To zawsze Agatha - sezon 1, odcinki 8 i 9 (finał sezonu) - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 31 października 2024Krótko mówiąc - działo się! Finał serialu To zawsze Agatha dowozi, i to w sposób, w jaki sobie wymarzyłam. Choć pierwotnie nie miałam większych oczekiwań wobec tej produkcji.
Krótko mówiąc - działo się! Finał serialu To zawsze Agatha dowozi, i to w sposób, w jaki sobie wymarzyłam. Choć pierwotnie nie miałam większych oczekiwań wobec tej produkcji.
Nie ma bardziej perfekcyjnego momentu na pożegnanie się z serialem To zawsze Agatha niż Halloween. Chociaż finał nie jest najstraszniejszym, co dziś obejrzycie, z pewnością zadowoli większość widzów, którzy co tydzień śledzili podróż po Drodze Wiedźm. Szkoda, że to już koniec – sama zdążyłam się przyzwyczaić do czwartków z Agatką i Billym. Niemniej były to dwa turboemocjonujące epizody, które odpowiedziały na resztę nurtujących pytań, a także dały nadzieję na dalsze losy Wiccana (do czego jeszcze wrócę później).
W tej ostatniej przejażdżce znów Śmierć dominowała na ekranie. Zresztą nie mogło być inaczej, skoro rolę tę gra Aubrey Plaza, którą już wcześniej widzieliśmy w świecie Marvela. Mam wrażenie, że jej rola jako Lenny Busker w Legionie jest dość niedoceniana. Szkoda, bo w Rio Vidal dostrzegam podobne klimaty, za które przecież ta postać jest uwielbiana wśród fanów MCU. Nawet jej złowieszczy śmiech przypomina mi nieobliczalną Lenny z 1. sezonu, która wręcz hipnotyzowała na ekranie.
Podobnie jest tutaj – choć w porównaniu z Królem Cieni, w Rio dostrzegamy bardziej „czułą” stronę. Jest przerażająco sprawiedliwa, ale wydaje się wyrozumiała w momencie, gdy zabiera swoje ofiary. Widzimy to w sposobie, w jaki porozumiewa się z Alice, której pogodzenie się ze śmiercią przychodzi z pewnym trudem. Śmierć bywa łaskawa i podchodzi do niektórych z „taryfą ulgową” – choć Agatha uważa inaczej. Jak każda matka, najchętniej oddałaby życie za syna – nigdy nie zamierzała poświęcać go na rzecz Darkholdu ani innego źródła magii.
Tym samym wiemy już, że większość pogłosek o Nicholasie Scratchu jest nieprawdziwa. Jego historia jest prosta, ale przez to bardziej chwytająca za serce. Śmierć była przygotowana na zabranie syna Agathy już od jego narodzin. Dała jednak swojej ukochanej kilka lat na spędzenie czasu z dzieckiem – choć żadna liczba nie byłaby wystarczająca dla wiedźmy. Nicky jest najpewniej jedyną osobą na świecie, którą Agatha szczerze kochała – dlatego opłakiwała go przez wieki. W jej przypadku czas nie wyleczył ran – aż do końca życia nie mogła pogodzić się z jego śmiercią. Dlatego też darzy Billy'ego Maximoffa pewnym sentymentem, widząc w nim to, kim mógłby być Nicky, gdyby żył dłużej.
W przeciwieństwie do poprzednich odcinków, wreszcie pewne rzeczy mnie zaskoczyły. Może zabrzmi to śmiesznie, ale miło było rozpocząć próbę dosłownym wejściem w czyjeś buty, a nie do kolejnego domu. Cieszy mnie, że w odróżnieniu od pozostałych wiedźm, Jen wyszła z tego żywa, jednocześnie dowiadując się prawdy o swojej utracie mocy. Ostatecznie dostała to, czego chciała od Drogi Wiedźm, i mogła wynieść się z Westview. Nic dziwnego, że nie oglądała się za siebie – w końcu przez cały wiek żyła w nieświadomości, że to Agatha odebrała jej zdolności. To wpisuje się zresztą w historię Harkness.
Niezmiernie pozytywną niespodzianką był pojedynek Agathy ze Śmiercią – już w zeszłym tygodniu domyśliliśmy się, że do niego dojdzie, ale efekt końcowy przerósł oczekiwania. Widać, że to starcie było bardziej przemyślane niż potyczka z Wandą w finale WandaVision. Zresztą, w pewnym momencie Harkness nie była sama. Wiccan wleciał, cały na czerwono-niebiesko. Pojawienie się nastolatka w kostiumie było już tylko formalnością do rozpoczęcia nowego rozdziału. Choć ten pojedynek nie skończył się dobrze – całując Śmierć, Agatha już była pogodzona ze swoim losem. Choć dobrze wiemy, że w przypadku wiedźmy śmierć stanowi niewielkie ograniczenie – nic dziwnego, że wkrótce potem nawiedziła Billy'ego.
Największy plot twist serialu? Fakt, że Billy Maximoff jest prawdziwym twórcą Drogi Wiedźm, co tylko podkreśla jego ogromną siłę i możliwości, które mogą zatrząsnąć uniwersum MCU. Jaka matka, taki syn – Wanda bawiła się sit-comem, tak jak Billy, wykorzystując popkulturę, zagłębił się w czarnoksięstwo. Ale być może swoimi umiejętnościami przebije nawet Scarlet Witch. W końcu ze zwykłej bajeczki wykorzystywanej przez Agathę do zyskiwania mocy wiedźm, stworzył coś prawdziwie zabójczego. Na ten moment to najpotężniejszy dzieciak ze wszystkich, którzy pojawili się w ostatnich produkcjach MCU i obecnie czekają na zaproszenie do Young Avengers. Potencjał jest ogromny, a przy tym Joe Locke dostarcza nam perfekcyjnych emocji. Samo zakończenie sugeruje, że wkrótce go zobaczymy z Agathą jako (dosłownie) duchową przewodniczką u jego boku. Pozostaje pytanie, czy powrót nastąpi w Vision Quest, czy może osobnej produkcji poświęconej Young Avengers, na którą czekamy od sceny po napisach Marvels. Nie zapominajmy również o krążących pogłoskach na temat osobnego projektu o Wiccanie. Nie narzekałabym – szczególnie że teraz Billy ma ważniejsze rzeczy na głowie niż łączenie sił z Kate Bishop i Ms. Marvel. Musi odnaleźć Tommy'ego w nowym ciele.
Mówcie, co chcecie – ale moim zdaniem To zawsze Agatha jest jednym z najlepszych seriali MCU. Począwszy od nadnaturalnego klimatu, przez spektakularną obsadę, aż po angażującą fabułę i zabawne dialogi – ta produkcja jest niczym lekarstwo dla Marvela, który już zdawał się przegrywać w debacie o zmęczeniu superbohaterami. Nawet efekty i wizualizacja tego serialu zasługują na swój osobny akapit – mimo że wcale nie są szczególnie oryginalne. To zawsze Agatha wcale nie ogranicza się do magicznych poświat na niebie i fioletowych iskier. W ósmym odcinku szczególnie spodobała mi się wstawka, w której znakomicie wykorzystano efekty praktyczne – chodzi mi oczywiście o Rio rozdzierającą rzeczywistość jak kawałek papieru, aby przejść z miejsca na miejsce. Widzieliśmy takie efekty wcześniej, ale w połączeniu z wiedźmami czujemy powiew świeżości. Zresztą to się tyczy nie tylko wizualiów – Agatha to serial, który celowo czerpie z innych produkcji, oferując atrakcyjną mieszankę dla swoich odbiorców. To była niesamowita przygoda i jednocześnie, mam nadzieję, nieostatnia dla Jac Schaeffer.
Poznaj recenzenta
Kaja GrabowieckaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat