Księżycowy pył: przeczytaj początek powieści Clarke'a w dniu premiery
Do sprzedaży trafiła właśnie reedycja kolejnego klasyka science fiction. Z tej okazji mamy dla Was do przeczytania początek powieści Gwiezdny pył autorstwa Arthura C. Clarke'a.


Rozdział 2Horyzont przed Selene nie rysował się już jako idealny wycinek łuku. Ponad jego krawędzią rosło poszarpane pasmo gór. W miarę jak liniowiec zbliżał się do nich,
zdawały się wspinać na wyżyny nieba, jakby wynoszone gigantyczną windą.
— Góry Niedostępności — oznajmiła panna Wilkins. — Zostały tak nazwane, ponieważ Morze Pragnienia otacza je ze wszystkich stron. Można też zauważyć, że są o wiele bardziej strome niż większość gór na Księżycu.
Nie rozwodziła się nad tym, ponieważ pechowym zrządzeniem losu większość szczytów księżycowych okazała się nieciekawa. Ogromne kratery, które wyglądały tak imponująco na zdjęciach zrobionych z Ziemi, z bliska okazywały się łagodnymi pagórkami. Wcześniejsze wrażenie było złudzeniem wynikającym z gry cieni o świcie i o zachodzie słońca. Nie było ani jednego krateru księżycowego, którego ściany wznosiłyby się tak gwałtownie jak ulice San Francisco, niewiele zaś na tyle stromych, by mogły ucieszyć ambitnego kolarza. Niemniej publikacje Komisji Turystycznej pomijały te kwestie milczeniem, ograniczając się do przedstawiania najbardziej spektakularnych klifów i kanionów, sfotografowanych ze starannie wybranych punktów widokowych.
— Do tej pory nie zostały dokładnie zbadane — kontynuowała panna Wilkins. — W zeszłym roku zabraliśmy tam grupę geologów i wysadziliśmy ich na tamtym cyplu, ale udało im się dotrzeć tylko kilka kilometrów w głąb lądu. Dalej może więc być dosłownie wszystko, ale po prostu nie mamy o tym pojęcia.
Brawa dla Sue, pomyślał Pat. Była pierwszorzędnym przewodnikiem i wiedziała, co pozostawić wyobraźni, a co wyjaśnić ze szczegółami. Wypowiadała się swobodnie, bez śladu tego znudzonego zaśpiewu, który dopadał wielu zawodowych przewodników. Poza tym dogłębnie opanowała temat; bardzo rzadko nie potrafiła odpowiedzieć na jakieś pytanie. Ogólnie rzecz biorąc, była onieśmielającą młodą damą i chociaż często pojawiała się w erotycznych marzeniach Pata, w głębi ducha trochę się jej obawiał.
Zafascynowani pasażerowie wpatrywali się w coraz bliższe szczyty. Na wciąż tajemniczym Księżycu było jeszcze bardziej sekretne miejsce, wznoszące się niczym wyspa pośród dziwnego morza. Góry Niedostępności miały być wyzwaniem dla następnego pokolenia odkrywców. Pomimo nazwy obecnie dość łatwo było do nich dotrzeć, ale przy milionach kilometrów kwadratowych powierzchni Księżyca, które nie zostały jeszcze dokładnie zbadane, musiały poczekać na swoją kolej.
Selene skręciła w stronę rzucanego przez nie cienia. Zanim ktokolwiek zdał sobie sprawę, co się dzieje, nisko zawieszona nad horyzontem Ziemia zniknęła z pola widzenia. Jej jaskrawe światło wciąż igrało na wyniesionych wysoko szczytach, ale tutaj w dole zapanowała całkowita ciemność.
— Zgaszę światła w kabinie — zapowiedziała stewardesa. — Będziecie lepiej widzieć.
Bez przyćmionego czerwonego blasku podróżnicy czuli, że są całkiem sami pośród księżycowej nocy. Po chwili jasne szczyty zniknęły. Statek wchodził coraz głębiej w obszar cienia i widzieli nad sobą już tylko gwiazdy. Zimne i stałe punkty światła pośród czerni tak absolutnej, że umysł się buntował.
Trudno było rozpoznać znajome konstelacje wśród takiej mnogości gwiazd. Oko gubiło się pośród niewidocznych z Ziemi wzorów, całym labiryncie gromad i mgławic. Jeden tylko punkt pozostał łatwy do odróżnienia. Olśniewająca latarnia Wenus przyćmiewająca blaskiem wszystkie inne ciała niebieskie.
Minęło kilka minut, zanim podróżnicy zauważyli, że nie tylko niebo warto podziwiać. Za rozpędzonym liniowcem widać było długi i fosforyzujący ślad, jakby ktoś magicznie nakreślił palcem linię światła na ciemnym i pylistym obliczu Księżyca. Selene ciągnęła za sobą kometowy wręcz ogon, podobny do kilwateru pozostawianego przez statki na tropikalnych morzach Ziemi.
Tyle że tutaj nie było żadnych mikroorganizmów, które mogłyby wywołać typową dla ziemskich wód fluorescencję. Błyszczały tak niezliczone ziarenka pyłu. Pozbywały się ładunku elektrycznego uzyskanego podczas szybkiego przejścia Selene. Choć było to prozaiczne zjawisko, mogło budzić zachwyt. Świetlista wstęga, rodząca się i gasnąca za statkiem, jakby sama Droga Mleczna odbijała się w powierzchni Księżyca.
Ten blask jednak zniknął, gdy Pat włączył reflektor. Całkiem niedaleko, wręcz niebezpiecznie blisko, przesuwała się wysoka ściana skalna. W tym miejscu zbocze góry wyrastało niemal pionowo i trudno było nawet orzec, jak wysoko sięgało. Widzieli tylko ten jego fragment, który znajdował się akurat w świetle reflektora.
Przy księżycowych górach Himalaje, Góry Skaliste czy Alpy były niewielkie. Na Ziemi siły erozji zaczynały ścierać pasma górskie zaraz po ich powstaniu. Na Księżycu nie było ani wiatru, ani deszczu, nie było niczego, co mogłoby skutecznie wygładzić kamienne granie. Jedyna księżycowa erozja wiązała się ze zmianami temperatury, a to nader powoli kruszyło skały i zmieniało je w pył. Te góry były równie stare jak świat, który je zrodził.
Pat był bardzo dumny z tego punktu wycieczki i starannie zaplanował następny jej akt. Wyglądało to niebezpiecznie, ale ryzyko było zerowe. Selene setki razy pokonywała już tę trasę i elektroniczna pamięć systemu nawigacyjnego znała drogę lepiej niż jakikolwiek ludzki pilot. Nagle wyłączył reflektor i teraz pasażerowie uświadomili sobie, że gdy wpatrywali się w jedną stronę, góry cichcem podeszły do nich także z tej drugiej.
W niemal całkowitej ciemności Selene pędziła wąskim kanionem, i to nawet nie po prostej, ponieważ od czasu do czasu wykonywała drobne manewry, aby ominąć niewidzialne przeszkody. Część z nich była po prawdzie całkiem fikcyjna, ale Pat tak zaprogramował kurs, aby budził jak największe emocje. Oczywiście zrobił to już sporo wcześniej, kiedy sunął tutaj w blasku dnia z niewielką prędkością. Liczne ochy i achy dowiodły, że wykonał dobrą robotę.
Jedynym, co pozostało widoczne ze świata zewnętrznego, była wąska wstęga gwiazd kołysząca się pozornie nad ich głowami, gdy statek wychodził w kolejną cyrkulację. Nocna jazda, jak prywatnie nazywał ją Pat, trwała około pięciu minut, ale wydawała się ciągnąć o wiele dłużej. Gdy ponownie włączył reflektor, pasażerowie westchnęli z ulgą, ale i z rozczarowaniem. Nieprędko mieli zapomnieć o tym przeżyciu.
Teraz, gdy widzieli już otoczenie, mogli się przekonać, że Selene przemieszcza się wąwozem o stromych ścianach, które powoli odsuwały się coraz dalej na boki. W końcu dotarli do jakby owalnego amfiteatru o średnicy około trzech kilometrów. Znajdowali się w samym sercu wygasłego wulkanu, który powstał eony temu, w czasach, gdy Księżyc był jeszcze młody.
Jak na księżycowe standardy był to raczej mały krater, ale za to wyjątkowy. Wszechobecny pył wlewał się przez miliony lat do jego niecki, niegdyś wypełnionej prawdziwym ogniem piekielnym. Z wielkim pożytkiem dla turystów wygasł on na długo przed pojawieniem się życia na Ziemi. Nigdy więcej się nie obudził, chociaż były tu jeszcze inne siły, które nie zniknęły i cierpliwie czekały na swój czas.
Gdy Selene zaczęła powolnie okrążać amfiteatralną nieckę o stromych ścianach, wielu pasażerom mogło się to skojarzyć z rejsami po górskich jeziorach na Ziemi. Tutaj też panowała ta osobliwa cisza, to samo poczucie obecności nieznanej głębiny pod łodzią. Ziemia miała wiele jezior kraterowych, ale Księżyc tylko jedno, chociaż samych kraterów było tu o wiele więcej.
Źródło: Rebis



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1992, kończy 33 lat
ur. 1939, kończy 86 lat
ur. 1980, kończy 45 lat

