Wojownik: sezon 2, odcinek 6 - recenzja
Wojownik dał widzom odcinek, który można potraktować jako zapychacz lub jak kto woli - tak zwany bootle episode. Jednak jest to zapychacz mile widziany i emocjonujący.
Wojownik dał widzom odcinek, który można potraktować jako zapychacz lub jak kto woli - tak zwany bootle episode. Jednak jest to zapychacz mile widziany i emocjonujący.
Wojownik tym razem czerpie pełnymi garściami z kina kopanego wszelkiej maści. Mamy bowiem historię turnieju, w którym Ah Sahm uczestniczy dzięki zaproszeniu Vegi. Patrząc na przekrój odcinka mamy tutaj wszelkie schematy znane z filmów o turniejach, nie tylko z Wejścia smoka. Mamy więc zbira organizującego nielegalne walki, który oczywiście wyraża zainteresowanie głównym bohaterem. Jest też romans oraz osobista zemsta, która też nie raz była kluczem tego typu historii. Świetnie i świadomie to wymieszano, dając efekt ekscytujący i doskonale wpisany w konwencję.
Jest to zapychacz, bo tak naprawdę fabuła nie ma żadnego najmniejszego znaczenia dla głównej historii sezonu. Jest ona całkowicie oderwana i zamknięta. To pozwala skupić się na wydarzeniach i po prostu bawić się tymi wybranymi schematami. Nawet taki banał jak romans Ah Sahma z Vegą, który kończy się śmiercią kobiety, szybko staje się jednym z wielu dowodów na to, jak doskonale inspirowane jest to klasykami gatunku. Być może sama śmierć Vegi wyszła zbyt kiczowato i za banalnie, ale czy poza tym można do czegoś się przyczepić? Choć trzeba twórcom oddać, że w jednym momencie zaskoczyli. Gdy widzimy postać Dolpha granego przez byłego zawodnika MMA Michaela Bispinga, od razu zapowiada się główny przeciwnik do walki w finale turnieju. Miałby być takim Bolo z Krwawego sportu. A tutaj niespodzianka, która nie tylko pokazuje, że Dolph, bo tak ta postać się nazywa, jest nikim, ale też przegrywa po jednym ciosie. Takie rozwiązania nadają Wojownikowi charakteru.
Gdy dochodzi do walk, Wojownik znów imponuje. Nawet jeśli te pojedynki są krótkie, to są one efektowne i emocjonujące. Mają dynamikę, charakter i różnorodność, bo tym razem Ah Sahm nie stawia czoła tylko fighterom opierającym się na boksie. Są różne style na czele z capoeirą, a to pozwala postawić umiejętności bohatera przed większym niż do tej pory wyzwaniem. Choreograficzne pomysły potrafią zachwycić, bo są niekonwencjonalne i nie opierają się na znanych zagraniach. Dzięki temu walki cieszą oko. Nawet Hong znów ma swoje pięć minut i w walkach, prezentując swój zupełnie inny styl, potrafi wywołać dobre emocje. Taką wisienką na torcie było małe nawiązanie do Wejścia smoka, gdy bohater walczył z przeciwnikiem z pazurami, które zostawiły charakterystyczny ślad na jego klatce piersiowej.
Tak naprawdę cliffhanger jest tylko znaczący, bo spisek Młodego Juna i Ah Sahma wychodzi na jaw. Jest to więc jedna scena, która równie dobrze mogłaby być początkiem odcinka. Nie ma jednak w tym nic złego, bo tego typu rozrywkowego zapychacze to kapitalna propozycja dla złapania oddechu i dania czegoś innego. Takie samo podejście mieliśmy w pierwszym sezonie, również w odcinku z Ah Sahmem i Młodym Junem podczas podróży. Twórcy posługują się tym świadomie i bardzo umiejętnie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1974, kończy 50 lat