Bez filtra: przeczytaj fragment powieści obyczajowej Małgorzaty Stasiak
Mamy dla was fragment premiery z tego tygodnia, czyli powieści Małgorzaty Stasiak pt. Bez filtra.
Mamy dla was fragment premiery z tego tygodnia, czyli powieści Małgorzaty Stasiak pt. Bez filtra.
Przed zbliżającym się weekendem proponujemy fragment książkowej nowości, czyli powieści Bez filtra autorstwa Małgorzaty Stasiak. Jest to opowieść obyczajowa wykorzystująca tematykę mediów społecznościowych i tego, jak potrafią wpływać na nasze życie.
Bez filtra to pełna humoru i emocji opowieść o nowym początku w życiu kobiety, która obecność w mediach społecznościowych przedkładała ponad relacje rodzinne. Książka ukazała się w tym tygodniu nakładem wydawnictwa Mięta.
Fragment Bez filtra znajdziecie poniżej, pod opisem i okładką książki.
Bez filtra - opis i okładka
Jedno ciastko może całkowicie zmienić życie.
Aldona w imię większej dbałości o relacje instagramowe niż te międzyludzkie traci wszystko. Zmęczeni życiem na świeczniku mąż z córką wyprowadzają się, a syn buntuje się za dwoje. Zirytowana Aldona zjada konopne ciastka i popija je winem, po czym kreśli sprejem wulgarny napis na szkolnym murze.
Czy wyrok prac społecznych w schronisku, domu kombatanta i domu samotnej matki zmieni jej podejście do życia? W końcu ona też właśnie została sama.
Niespodziewanie w sieci zaczepia ją jeden z obserwujących. Aldona, nie bacząc na konsekwencje, nawiązuje z nim gorący flirt.
Ta słodko-gorzka, dowcipna opowieść wciąga od pierwszych stron.
Bez filtra - fragment książki
– Tak w zasadzie to co się stało między tobą a mamą? – zapytała Lena.
Ton córki był beztroski, jakby się zastanawiała, gdzie w tym roku spędzą wakacje. Zdziwiło go to. Czego by jednak nie mówić o Aldonie ‒ że go ośmieszyła, że wystawiła ich życie na sprzedaż ‒ to o dzieci i relacje z nimi dbała. Może faktycznie nie potrafiła uszanować ich przemiany w nastoletnie, samodzielne byty i potrzeby samostanowienia? Czy jakaś mała wielka rzecz, jak kilka fotek wrzuconych na Instagram, spowodowała, że Lena chciała uciec od matki?
– Odpowiem ci pytaniem na pytanie. Wiem, nie powinno się tak robić. – Wyjeżdżał z podporządkowanej i na chwilę zamilkł.
Potrzebował chwili skupienia. Tak, nie jest wielozadaniowy jak jego żona. Pewnie ona wykorzystałaby tę chwilę i dla podkreślenia kontrastu opowiedziała jakąś przezabawną anegdotę, jak to ona kiedyś jechała, jedną ręką trzymając kierownicę, drugą butelkę z soczkiem, lewym okiem łypała na drogę, prawym na dziecko w foteliku na tylnym siedzeniu i nie spowodowała nawet stłuczki. On zaś nie potrafi jednocześnie rozmawiać o życiu i włączać się do ruchu, bo gdyby tak zrobił, groziłoby to utratą tego pierwszego.
– Długo mam jeszcze czekać? – zniecierpliwiła się Lena.
– Co? – Zdążył już zapomnieć, że zadała pytanie. – A, tak. Co się stało między mną a mamą? – Przypomniało mu się, gdy zajął swój pas, oczywiście prawy. Był całkowicie pusty. Wszyscy pchali się na lewy, czego w ogóle nie rozumiał. W rezultacie gdy on gładko sunął prawym, na lewym, teoretycznie tym szybszym, było jak „na straganie w dzień targowy”. – A dlaczego ty wyprowadzasz się razem ze mną? – Zamiast odpowiedzieć, spojrzał na córkę i uniósł czarne, krzaczaste brwi. – No tak, rozumiem. Też masz dość życia online? Damy sobie miesiąc, może dwa. Żeby była jasność, kocham mamę. Jestem tylko zmęczony.
– To w sumie mamy podobnie. – Lena uśmiechnęła się zawadiacko i poprawiła w fotelu, jakby jechała na wakacje życia.
Nic bardziej mylnego.
Kawalerka znajdowała się przy najgłośniejszym z warszawskich skrzyżowań, u zbiegu Marszałkowskiej z Alejami Jerozolimskimi. Jacek swoją pierwszą premię przeznaczył na wkład własny, ale nie zamierzał tam kiedykolwiek zamieszka.
Nigdy też nie zrobili z Aldoną porządnego remontu. Ot, kupili najtańszą szafę, i to nawet nie w Ikei, a u Bodzia. Dorzucili komodę i kanapę. Stary parkiet ułożony w jodełkę choć skrzypiał i pachniał zbutwiałym drewnem, zwyczajnie przykryli wykładziną. Szkoda im było go zrywać, ale i wydawać pieniędzy na jego cyklinowanie. Odkąd Aldona zaczęła się interesować designem, nie weszła tam nigdy, bo cierpiał jej zmysł estetyczny.
Cholerne centrum. Rzadko tu bywał i zapomniał, jakie jest głośne i ciasne. Gdy robił kolejne kółko po sąsiednich uliczkach w poszukiwaniu miejsca do zaparkowania, uświadomił sobie, jak długo nie zaglądał do tego mieszkania. To już kilka lat. Rodzice studenta płacili przelewem, nie zgłaszali żadnych usterek, sąsiedzi zaś skarg, więc po wejściu można było spodziewać się wszystkiego – trupa w szafie też.
– Lenka, dawno tu nie byłem. Nie wiem, w jakim stanie jest ta dziupla.
– Czilera, ojciec. Nie byłeś też dawno w moim pokoju. Naprawdę jestem gotowa na wiele.
Zaskakiwał go jej entuzjazm, a jednocześnie był coraz bardziej przerażony. Rodzina zbudowana na solidnych, zdawałoby się, fundamentach okazała się lepianką skleconą z liści i gówna. Teraz dopiero przemknęło mu przez głowę pytanie, czy będzie miał do czego wracać. W zamyśle to tylko tymczasowa separacja, ale…
Na szóste, ostatnie piętro budynku z lat pięćdziesiątych poprzedniego stulecia zawiozła ich wyremontowana winda, ale to tyle z nowości. W mrocznym i ciasnym korytarzu czuł się bardzo nieswojo. Śmierdziało rozkładającymi się obierkami cebuli. Po prawej mieszkało starsze małżeństwo. Ciekawe, czy jeszcze żyją… Wyobraził sobie, jak przepychają się przy wizjerze. Ucieszyłby się, gdyby drzwi bezszelestnie się uchyliły, bo chętnie zamieniłby kilka słów.
Tych po lewej nigdy nie poznał. Dwadzieścia lat temu mieszkali tam Azjaci handlujący mydłem i powidłem na Stadionie Dziesięciolecia. Co za drzwiami działo się dzisiaj? Nie miał pojęcia. Za to widział, co przed nimi – znalazł źródło smrodu. Na wycieraczce zakwitł niebieski worek. U góry zawiązany czerwoną taśmą na estetyczną kokardę dołem wylewał cuchnącą biociecz – jak elegancki menel w muszce, który zrobił pod siebie. Przypomniały mu się uroki życia w bloku. Trajkocąca dotychczas Lena zamilkła. Skoro on czuje się tu nieswojo, co dopiero dzieje się w głowie piętnastolatki. Ze strzeżonego podwarszawskiego osiedla szeregowców do budynku, który mógłby posłużyć za scenerię serialu kryminalnego, ze zwłokami ukrytymi gdzieś w ciemnych zakamarkach. Będzie musiał odprowadzać ją na przystanek.
Widział, że córka niecierpliwie czeka, aż otworzy drzwi ich mieszkania. Byle być już u siebie, zamiast stać na ziemi niczyjej.
Tak jak przypuszczał, wewnątrz przywitał ich parkietowy zaduch i zwietrzała lawenda z antymolowych zawieszek.
– On tu chyba nigdy nie wietrzył!
Jacek zrzucił torby, w pięciu krokach przemierzył całą przestrzeń i otworzył okno. Już po kilku sekundach przekonali się, że wietrzenie w tej lokalizacji może być prawdziwym wyzwaniem. Szum samochodów, tramwajów, karetki na sygnale ‒ słowem, istna kakofonia.
– Najwyżej będziemy do siebie krzyczeć – zażartowała Lena. – Gdzie będę spała?
– Faktycznie! – Pacnął się w czoło, jakby zabijał komara, choć w tym wnętrzu mól byłby bardziej prawdopodobny. Jak oni będą żyć w jednym pokoiku? Lena potrzebuje intymności. On też nie pogardzi własnym kątem. Zaczynał sobie uświadamiać, że ten wypoczynek może być jak urlop w hotelu all-inclusive, po którym trzeba wziąć kolejny, żeby wypocząć, bo do basenu było trzysta metrów przedzierania się w tłumie.
– Wygląda na to, że jedziemy na zakupy.
– I taki początek mi się podoba! – Podskoczyła i już robiła odwrót do wyjścia.
Wrócili po trzech godzinach i pięciu rundach po okolicznych uliczkach, by znaleźć miejsce do zaparkowania, obładowani jak szerpowie. Dobrze, że zjedli tajskie, chociaż kolację miał z głowy. Nawet nie zdążył zajrzeć do lodówki, ale nie spodziewał się, że będzie sterylna. Pewnie brzydziłby się tam włożyć butelkę piwa, o świeżych wiktuałach nie wspominając.
Ale powoli, po kolei. Najpierw spanie dla córki.
Lenę po zakupowej ekstazie organizacja przestrzeni już mało jednak interesowała. Na niewielkim stoliku rozłożyła komputer, usiadła na podłodze i bez żadnego uprzedzenia zaczęła stukać w klawiaturę. Mieszkanko wypełnił dźwięk serii z karabinu maszynowego. Nastała moda, której Jacek nie rozumiał i nie znosił. Im głośniejsze były klawisze, tym większym powodzeniem cieszyły się wśród młodzieży. A żeby jeszcze czulej popieścić ojcowskie bębenki i trąbki Eustachiusza, Lena nałożyła słuchawki i dołączyła emocjonujący komentarz:
– O Jezuuu! Co tu się dzieje! O matko. Dobra, spieprzam stąd! Osłaniaj mnie. Gdzie leziesz, idioto?! Tu jestem! AAAAA! Co się dzieje! Kurwaaaa!
Bam, bam, bam!
Jacek podszedł, zdjął jej słuchawki i zawrzeszczał:
– Kurwaaaa! Nic się nie dziejeee! Jesteś w domu, bezpiecznaaa!
– Weź, ojciec! Zepsułeś mi akcję.
Czy tak będzie codziennie? Nie zniesie tego. Nie tak sobie wyobrażał pierwszy wieczór po wyprowadzce. Zdążył otworzyć piwo, gdy komórka poinformowała go o esemesie od Jeremiego.
Musisz przyjechać. Matkę chcą zabrać na izbę wytrzeźwień.
***
- 1 (current)
- 2
Źródło: Mięta
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1974, kończy 50 lat