The Walking Dead: sezon 7, odcinek 16 (finał sezonu) – recenzja
Zakończenie 7 sezonu The Walking Dead jest niezłe, emocjonujące i zaskakujące. Zarazem też przewidywalne i mdłe. Skąd te skrajności?
Zakończenie 7 sezonu The Walking Dead jest niezłe, emocjonujące i zaskakujące. Zarazem też przewidywalne i mdłe. Skąd te skrajności?
Najważniejszy i zarazem najbardziej niepotrzebny w finale okazał się wątek Sashy. Z jednej strony twórcy wprowadzili sceny wyobrażeń bohaterki, która widzi Abrahama i z nim rozmawia. To jest właśnie ten mdły, zbyteczny element, który kompletnie psuje rytm finału. Ckliwy, nieciekawy i po prostu wciśnięty na siłę. Gdyby nie ten motyw w wątku Sashy, można byłoby jedynie chwalić finał. A tak mamy ważne, pełne napięcia sceny, które są niweczone rozmowami Sashy z Abrahamem. Oczywiście, że poruszane przez nią kwestie są istotne dla kulminacji jej historii, ale są totalnie nieciekawie przedstawione. Z drugiej strony mamy śmierć bohaterki, która niby była formalnością. Zapowiadało się na to od dwóch odcinków, a jak ktoś wiedział o angażu aktorki do Star Trek: Discovery, mógł jedynie nabrać pewności, że właśnie tak to się potoczy. Plusem jednak jest to, jak Sasha wykorzystała swoją śmierć w całej fabule. Pomysł jest udany, bo pierwszy raz widzimy zaskoczonego Negana. Nie ma znaczenia, że tak naprawdę śmierć Sashy nie ma znaczenia, bo jako zombie nie odniosła żadnego skutku. Liczy się solidny zwrot akcji, który w odpowiednim momencie rozruszał finał.
Zaskoczeniem na pewno jest też zdrada Śmieciarzy. Jest to taki motyw, który w tym kontekście nie był do przewidzenia. W końcu nie wyglądało na to, że chcieliby się bratać ze Zbawcami. Dlatego kulminacyjne odwrócenie ról wprowadza ożywienie i potrzebne napięcie. W najważniejszym momencie planu Ricka wszystko wzięło w łeb. Umówmy się, musieliśmy się spodziewać komplikacji, bo to nie mogło się tak łatwo zakończyć. W końcu wojna z Neganem to temat na więcej odcinków. Do tego dodajmy wspomnianą zombie Sashę i zaczyna się dziać coś, co angażuje, emocjonuje i wciąga. Dzieje się to, co oczekujemy po finale The Walking Dead.
Nie da się ukryć, że Jeffrey Dean Morgan jest znakomity jako Negan i w wielu scenach to udowadnia. Świetnie się do ogląda. Szczególnie dobrze dobrze wypada w rozmowie z Rickiem, który tym razem nie daje się złamać. Nawet wtedy, gdy wie, że Carl może zginąć gwałtowną śmiercią. Dobrze, że twórcy nie zaoferowali w tym miejscu powtórki z rozrywki i pokazali, że to, co miało miejsce, wzmocniło Ricka. Jest bardziej pewny siebie, więc będzie chciał walczyć ze swoim oprawcą bez względu na koszty. To dodaje mu wyrazu i staje się takim Rickiem, jakiego chciałbym oglądać.
Odsiecz ze strony Hilltop i Królestwa była oczekiwana, więc o niespodziance nie ma co mówić. Ważne jest jednak to, jak dobrze to poprowadzono. Klimatyczne wejście tygrysa Shivy do akcji to idealny początek tej wojny. Właśnie w tym momencie zaczyna się to, na co czekaliśmy od początku sezonu. Otwarta wojna z Neganem i Zbawcami. Dużo dobrej akcji, emocji, ale bez kropki nad "i". Mamy do czynienia jedynie ze śmiercią Sashy... i tyle. Nie chodzi mi o to, by mieli zabijać nagle pół obsady, ale rozpoczęto wojnę, w której nie ma znaczących ofiar. W takim ataku powinien zginąć ktoś, kto ma znaczenie, a nie jedynie bezimienne ofiary. Czegoś brakuje do mocniejszego zaakcentowania początku konfliktu. Do umocnienia motywacji bohaterów, którzy wraz z ofiarą kogoś bliskiego, jeszcze bardziej chcieliby zniszczyć Zbawców.
W tym wszystkim zgrzyta mi jedna rzecz. Negan przyprowadził ze sobą sporo żołnierzy, Śmieciarzy też było naprawdę dużo. Bohaterów z trzech grup jednak jest wyraźnie mniej. Sam element zaskoczenia to chyba zbyt mało, by nadać temu zwycięstwu prawdziwej wiarygodności. Mówimy też przecież o tym, że po stronie dobrych są w większości ludzie, którzy nigdy nie walczyli. Bez doświadczenia, w wyraźnie mniejszej liczbie, ale tylko z elementem zaskoczenia. Jakoś nie jestem do końca przekonany.
To był niezły finał The Walking Dead, który został trochę popsuty przez ckliwe sceny Sashy z Abrahamem. Rozumiem zamysł twórców, ale kompletnie nie kupuje realizacji i przesłania. Te momenty wybijają z rytmu, kiedy napięcie sięga zenitu. Bardzo obniża to jakość odcinka, a tak być nie powinno. Poza tym było ciekawie, emocjonująco i z dużą dawką akcji. Zaś cały 7 sezon wydaje się jednym z lepszych. Większość odcinków stała na wyższym poziomie, zawiodła jedynie końcówka. Negan mówi, że ruszają na wojnę. Oby to był dobry prognostyk na 8 sezon. Niech wojna nabierze rumieńców!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat