Ulica Rye Lane - recenzja filmu
Komedia romantyczna Ulica Rye Lane zaledwie chwilę temu zagościła na Disney+. Czy jest to pozycja zaskakująca, czy trzymająca się utartych dla gatunku schematów?
Komedia romantyczna Ulica Rye Lane zaledwie chwilę temu zagościła na Disney+. Czy jest to pozycja zaskakująca, czy trzymająca się utartych dla gatunku schematów?
Twórcom komedii romantycznych trudno czymkolwiek zaskoczyć publikę. Większość produkcji z tego gatunku zawsze zaczyna się bardzo podobnie – przypadkowym spotkaniem czy też serią zabawnych wydarzeń i zbiegów okoliczności. A później bohaterów czeka oczywiście happy end. Ulica Rye Lane nie jest wyjątkiem, ale pokazuje nam znane schematy w sposób ciekawy i świeży.
Dom właśnie przechodzi ciężki okres po rozstaniu z wieloletnią partnerką. Za to Yas, która też niedawno zerwała z partnerem, zdaje się nie mieć żadnych zmartwień i spontanicznie iść naprzód. Ich przypadkowe spotkanie na wystawie sztuki wspólnych znajomych będzie oznaczało dzień pełen przygód i przemyśleń. A co za tym idzie, zafunduje nam sporo humoru. Fabularnie może nie brzmi to zbyt odkrywczo, ale – tak jak wspominałam wcześniej – film świetnie radzi sobie z wykorzystywaniem starych schematów. Mamy przypadkowe spotkanie w łazience, dwie osoby po nieszczęśliwych związkach i jedną, która jest dużo bardziej rozrywkowa od drugiej. A wszystko dzieje się w dużym mieście, na tle kolorowej scenografii. Za tę barwność Londynu odpowiadają nie świecące bilbordy czy wielkomiejski szum, a warzywniaki, ryneczki i różnorodność mieszkańców.
Na ekranie widzimy szereg postaci, które są zabawne w sposób niesamowicie naturalny. Ekscentryczny artysta i kontrolująca zdrajczyni, czyli byli partnerzy naszych głównych bohaterów, to strzał w dziesiątkę. Ich charaktery są mocno przerysowane, dzięki czemu fajnie widać kontrasty – to, dlaczego doszło do rozstań. A wszystko dobrze balansuje między typowo brytyjskim poczuciem humoru a takim, które dotrze do każdego. Banały są pokazywane i jednocześnie wyśmiewane. Do tego oczywiście należy dodać całą teatralność produkcji – ruchy kamer i retrospekcje przypominające spektakl. Żebym nie została źle zrozumiana – to nie jest komedia, która sprawi, że umrzecie ze śmiechu. Po prostu podczas seansu będziecie się czuli swobodnie, a śmiech będzie przychodził niekontrolowanie. Żarty są w większości sytuacyjne. Sama nie wiem, jak to opisać… jakoś tak dobrze robią na serce.
Jeśli chodzi o postaci, poziom był trzymany od początku do końca. Nasza główna dwójka przyciągała wzrok swoją naturalnością, a wszystkie role drugoplanowe czy poboczne fajnie dopełniały całość. Vivian Oparah i David Jonsson, którzy wcielili się w Yas i Doma, ładnie zbudowali kontrast między swoimi postaciami, by potem coraz bardziej je do siebie zbliżać. Świetnie wybrzmiewa to, jak Dom się otwiera, a Yas zaczyna się peszyć, gdy są coraz bliżej. Ten koncept „jednodniowej” historii miłosnej wydaje się przez to... intymny? Swobodny? Czuć, że postacie są zaskoczone tempem wydarzeń, a jednocześnie zdziwieni tym, jak łatwo przychodzi im wspólne spędzanie czasu. Mamy też w obsadzie mały smaczek dla spostrzegawczych, czyli Colina Firtha sprzedającego burrito.
Kolory, muzyka, kostiumy, scenografia – wszystko to ładnie ze sobą współgra i z jednej strony wzbogaca, a z drugiej trochę tonuje Londyn. Niby wielkie miasto, ale ta informacja nie ma grać tu pierwszych skrzypiec i twórcy chcą, żebyśmy to widzieli. Nawet ta gra kamery, która na początku mnie zniechęciła, ma sens dla estetyki całego filmu. Mamy tu do czynienia z czymś, co najczęściej widać w produkcjach alternatywnych. Udziwnione kadry i to, w jaki sposób scenografia „rusza się” z bohaterami albo ustawia ich bardzo blisko nas, prowadzi do czegoś, o czym ciągle w tej recenzji piszę. Do naturalności, swobody, lekkości we wchodzenie w historię tych ludzi.
Nie zabraknie tu typowych dla komedii romantycznych zabiegów, takich jak wielkie gesty przeprosinowe czy ogrom żartów sytuacyjnych. Jednak Ulica Rye Lane dodaje im świeżości i pokazuje, że uniwersalne i znane nie zawsze oznacza złe. A skupianie się na relacji głównych bohaterów powinno być dla wszelkiego rodzaju romansów najważniejsze. Bardzo przyjemny film, który na pewno trafi na listę moich ulubionych z tego gatunku.
Poznaj recenzenta
Laura BorgulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat