

Jest 2002 rok. Signe, samotna, mieszkająca na wybrzeżu kobieta wspomina wydarzenia sprzed dwudziestu trzech lat, gdy żyła w tym samym domu z mężem, Asle. Już na samym początku To jest Ales, sześćdziesięciostronicowej noweli Jona Fossego, dowiadujemy się, że pewnego wietrznego wieczora mężczyzna wyszedł, by wypłynąć łodzią na Fiord, i nigdy nie wrócił. Myśli kobiety zaczynają krążyć wokół ostatniej rozmowy, wokół lat, które minęły, wokół oczekiwania, tęsknoty i godzenia się z samotnością. Wspomnienia zapętlają się i szybko przeradzają w obserwację świata z różnych perspektyw czasowych i osobowych. Widzimy tamten wieczór oczami Signe i Aslego, ale cofamy się też do zupełnie innej nocy, do płonącego nad brzegiem ogniska i domu, w którym spotykamy tytułową Ales…
To jest Ales stanowi powrót do perfekcyjnie rozwiniętych przez Jona Fossego technik pisarskich, znanych przede wszystkim z najsłynniejszego cyklu norweskiego noblisty, Septologii. Znów czytamy długie, w zasadzie pojedyncze zdanie, którego rytm, wybijany interpunkcją, błyskotliwie oddaje polskim czytelnikom przekład Iwony Zimnickiej. Znów autor odwołuje się do gier z imionami czy podwójnością postaci, a centralnym motywem jest cykliczność i uniwersalność indywidualnego ludzkiego doświadczenia. Istotnie krótsza forma sprawia jednak, że akcenty są rozłożone nieco inaczej. Pozwala to docenić, jak każde słowo w pozornie leniwie płynącym tekście odgrywa konkretną, precyzyjnie przemyślaną rolę.

Wydarzenia kluczowego wieczora z 1979 roku płynnie przechodzą w sceny z 1897 roku, a powtarzające się w kolejnych pokoleniach imiona niczym w Stu latach samotności sugerują odbijające się w lustrze czasu emocje i przeżycia. Czasem pech sprawia, że ktoś umiera, kiedy indziej szczęśliwy zbieg okoliczności pozwala uratować kogoś przed morzem, żywiołem nieustannie obecnym w życiu bohaterów, a często po prostu je determinującym. Słowo Fiord nieprzypadkowo jest pisane dużą literą, a jego magnetyczne przyciąganie nie słabnie, nawet jeśli faktyczna potrzeba wypływania łodzią na połów w miarę upływu lat odgrywa coraz mniejszą rolę.
Z punktu widzenia opisywanych historii na To jest Ales można patrzeć jak na klasyczną sagę rodzinną. Oryginalny styl Fossego zmienia ją jednak w medytację nad ludzkimi losami, a jednocześnie w interesującą układankę imion, postaci, międzypokoleniowych zależności, pozwalającą czytelnikowi samodzielnie dopasowywać fragmenty, oglądać je z różnych stron i szukać właściwego miejsca. Dla opowiadanych historii i dla siebie.
Poznaj recenzenta
Adam Skalski

