Oscarowe wojny: przeczytaj fragment książki o słynnej nagrodzie filmowej
Przeczytajcie o narodzinach Oscarów we fragmencie książki Osacrowe wojny. Premiera tej pozycji już w przyszłym tygodniu.
Przeczytajcie o narodzinach Oscarów we fragmencie książki Osacrowe wojny. Premiera tej pozycji już w przyszłym tygodniu.
Rozdział pierwszy
Czekajcie! Jeszcze niczego nie słyszeliście!
1927–1929
Louis B. Mayer czuł, jak tasowane karty z furkotem mieszają mu się pod palcami. Leniwy niedzielny wieczór miał się ku końcowi: panowie rozsiedli się w bibliotece, palili cygara, pomału sączyli brandy Napoleon. Mayer wyłożył na stół pierwszą kartę, potem kolejną. Na drugim końcu pokoju jego trzej goście prowadzili niemrawą rozmowę, rozprawiali o pogodzie i o cenie niezabudowanych działek w Los Angeles. Tymczasem Mayer udawał, że zajmują go wyłącznie karty. Ograniczał się do układania pasjansów, bo jak powiedział kiedyś reżyser Fred Niblo, obecny tamtego wieczoru w bibliotece, „jako dobry gospodarz nie mógł sobie pozwolić na ryzyko, że zasiądzie ze swoimi gośćmi do gry karcianej i ogołoci ich z pieniędzy”.
W styczniowe noce takie jak ta bryza znad oceanu podkradała się do nowo wybudowanej dwudziestopokojowej willi w stylu hiszpańskim przy Pacific Coast Highway 625, prześlizgiwała się między żelaznymi prętami balustrady balkonowej i po cichu roztaczała w środku delikatny słony zapach. Mayer zapraszał gości tylko w niedziele. Jego żona Margaret serwowała zazwyczaj kolację w formie szwedzkiego stołu, podawała jesiotra i żydowskie przysmaki sprowadzone z nowojorskiej restauracji Barney Greengrass. Potem popijano alkohol, czasami oglądano film w prywatnej sali kinowej pana domu. Mayer zbudował willę rok wcześniej na życzenie żony, która od dawna marzyła o domu przy plaży. Całe przedsięwzięcie przeprowadził jak przystało na szefa wytwórni MetroGoldwynMayer. „Kiedy w studiu potrzebujemy tej czy innej scenografii, budujemy ją w jedną noc – tłumaczył swojej córce Irene. – Budowa dużej wioski zajmuje nam najwyżej parę tygodni. Nie ma co zdawać się na łaskę budowlańców, nie ma co zaczynać od architektów. U nas liczy się biznes. Jak czegoś potrzebujemy, to sobie to załatwiamy”.
Plany willi przygotował Cedric Gibbons, główny scenograf MGM, który przyczynił się do tego, że eleganckie art déco królujące wówczas na ekranach spopularyzowało się w mieszkaniach zamożniejszych Amerykanów. Kierownik produkcji zwerbował ekipę pracowników MGM, którzy zbudowali dom w sześć tygodni, tyrając na trzy zmiany, dzień i noc, dzięki ustawionym na plaży reflektorom. Koszt całego przedsięwzięcia wyniósł 28 tysięcy dolarów. Dach pokryto ceramicznymi dachówkami, łazienki udekorowano onyksem, grube ściany wyłożono marmurem, co miało chronić willę przed letnim upałem. Nie zabrakło basenu, który podczas sztormów wypełniał się morską wodą.
Był rok 1927, czas, gdy władcy Hollywood stawiali na Złotym Wybrzeżu w Santa Monica rezydencje, będące ostentacyjnym dowodem na to, że w Ameryce pojawiła się nowa arystokracja. Irving Thalberg, protegowany Mayera, wybrał tę samą plażę co on i zbudował tam dom w stylu normandzkim. Niedaleko miała wkrótce zamieszkać para królewska ówczesnego Hollywood, czyli Douglas Fairbanks i Mary Pickford. Producent Jesse Lasky, szef potężnej wytwórni Famous Players–Lasky (która później przekształciła się w Paramount), mieszkał cztery domy dalej. W maju 1927 roku pisał w liście do syna: „Wszyscy przeprowadzają się nad morze, latem będziemy tu mieli wspaniałą kolonię”.
Mayer wyłożył kolejną kartę. Był raczej królem pik, a nie królem serce. „To diabeł wcielony – mówiła o nim Helen Hayes. – Nigdy nie miałam do czynienia z człowiekiem, który skrywałby w sobie tyle zła. Nie przejawiał żadnych talentów, był wstrętny, bezwzględny i chciwy”⁵. Aktor Ralph Bellamy posunął się jeszcze dalej. „Louis B. Mayer to żydowski Hitler, zwyczajny faszysta. Nie darzył uczuciem żadnej mniejszości, nawet tej, z której sam się wywodził. Ludzie ani trochę go nie obchodzili”. Inni traktowali Mayera jak monarchę, który uczynił terror narzędziem władzy. „Pracownicy bardzo go szanowali, ale mógł cię zniszczyć jednym ruchem małego palca, z czego świetnie zdawał sobie sprawę” – wspominała scenarzystka zatrudniona w MGM⁶. Reżyser Marshall Neilan żartował, że za inicjałami „L.B.” kryje się „lichawy bandyta”.
Młode lata Mayera upłynęły w Saint John w kanadyjskiej prowincji Nowy Brunszwik. Jego rodzina pochodziła z Europy Wschodniej, uciekła stamtąd przed antysemickimi pogromami. Mayer pomagał ojcu, który trudnił się handlem złomem; do jego zajęć należało ciągnięcie wózka wyładowanego metalowymi odpadkami z rozbitych statków. W 1907 roku kupił obskurny teatr w stanie Massachusetts, odnowił go, nadał mu nazwę Orpheum i obiecał publiczności „wyszukane rozrywki”. Amerykanie od kilku lat szaleli na punkcie krótkich filmów wyświetlanych w nickelodeonach, czyli kinach, w których bilet kosztował pięć centów. Mayer szybko uświadomił sobie, że prawdziwe pieniądze można zarobić na „kreowaniu idoli, gwiazd, które publika będzie darzyła uwielbieniem i z którymi będzie się utożsamiać”. Biznes kręcił się przede wszystkim na Zachodnim Wybrzeżu, więc Mayer przeniósł się tam i założył wytwórnię Louis B. Mayer Productions. W kwietniu 1924 roku Marcus Loew, właściciel sieci kin, doprowadził do połączenia studia Mayera z Metro Pictures i Goldwyn Pictures. Tak powstało MGM, wielkie imperium Hollywood. Na początek urządzono fetę, przypominającą parady wojskowe: nie zabrakło nawet kwiatów zrzucanych z przelatującego samolotu. Prezydent Calvin Coolidge przysłał telegram z gratulacjami.
Tak oto Mayer dołączył do grona żydowskich magnatów przemysłu filmowego, którzy dorastali w ubóstwie, lecz z czasem dotarli na szczyt i kontrolowali czwartą największą branżę w Ameryce . Byli wśród nich Carl Laemmle, urodzony w Niemczech księgowy z Oshkosh w Wisconsin, założyciel wytwórni Universal, i Adolph Zukor, pochodzący z małej węgierskiej wioski, który dawniej pracował przy obsłudze automatów do gier, potem zaś stworzył studio Famous Players i przekształcił je w Paramount. Inny Węgier, Wilhelm Fuchs, po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych zmienił nazwisko na William Fox. Sprzedawał napoje z saturatora i czernidło do pieców, pomału dorobił się niezłych pieniędzy i powołał do życia Fox Film Corporation. Do tego dochodzili jeszcze bracia Warner
– Harry, Albert, Sam i Jack – synowie imigranta z Polski, który pracował jako szewc w Baltimore, potem zaś osiedlił się z rodziną w Youngstown w Ohio. Właśnie tam młodzi Warnerowie zaczęli przygodę z kinem: zrzucili się i kupili wspólnie projektor filmowy.
Biografia Mayera, podobnie jak typowy hollywoodzki scenariusz, doczekała się wielu poprawek. Przyszły producent przyszedł na świat w Ukrainie jako Lazar Meir w 1884 roku. Twierdził, że wszystkie jego akta stanu cywilnego zaginęły, więc sam wybrał sobie datę urodzin: 4 lipca (tak naprawdę urodził się 12 lipca). Każdego roku w Dniu Niepodległości w MGM wstrzymywano wszelkie prace, aby gwiazdy, reżyserzy, kamerzyści i pracownicy planu filmowego mogli wziąć udział w wielkim pikniku. Machali chorągiewkami, orkiestra grała patriotyczne utwory. Czy świętowali urodziny Stanów Zjednoczonych, czy swojego władcy? Mayer uważał się za symbol amerykańskiego marzenia i pragnął je krzewić w dostojnych filmach, które powstawały w jego wytwórni. „Darzę prawdziwą czcią porządne kobiety, szlachetnych mężczyzn i święte matki”, zadeklarował pewnego razu w rozmowie z Frances Marion. Podczas pracy nad scenariuszem Wesołej wdówki w 1924 roku reżyser Erich von Stroheim nazwał główną bohaterkę, graną przez Mae Murray, „dziwką”. Mayer zbeształ go i oznajmił: w filmach MGM nie ma żadnych „dziwek”.
Idealizm łączył z żądzą władzy. O obu tych rzeczach myślał w niedzielny wieczór w 1927 roku, gdy układając pasjansa w swojej bibliotece, przysłuchiwał się rozmowie gości. Wszyscy zaproszeni byli jego podwładnymi. Fred Niblo, reżyser znany choćby dzięki Trzem muszkieterom z Douglasem Fairbanksem, rzucił właśnie jakiś żart na temat budżetu BenHura, rodzącej się w bólach superprodukcji MGM, którą przejął w 1924 roku i sprawił, że stała się prawdziwym hitem kasowym z 9,3 miliona dolarów dochodu. Autoironiczny dowcip Nibla rozbawił jego rozmówców, Conrada Nagela i Freda Beetsona. Pierwszy był gwiazdorem o delikatnych błękitnych oczach i jasnych włosach z przedziałkiem pośrodku. Przybył do Hollywood w 1920 roku i szybko znalazł sobie niszę jako idealny ekranowy partner dla aktorek w rodzaju Glorii Swanson, zawsze nieco przyćmiony ich blaskiem. Beetson pracował niegdyś dla Republikańskiego Komitetu Narodowego, pod rządami Williama Harrisona Haysa, mianowanego później przez prezydenta Hardinga dyrektorem generalnym poczty Stanów Zjednoczonych. Hays również trafił do Hollywood: został szefem Amerykańskiego Stowarzyszenia Producentów i Dystrybutorów Filmowych, zwanego Urzędem Haysa, i odpowiadał za oczyszczenie Hollywood ze zgnilizny moralnej. Zatrudnił Beetsona jako swojego sekretarza i skarbnika stowarzyszenia.
Źródło: Marginesy
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 44 lat