepiej zrealizowanych i wyważonych epizodów w tym sezonie! Nie zabrakło brutalnych i widowiskowych scen.
Piąty odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon nieco zwolnił tempo, aby poszczególni bohaterowie mieli czas na chwilę spokojnej rozmowy. Dzięki temu scena Codrona i Laurenta, w której ten pierwszy wyraził skruchę, okazała się wartościowa dla fabuły. Za sprawą dobrej gry Romaina Leviego można było uwierzyć w przemianę tej postaci. Trochę mniej angażująco wypadła scena Daryla, który próbował przekonać chłopca, aby ten poleciał z nim do USA. Warto docenić Normana Reedusa, który świetnie odgrywa skrywane i tłumione uczucia swojego bohatera. Jak za dawnych czasów w The Walking Dead.
Większe emocje obserwowaliśmy w innych konfrontacjach. Carol w końcu wyjawiła Ashowi, że kłamała o córce i prawdziwej przyczynie podróży do Francji. Zgodnie z jej obawami rozmowa nie poszła dobrze. Melissa McBride i Manish Dayal zagrali znakomicie, a ból postaci był wiarygodny. Cieszę się, że aktorka wcielająca się w Carol powróciła do roli i wzbogaciła historię 2. sezonu.
Ciekawiła też scena, gdy Fallou wytknął hipokryzję Losangowi przed wszystkimi ludźmi w kryjówce. Lider kultu został ośmieszony. Mówiąc żartobliwie, brakowało tylko opuszczenia mikrofonu na podłogę. Trzeba powiedzieć, że twórcy w tym odcinku przeszli samych siebie (jak na standardy tego serialu). Zupełnie nie zwracaliśmy uwagi na to, że scena nie trzymała w napięciu – nawet wtedy, gdy Codron i Laurent przekradali się po rusztowaniach.
Warto też wspomnieć o Annie i jej klubie nocnym przejętym po śmierci Quinna. Trochę się pozmieniało w tym miejscu, ale Lukerya Ilyashenko mogła zabłysnąć. Może nie budziła grozy, ale bawiła się rolą i idealnie wykorzystała swój seksapil. Sprawiła też, że groteskowe Demimonde stało się bardziej przyziemnym miejscem.
W odcinku nie zabrakło akcji, a najbardziej pamiętną sceną była ta w samochodzie – wspaniale trzymała w napięciu! Otoczeni przez hordę szwendaczy bohaterowie czekali na atak zombie ze wstrzykniętym serum. Praca kamery oraz krwawe efekty specjalne były fantastyczne. Stworzono bardzo klaustrofobiczną atmosferę. Szczególne wrażenie robiły zmasakrowane szczątki zombie przy samym aucie (było ich mnóstwo).
Po tak efektownej scenie pościg przez katakumby nie imponował. Nieco skopiowano Dead City, bo Codron tak jak Negan nie przejął się dźgnięciem nożem zadanym przez kobietę. Samo starcie było nijakie. Konfrontacja Daryla z Losangiem też nie przyniosła większych emocji, bo choreografia walki prezentowała się zaledwie przyzwoicie, bez efektu "wow!". Przeraziła jedynie końcówka, gdy Dixon zmiażdżył czaszkę lidera kultu… czaszką. Mimo wszystko zrezygnowano z pełnej brutalności i nie pokazano twarzy Losanga (trochę to dziwi, skoro w poprzednim odcinku w podobny sposób zginęła Genet). Niestety śmierć tego (chwilowo) głównego złoczyńcy nie zapadnie w pamięć.
W nowym epizodzie podobała mi się płynność wydarzeń. Był czas na istotne rozmowy między bohaterami, ale też pojawiły się widowiskowe sekwencje akcji. Niektóre motywy czy wątki były naciągane (Laurent błyskawicznie zmienił zdanie), ale to nie przeszkadzało. Cieszyły wspólne sceny rozmów Daryla i Carol, które zawsze są bardzo naturalne i zwyczajne. Aktorzy nie muszą udowadniać, że bohaterów łączy silna więź przyjaźni – my to czujemy. Jak potoczy się ta historia? W końcu nie wszyscy zmieszczą się do samolotu, który wróci do Ameryki. Czekam na finał!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat