

Seria Wehikuł Czasu to projekt Domu Wydawniczego Rebis, w którym wydawane są klasyczne powieści i opowiadania science fiction. Wśród kilkudziesięciu wydanych książek ukazały się pozycje m.in. Isaaka Asimova, Briana W. Aldissa, Johna Wyndhama czy Franka Herberta. Dzięki tej serii przywracane na nasz rynek są ważne dla gatunku utwory. Większość pozycji to reedycje, ale trafiają się też wydania premierowe na naszym rynku.
Dzisiejsza premiera w tej serii to dzieło Arthura C. Clarke'a, twórcy także już dobrze znanego z Wehikułu Czasu. Księżycowy pył to historia traktująca o katastrofie na Księżycu i walce z czasem, gdy niezbędne do życia zasoby szybko się kurczą.
Dom Wydawniczy Rebis udostępnił obszerny fragment Księżycowego pyłu, na który składają się przedmowa i dwa pierwsze rozdziały. Możecie je przeczytać, w przekładzie Radosława Kota, poniżej - pod opisem i okładką powieści.
Księżycowy pył - opis i okładka

oruszająca i błyskotliwie napisana powieść, nominowana w 1963 roku do nagrody Hugo.
W XXI wieku Księżyc stał się celem wypraw turystów i marzycieli. Selene, luksusowy liniowiec pod dowództwem kapitana Pata Harrisa, oferuje niezapomniane podróże przez Morze Pragnienia, niesamowitą równinę pokrytą drobnym pyłem zachowującym się jak woda. Kiedy jednak po niespodziewanym trzęsieniu ziemi łódź pogrąża się głęboko w tym księżycowym pyle, jego pasażerowie i załoga zostają uwięzieni w martwej ciszy – z ograniczoną ilością powietrza i bez możliwości kontaktu z bazą.
Rozpoczyna się dramatyczna walka z czasem. Na Księżycu najmniejszy błąd może kosztować życie. Ratownicy muszą nie tylko działać w ekstremalnych i nieprzewidywalnych warunkach, lecz także przekroczyć granice ludzkiej technologii i wyobraźni. Czy uda im się odnaleźć i ocalić zaginionych ludzi?
Księżycowy pył - fragment książki
Przedmowa do wydania z 1987 rokuNapisałem powieść Księżycowy pył między sierpniem a listopadem 1960 roku — ledwie trzy lata po wystrzeleniu Sputnika, które zapoczątkowało erę kosmiczną.
Pół roku później prezydent Kennedy zainicjował program Apollo i jeszcze przed końcem tamtej dekady Armstrong i Aldrin wylądowali na Księżycu. Jak świetnie wiemy, nie zapadli się od razu w grube pokłady pyłu.
Niemniej w 1960 roku było to całkiem realne zagrożenie. Ziemskie teleskopy ukazywały księżycowe równiny jako powierzchnie dziwnie gładkie i sporo astronomów (w tym doktor Thomas Gold) sugerowało, że są one pokryte grubą warstwą nader drobnego pyłu. Dowodzili z zapałem, że przez miliardy lat drastyczne wahania temperatury podczas księżycowych nocy i dni mogły skruszyć i ostatecznie zmienić na proszek tamtejsze skały. Gold i inni rozwinęli model dynamiczny, według którego posiadające ładunek elektryczny cząstki pyłu mogłyby płynnie przemieszczać się po powierzchni Księżyca i gromadzić w różnych zapadliskach terenu. Tworzyłyby w ten sposób swoiste pułapki, równie groźne dla astronautów jak ruchome piaski na Ziemi.
Ta idea najwyraźniej fascynowała mnie przez wiele lat, skoro wykorzystałem ją już w powieści Earthlight (1955). Jednakże nie mogę twierdzić, że podstawowa koncepcja Księżycowego pyłu jest moim dziełem; pomysł pochodzi od nieżyjącego już Jamesa Blisha, który w jednym z opowiadań wspomniał o „jeżdżeniu na nartach po pyłowych morzach Księżyca”.
Gdy pierwsze sondy Łuna i Surveyor wylądowały na Księżycu w połowie lat sześćdziesiątych, inżynierowie z programu Apollo odetchnęli z ulgą. Podpory lądowników nie zapadały się specjalnie w księżycowym gruncie i zostawiały ślady całkiem podobne do tego, co można zwykle zobaczyć na Ziemi. Co więcej, późniejsi astronauci nie tylko nie utonęli w pokładach pyłu, ale wręcz trudno było im wbić urządzenia badawcze głębiej niż na kilka centymetrów.
Co zrobić w tej sytuacji z moim „Morzem Pragnienia”? Cóż, mógłbym przenieść je na Marsa (rejon znany jako Hellas bardzo dobrze do tego by się nadawał). Zanim jednak podejmę tak drastyczne kroki, zacytuję fragment z przedmowy do wydania opublikowanego po zakończeniu programu Apollo, w 1978 roku:
Wielkie osiągnięcia astronautyczne ostatnich lat nie wykluczyły istnienia zjawiska, które zostało przedstawione w tej książce. Dużo jeszcze czasu upłynie, zanim będziemy mogli z całą stanowczością powiedzieć, że nie ma niczego, co przypominałoby „Morze Pragnienia”. Powierzchnia Księżyca to 15 milionów mil kwadratowych, obszar równie wielki jak cała Afryka, który czeka wciąż na dokładne zbadanie. Z całą pewnością trafimy tam na różne osobliwe i może niebezpieczne niespodzianki.
Poza tym Księżyc niewątpliwie nie jest wolny od pyłu. Gdy obejrzycie słynne filmy przedstawiające wyczyny astronautów w księżycowych pojazdach, zobaczycie dokładnie to, co opisałem w pierwszym rozdziale, gdy Selene,
"sunąc po okręgu, dogoniła własne pyłowe odkosy. Dziwnie wyglądały, wznosząc się i opadając po idealnych krzywych, bez dodatkowego czynnika związanego z oporem powietrza."
W tamtym czasie Księżycowy pył był zapewne moim największym sukcesem. Został zakupiony przez Reader’s Digest Condensed Books (jesień 1961). Zdaje się, że była to pierwsza wycieczka RD w krainę science fiction, ale nie zdobyłem się nigdy na odwagę, żeby sprawdzić, jak im to wyszło. Nie dlatego, abym zakładał, że redaktorzy z Pleasentville zepsuli moją prozę. Obawiałem się, że mogli ją udoskonalić.
Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek podsuwał Księżycowy pył Stanleyowi Kubrickowi, ale co najmniej trzech producentów zakupiło prawa do ekranizacji. Jeden z nich (Robert Temple) wpadł na świetny pomysł, jak przedstawić „Morze Pragnienia”, nawet jeśli do dzisiaj go nie odkryliśmy. Chociaż coraz bliżej już nam do końca stulecia, wciąż żywię nadzieję, że Księżycowy pył trafi na ekrany — i to jeszcze przed naszym powrotem na Księżyc.
Colombo, Sri Lanka
24 sierpnia 1986
Arthur C. Clarke
Źródło: Rebis

