Upadek gangu Romanowów – recenzja filmu
Upadek gangu Romanowów tworzy wyraźne skojarzenia z filmografią Guya Ritchiego, ale jak to zwykle bywa z podróbkami – sama inspiracja sukcesu nie zagwarantuje.
Upadek gangu Romanowów tworzy wyraźne skojarzenia z filmografią Guya Ritchiego, ale jak to zwykle bywa z podróbkami – sama inspiracja sukcesu nie zagwarantuje.

Brytyjskie kino gangsterskie bez wątpienia pamięta lepsze czasy. Z nostalgią wspomina się dziś filmy Matthew Vaughna, Jonathana Glazera czy – najbardziej rozpoznawalnego z tego grona – Guya Ritchiego. Oglądając Upadek gangu Romanowów w reżyserii Michaela Heada, trudno nie mieć skojarzeń z polskim rynkiem filmowym, gdzie po sukcesie komedii kryminalnych z końcówki lat 90. i początku lat zerowych przez lata podejmowano (zazwyczaj nieudolne) próby kontynuacji tego trendu. I tak jak Futro z misia Michała Milowicza pozostaje nieudolnym powtórzeniem sukcesu Chłopaków nie płaczą, tak Upadek gangu Romanowów nawet nie zbliża się do poziomu takich produkcji jak Sexy Beast czy Przekręt. Co więcej, Head i Milowicz mogliby sobie przybić piątkę – obaj próbowali przywrócić blask podupadającemu gatunkowi i zaserwowali filmy pozbawione jakości, spójności i humoru, pełne realizacyjnych oraz fabularnych problemów.
Założenie nie było szczególnie skomplikowane. Główna oś filmu skupia się na brutalnym świecie londyńskiej mafii – tytułowym gangu Romanowów – i toczącej się wokół niej walce o władzę i wpływy. Romanowowie, by utrzymać pozycję i ochronić rodzinę, nie cofną się przed niczym. Na papierze całość przypominać ma komedię z dramatycznym zacięciem, ale w trakcie seansu widzowie szybko dostrzegą, jak duży jest problem w łączeniu zabawniejszych elementów z cięższym dramatem. Śledząc losy Henry’ego Romana (w tej roli sam Michael Head), obserwujemy ciąg niepowodzeń, konfliktów i nieudanych misji – zarówno w obrębie mafijnej rodziny, jak i między jej sojusznikami. Przez ekran przewija się cała galeria mniej znanych brytyjskich aktorów, którzy odgrywają kolejne, kompletnie nieśmieszne sceny, przypominające skecze polskich kabaretów. Na tym tle wyróżnia się tylko epizodyczny występ Johna Hannaha jako paranoicznego Szkota – krótki, ale wystarczający, by na chwilę przykuć uwagę widza.
Upadek gangu Romanowów – tropem właśnie filmów Ritchiego – ucieka od linearnej narracji. I może nie powinienem czepiać się małego, niezależnego filmu zrealizowanego za garść funtów, że wygląda biednie realizacyjnie, ale niestety mocno to przeszkadza w trakcie seansu. Impreza w klubie wygląda jak wtorkowy wieczór w Łebie poza sezonem, strzały z pistoletu brzmią jak z serialowego Batmana z lat 60., a montaż, prezentujący różne perspektywy bohaterów, kojarzyć się może z pokracznymi próbami scenarzystów serialu Wiedźmin, chcących pokazać, że jednak potrafią.
Z założenia każda nowelka w filmie miała być listem miłosnym do brytyjskiego kina gangsterskiego, łączącym pastisz z hołdem. To połączenie jest ogromnym niewypałem, bo bywa średnio aktorsko i jest na ogół źle pod względem humoru. Najdziwniejsze jednak jest to, że możemy dostać w jednym momencie zabawną sekwencję z lubującym się w przyczepianiu rzeczy na rzepy bohaterem wspomnianego Hannaha, a zaraz potem oglądać mocny i ograny na poważnie dramat ojca i córki. Dzieją się tutaj zatem rzeczy, których dawno nie widziałem w żadnym filmie. Komediowa warstwa tak bardzo gryzie się z tą dramatyczną, że zwyczajnie można poczuć się nieswojo. Przykład: po sekwencji w klubie z odurzonymi bohaterami dostajemy coś, co zupełnie nie pasuje do wcześniejszego tonu.
Ba, twórcy idą w tym o krok dalej – pokazują przemoc i tortury, chociaż są do tego zupełnie nieprzygotowani. Ekranowe ekstremum można poprowadzić w różne strony, zarówno w komedii, jak i poważnym dramacie. Rzecz w tym, że w Upadku gangu Romanowów realizacja takich scen odbiera jakąkolwiek wagę. W efekcie, nie jest ani zabawnie, ani rozrywkowo, ani tym bardziej dramatycznie. Nie ma tu tego pazura, który twórcy starają się wyzwolić jedynie poprzez energiczne monologi i sam montaż. To jednak również wypada słabo, tak jakby ktoś próbował wmówić nam, że sam krzyk i szybkie cięcia wystarczą, by zbudować napięcie i emocje — a to przecież nie tak działa.
A co z pozytywami? Są przynajmniej dwa całkiem udane epizody: krótka scena z podejrzanym kierowcą taksówki oraz wspomniany udział Hannaha. Cała reszta jest jednak męcząca i irytująca – jak spotkanie bohaterów z dostawcami kokainy w Amsterdamie czy napad na sklep jubilerski.
Konstrukcja Upadku rodziny Romanowów to niestety pomyłka – pełna uproszczeń, niepotrzebnych dygresji i pomylenia gatunkowych porządków. Nie działa ani warstwa humorystyczna, ani tym bardziej dramatyczna, przez co całość stanowi dość duże wyzwanie dla widza pamiętającego udane gangsterskie klasyki z UK.
Poznaj recenzenta
Michał Kujawiński


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 44 lat
ur. 1983, kończy 42 lat
ur. 1992, kończy 33 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1981, kończy 44 lat

