Wikingowie: sezon 6, odcinek 1 i 2 - recenzja
Wikingowie - sezon 6. to ostatnia seria. Czy jej początek zwiastuje coś wyjątkowego? Poprawę jakości? Oceniam bez spoilerów.
Wikingowie - sezon 6. to ostatnia seria. Czy jej początek zwiastuje coś wyjątkowego? Poprawę jakości? Oceniam bez spoilerów.
Wikingowie powracają na ekrany po raz ostatni i starają się wprowadzić coś nowego i świeżego w historię dzielnych wojowników. O dziwo, tym wątkiem jest historia Ivara, który jak zapowiadały zwiastuny, trafia do Rusi Kijowskiej, gdzie nawiązuje relację z księciem Olegiem. Twórca wyciągnął wnioski z problemów 5. sezonu i stonował Ivara, nadając mu bardziej ludzkiego charakteru. Porażka i upadek pozwalają pokazać szalonego wikinga z innej perspektywy, a osadzenie go w tej krainie praktycznie spycha go na drugi plan. Jego szaleństwo i absurdalne decyzje nie są już w centrum historii, ponieważ Ivar na początku 6. sezonu jest zaledwie obserwatorem nowego świata, który pozwala widzom poznać śnieżny Kijów i rządzące okolicą postacie. Decyzja o zmianie podejścia do Ivara jest dużym plusem, ponieważ ta postać stała się absurdalnie irytująca dla wielu widzów w poprzedniej serii. Optymistyczne rozwiązania na cały sezon.
Książę Oleg z Nowogrodu to prawdziwa postać historyczna, o której wiadomo bardzo niedużo, więc Michael Hirst mógł pokazać go wedle swojej woli. Danila Kozlovsky tworzy postać, która jest bezlitosna, ale i w jakimś stopniu szalona. Nie mówimy tuta jednak o imitacji komicznego szaleństwa w stylu Ivara, ale o czymś chłodnym, niepokojącym i wykalkulowanym. Niestety, ale twórca popełnia standardowy błąd, który wałkował nie raz w tej serii, czyli tworzy w Rusi Kijowskiej coś na zasadzie kopii sytuacji Ivara, czyli mamy konflikt Olega z jego braćmi. Wałkowanie cały serial ciągłych konfliktów opartych na więzach krwi staje się troszkę męczące. Sama postać, choć nie porywa, przynajmniej wzbudza zainteresowanie, ma wiele niejednoznaczności i może być ciekawym dodatkiem do 6. sezonu.
Michael Hirst czasem ma jednak pomysły, które wprowadzają serial Wikingowie na rejony autoparodii. Dostawaliśmy coś takiego wielokrotnie w 5. sezonie, dostajemy i teraz - choć w małych dawkach. W Rusi Kijowskiej bowiem mamy bardzo dziwaczną scenę pogłębiania budowanej więzi pomiędzy Olegiem i Ivarem, Pojawia się scena ze wspólnym lotem balonem. Zbyteczna, niepotrzebna i absurdalnie psująca klimat, bo nie pasuje do serialu kostiumowego osadzonego w X wieku. . Wiem już, że wątek Hvitserka będzie bardzo irytować nie tylko mnie w tym sezonie, a historia Lagerthy jest bardzo sugestywna z subtelnością słonia w składzie porcelany. Cieszy jednak fakt, że w tych dwóch odcinkach jest tego tak niewiele.
Czasem to wszystko wydaje się dziwnie rozwleczone, że zamiast rzucić się w wir akcji, bohaterowie snują się po ekranie i dumają. Wszelkie dylematy i sugestie wprowadzają wrażenie oglądania czegoś w zawieszeniu, bo wszyscy wiemy, do jakich decyzji ostatecznie każdy wątek doprowadzi, a przeciąganie ich przez twórcę wcale nie nadaje temu dramaturgii, głębi czy emocji. Po prostu wszystko zaczyna się dziwacznie wlec, nie spełniając podstawowej roli premiery sezonu: wywołania emocji i chęci oglądania. Te odcinki mają dobre momenty, mają sceny klimatyczne z muzyką działającą tak jak fani lubią, ale nie ma zbyt wiele akcji, a całość wydaje się strasznie nijaka. Wielu widzów nazywało 5. sezon fatalnym i najgorszym w historii tego serialu, ale przynajmniej był on jakiś. Ten 6. sezon przynajmniej na razie nie ma charakteru.
Wikingowie nie zachwycają w premierze 6. sezonu, ale też jakoś szczególnie nie męczą czy nie irytują. Zwiastun pokazuje, że ta seria może jeszcze nabrać wiatru w żagle. Być może przeciętny początek to tylko chwilowa cisza przed burzą i jeszcze przyjdą emocje.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat