The Walking Dead - sezon 10, odcinek 20 - recenzja
The Walking Dead w sezonie 10C kontynuuje zagłębianie się w swoich bohaterów. W kolejnym bonusowym odcinku przyszedł czas na barwną Księżniczkę. Jej wątek uchyla też rąbka tajemnicy o nowej społeczności. Mimo że epizod zaskakuje, to pozostaje po nim pewien niedosyt. Oceniam.
The Walking Dead w sezonie 10C kontynuuje zagłębianie się w swoich bohaterów. W kolejnym bonusowym odcinku przyszedł czas na barwną Księżniczkę. Jej wątek uchyla też rąbka tajemnicy o nowej społeczności. Mimo że epizod zaskakuje, to pozostaje po nim pewien niedosyt. Oceniam.
Najnowszy odcinek The Walking Dead skupił się na historii, która w sezonie 10C wzbudza największe zainteresowanie, ponieważ spotkanie z nową społecznością zawsze ekscytuje. Przenieśliśmy się do momentu zatrzymania Eugene’a, Ezekiela, Yumiko i Księżniczki przez uzbrojony oddział żołnierzy. Grupa została potraktowania dość bezpardonowo. Bohaterowie zostali rozdzieleni, a każdy trafił do oddzielnego wagonu. Twórcy postanowili skoncentrować się na przeżyciach Księżniczki. Ten wybór nie jest niespodzianką, bo jako nowa i barwna postać oferowała najciekawszą historię. Poza tym to był idealny moment, aby ją lepiej poznać.
Wydarzenia w tym odcinku rozgrywały się z jej perspektywy. Postać wsłuchiwała się w dobre rady Yumiko i Eugene’a. Okazało się też, że w przeszłości była ofiarą znęcania się i przemocy domowej. Odkryliśmy jej wrażliwą stronę. Dopiero gdy pojawił się Ezekiel, można było dostrzec, że coś w tej historii nie gra. Bohater zachowywał się inaczej. Mimo to element zaskoczenia zadziałał w kulminacyjnym punkcie wątku, gdy osobą, która pobiła żołnierza, okazała się Księżniczka, a nie Ezekiel. Twórcom udało się nabrać widzów, bardzo dobrze ukrywając ten twist fabularny. Ponadto wpompowali w to też sporo emocji.
Wyobrażenia Yumiko, Eugene’a i Ezekiela znalazły też swoje wytłumaczenie jako pewnego rodzaju system obronny. W taki sposób Księżniczka walczy z klaustrofobią oraz innymi psychicznymi problemami, począwszy od depresji, PTSD, doskwierającej samotności po ADHD. W poprzednich odcinkach widzieliśmy tego symptomy, ale w ciasnym i ciemnym wagonie te objawy się nasiliły. Aż tak, że musiała opanowywać atak paniki, koncentrując się na wymienianiu alfabetycznie nazw miast. Owszem, przez to wygląda na osobę nieco zbzikowaną i zakręconą, ale nie czyni ją to niespełna rozumu. Szczególnie że służy jej to do własnej ochrony, a także przyjaciół, więc to nawet rozsądne postępowanie.
Paola Lázaro, która wciela się w Księżniczkę, zagrała w tym odcinku przekonująco i z uczuciem. To na jej barkach spoczywał epizod i poradziła sobie z tym wyzwaniem wyjątkowo przyzwoicie. Szkoda, że pozostałym bohaterom poświęcono tak mało czasu. Jedynie Khary Payton miał szansę wykazać się, grając kogoś na wzór diabła szepczącego do ucha Juanity. Mimo to scena, w której Księżniczka walczyła sama z sobą, żeby przekonać się do powrotu po przyjaciół, już nie wybrzmiewała z taką mocą. A to z tego względu, że mieliśmy świadomość, że "Ezekiel" nie jest prawdziwy.
Trochę też rozczarował wątek żołnierzy, bo twórcy skąpią widzom konkretnych informacji. Trudno wyczuć, jakie mają zamiary wobec grupy Eugene’a. Z jednej strony mężczyzna przesłuchujący Księżniczkę potraktował ją brutalnie, a na koniec założyli grupie worki na głowy. Z drugiej strony żołnierz, którego napadła w wagonie, był bardziej ludzki i nie chciał jej krzywdzić. To on wyjawił, że nowa społeczność jest zorganizowana i muszą postępować według protokołu, bo są ostrożni wobec obcych. Widać to też po zbrojach, które zaskakująco dobrze się prezentują i to nawet w świetle dziennym. Wyglądają solidnie i komiksowo, a nie groteskowo czy plastikowo, więc traktujemy oddział poważnie. Natomiast na rozwinięcie wątku Wspólnoty przyjdzie jeszcze czas w jedenastym sezonie. Po prostu twórcy ewidentnie nie chcą za wiele zdradzać, aby zrobić większe wrażenie w przyszłości. I słusznie.
Odcinek pod tytułem Drzazga (która w tym odcinku tak uwierała Księżniczkę) stanowi niezły przystanek przed jedenastym sezonem. Można określić go mianem „butelkowego”, ponieważ rozgrywa się przez większość czasu w tej samej przestrzeni i w jednym pomieszczeniu, co nadało mu klaustrofobicznej i intymnej atmosfery. Wygląda to tak jakby The Walking Dead dopadły cięcia budżetowe, co wymusiło taką formę epizodu. Natomiast nie można posądzić twórców o lenistwo, ponieważ starali się jak najwięcej wyciągnąć z ograniczonych możliwości tego odcinka. W oryginalny sposób przybliżyli charakter Księżniczki. Pod względem aktorskim też się ten wątek wybronił, a nawet przyniósł emocje, ale w skąpych ilościach. Bez pandemii prawdopodobnie nie byłoby okazji, aby aż tak zagłębić w psychikę tej bohaterki, dlatego to ona najwięcej zyskała spośród postaci ze wszystkich dodatkowych odcinków. Pozostaje jednak niedosyt, że nie zdradzono więcej informacji o Wspólnocie, a do tego fabuła nie posunęła się na przód nawet o centymetr. Apetyty były większe.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat