

Komedie romantyczne zbyt często idą oklepanym schematem bez krzty pomysłu na to, by historia była inna, kreatywnie zaskakująca i zabawna. Zabierz mnie na Księżyc jest takim wyjątkiem, który przypomina, że w tym gatunku nadal można się bawić i z dobrym pomysłem może wyjść coś w końcu odświeżająco przyjemnego. Osadzenie historii w latach 60. na tle wydarzeń historycznych z pierwszym lądowaniem na Księżycu to strzał dziesiątkę, niespodziewanie dobrze wykorzystany do zabawy konwencją gatunkową, by dostarczyć rozrywkę prostą i urokliwą.
Cieszy fakt, jak twórcy luźno podeszli do wplecenia romantycznej historii w wydarzenia, które naprawdę miały miejsce. Nikt tutaj nie traktuje tego śmiertelnie serio i dlatego to przekłada się na dobrze rozwijaną fabułę. Szczególnie, gdy poznajemy Kelly w wykonaniu Scarlett Johansson, która ma zrobić z NASA popularną markę, a z astronautów prawdziwych celebrytów. Wówczas dobrze to się rozkręca, jest zabawnie, a wydarzenia na ekranie w połączeniu z budową relacji postaci, dostarczają oczekiwanych wrażeń. Gdy agent rządowy (Woody Harrelson) każe nagrać na wszelki wypadek fałszywą wersję lądowania na Księżycu, dzieje się dużo dobrego - humor znów odgrywa rolę i nie brak niezłych rozwiązań. To jeden z właśnie dostarczających rozrywki samoświadomych pomysłów, który łączy komedię romantyczną z wydarzeniami historycznymi i legendarną teorią spiskową. Taki miks przekłada się na miło działającą na ekranie lekkość.
Cieszy, że w tym wszystkim również budowa relacji Kelly i Cole'a (Channing Tatum) nie jest tak schematyczna, jak w gatunku to często bywa. Rozwija się to powoli, dając czas na to, by jakiekolwiek zainteresowanie i uczucie tam powstało. Bez pójścia ot tak w "kocham cię" bez większego powodu. Co więcej, a to ważna zaleta każdej dobrej komedii romantycznej, ta relacja nie popada w skrajności. Nie ma tu od razu szalonej miłości i nawet, jak w finale, Kelly decyduje się zrobić coś dla Cole'a, nigdzie nie pada "kocham cię" - po prostu mamy dwoje ludzi, którzy coś do siebie poczuli i chcą być razem. Wiele przedstawicieli gatunku w tym aspekcie idzie w przesadę, baśniowość i szaloną miłość od pierwszego wejrzenia, a tutaj wyszło to prawdziwie i sensownie. Da się w to uwierzyć i poczuć. Dobra chemia pomiędzy Tatumem i Johansson jedynie pomaga.
Koniec końców jednak Zabierz mnie na Księżyc jest tylko przyjemną, ciepłą i pomysłową komedią romantyczną. Taką na 6/10 i nic więcej - zapewni dobry czas, ale nie zapadnie na długo w pamięć i raczej nie będziemy do tego wracać. To trochę wina nieumiejętności reżysera Grega Berlantiego (twórca Arrowverse), który sam jest jedynie solidnym rzemieślnikiem i poziom tego, co potrafi osiągnąć na ekranie jest zawsze umiarkowany. Być może z kimś innym za sterami to mogła być o wiele lepsza komedia romantyczna, a tak jest po prostu w porządku.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/


