Przeczytaj fragment brutalnego kryminału pt. Baron
W tym tygodniu ukaże się Baron - kolejna powieść Krzysztofa Jóźwika. Mamy da was obszerny fragment tej książki.
W tym tygodniu ukaże się Baron - kolejna powieść Krzysztofa Jóźwika. Mamy da was obszerny fragment tej książki.
Przez jęki i płacz udręczonego człowieka przebijały się wrzaski i krzyki torturujących go ludzi. Odbijając się od ścian magazynu, stojących tu firmowych ciężarówek i betonowej podłogi, tworzyły mieszaninę dźwięków, przez którą ciężko było wyłowić pojedyncze słowa. Dopiero podchodząc bliżej do miejsca kaźni, Baron mógł zrozumieć, co wykrzykują pracownicy jego firmy. Nawet zaczął rozróżniać ich głosy.
- Zachciało ci się kraść, skurwysynu jeden?!
Mokre plaśnięcie czymś twardym o gołe ciało. Przerażający jęk bólu.
- Źle ci było u Barona, fajfusie?! Musiałeś się połasić na parę groszy więcej?!
Odgłos kopnięcia i natychmiastowy wrzask torturowanego mężczyzny.
- Masz nauczkę, skurwysynu! Pracodawcy się nie oszukuje!
Trzy szybkie uderzenia i domagający się łaski skowyt cierpiącej ofiary.
- Dość!!!
Zaskoczeni oprawcy niemalże stanęli na baczność, przerwawszy tortury. Nie zauważyli, że nadchodzi ich szef. Wystarczył jednak sam ton jego głosu, by zakończyć ten pokaz siły i okrucieństwa. Mężczyźni z obawą spojrzeli na swojego pracodawcę i z szacunkiem pochylili głowy. On tu wszystkim rządził. On tu był najważniejszy. To on dawał im pracę i możliwość sowitego zarobku. To on był otoczony największym szacunkiem i estymą. Nawet jego starszy brat, Prezes, musiał się liczyć z jego słowem. To Baron był najważniejszy.
- Co tu się dzieje?!
Karol Baronowski dopiero teraz spojrzał na spoconych i podnieconych chłopaków, którzy stali w kółeczku, otaczając swoją ofiarę. Większość z nich koksowała i mocno trenowała, rozwijając muskulaturę do granic możliwości. Przyjmowany w nadmiarze testosteron buzował w ich żyłach, powodując zwiększenie agresji. Widać było, że nieszczęśnik czymś im podpadł i teraz wyżywali się na nim do woli.
- Bo szefie…
- Zamknij ryj!
Baron nie lubił, gdy któryś z jego ludzi odzywał się bez pozwolenia. Jego poprzednie pytanie było przecież retoryczne. Chciał po prostu przerwać tę jatkę i spojrzeć na ofiarę. Zapytać ją o to, dlaczego jest właśnie obijana. Obija na w dość specyficzny sposób.
Podszedł więc bliżej chłopaka, który przyjmował cięgi. Pracownicy momentalnie rozstąpili się bez słowa protestu. Posłusznie stanęli w pewnej odległości, nie śmiąc już się odezwać.
Nieszczęśnik pojękiwał cicho. Rzęził, pochlipując żałośnie. Z jego rozbitej głowy kapała na podłogę krew. Z nosa sączyła się czerwona posoka.
Baron obszedł go dookoła, bacznie mu się przypatrując i z podziwem kiwając głową nad pomysłowością swoich ludzi. Chyba mu zaimponowali.
- No, no… – mruknął. – Musiałeś zrobić coś bardzo brzydkiego, skoro tak cię urządzili…
Baron wiedział, kim jest ten chłopak. Szef znał wszystkich swoich pracowników. Tego pochodzącego zza wschodniej granicy mężczyznę też.
Odsunął się na trzy metry i spojrzał na wiszącego człowieka.
Nieszczęśnik wisiał głową w dół, przywiązany linką do stalowego uchwytu podtrzymującego dach magazynu. Ręce miał obwiązane sznurkiem wokół tułowia. Całe ciało miał we krwi. Skopane i poobijane. Twarz tworzyła jedną wielką krwawą miazgę. Ciekawostkę stanowił fakt, że wisiał przywiązany za jądra i penisa.
- Musi zajebiście boleć, co? – zastanawiał się Baron, z zainteresowaniem przypatrując się bliżej ledwo trzymającemu się, mocno wyciągniętemu kawałkowi skóry, tworzącemu mosznę i nasadę członka. Penis i jądra przyjęły niebezpiecznie granatową barwę, ściśnięte plecioną linką holowniczą. Musiały od kilku minut utrzymywać ciężar ciała człowieka.
- Ile ty ważysz? Pewnie ponad osiemdziesiąt kilogramów, co? Tyle ćwiczyłeś na siłowni… Tyle żarłeś mięsa… Tyle koksu w siebie wcisnąłeś… I na co ci to było?
- Szefie… – zachlipał zawieszony na lince mężczyzna. Nawet już to jedno wypowiedziane słowo ujawniło jego wschodni akcent. – Błagam o litość…
Gwałtownie wyciągnięta dłoń momentalnie uciszyła mężczyznę. Posłusznie zamilkł. Tak było dla niego lepiej.
- No dobrze. To co takiego zrobiłeś, Siergiej, że zawisłeś na jajach? – padło niemalże żartobliwym tonem. Ktoś z tłumu parsknął, ale groźne spojrzenie szefa momentalnie go uciszyło.
- Bo ja… Potrzebowałem… Kilku stów… no… może trochę więcej… I… pożyczyłem sobie z kasy firmy… Miałem oddać… – z trudem dukał obity chłopak, przeciągając zgłoski. Miał nie tylko trudność w mówieniu spowodowaną bólem genitaliów i obitym ciałem, ale także napuchniętymi ustami. Prawdopodobnie kilka zębów zostało wybitych.
- Ojojoj! – zaintonował Baron aktorsko, udając przejęcie. – Miałeś oddać? A kiedy planowałeś to zrobić?
- W przyszłym miesiącu…
- I nie przyszedłeś do mnie oficjalnie z prośbą o pożyczkę, tylko postanowiłeś zakraść się jak złodziej i podpierdolić mi z kasy urobek firmy? – Zdziwienie i przejęcie w głosie Barona były autentyczne. – W ten sposób okradłeś nas wszystkich, nie tylko mnie. Nie dziwię się reakcji chłopaków.
- Prze… praszam… – zachlipał znów wiszący głową w dół chłopak. – Odpokutuję to… Oddam wszystko z procentem… Przyrzekam, że więcej tak nie zrobię…
Baronowski powiódł wzrokiem po czekających cierpliwie mężczyznach. Dumni, wyprostowani, silni i odważni. Jego chłopcy. Kumple i przyjaciele stanowiący zgraną ekipę. Najbardziej zaufani ludzie, jakich znał. Siergiej do tej pory też przecież należał do tej paczki. Niejedno już razem robili. Baron wiedział, że chłopak ma ciągoty do hazardu i że potrafi w ciągu jednej nocy narobić potężnych długów.
Miał nad tym pracować, ale chyba mu się nie udało.
Karol westchnął głęboko i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Zdejmijcie go – powiedział z dziwną rezygnacją w głosie.
Kilku najsilniejszych natychmiast rzuciło się w kierunku wiszącego człowieka i sprawnie zdjęło go z haka. Postawili go na podłodze, przytrzymując, by się nie przewrócił, a potem wyczekująco spojrzeli na swojego szefa. Czekali na dalsze wytyczne.
Baron podszedł do nieszczęśnika i poklepał go po zakrwawionym policzku.
- No… Już dobrze… Starczy tego.
Siergiej odetchnął z ulgą. Już mu nawet nie przeszkadzało to, że wciąż był skrępowany. Nie czuł już bólu związanych mocno genitaliów. Ważne było to, że szef mu przebaczył.
Baron ziewnął, spojrzał na zegarek i od niechcenia machnął ręką.
- Dziś jest piątek, a ja mam rodzinne spotkanie przy grillu. Za godzinę muszę być w domu. Zjeżdżają się ciotki, wujki, teściowie… Chyba to rozumiecie?
Pytanie nie wymagało odpowiedzi. To było jedno z tych retorycznych. Wszyscy dobrze to rozumieli. Szef miał piękną żonę i trzech synów. A rodzinne spotkanie było świętością. Zwłaszcza przy grillu. Zwłaszcza w jego ogromnej rezydencji za Puławami.
Baron cmoknął i spojrzał na obitego chłopaka. Pokiwał głową i znów cmoknął.
- Wykończyć go – szczeknął tylko.
- Nie!!! Błagam!!! Nie!!! – rozdarł się nieszczęśnik, szarpiąc się na boki.
Nic to nie dało, bo trzymali go naprawdę mocno.
- Błagam, szefie!!! Ja już tak nie będę robił!!!
- Wiem, że nie będziesz – odpowiedział mu smutno właściciel firmy. – Dawałem ci szansę już kilka razy. Miałeś skończyć z graniem, ale skoro nie potrafisz, to nie pasujesz do mojej firmy. A nie mogę cię puścić wolno, bo za dużo o mnie wiesz, i skoro nie potrafisz zapanować nad swoimi słabościami, to nie mogę ci ufać. Poza tym brzydzę się kradzieżą. Zawsze się brzydziłem. I będę bezwzględnie tępił każdą taką próbę.
- Litości!!! – załkał pobity. Płakał teraz rzewnymi łzami. – Ja zrobię wszystko, szefie, tylko niech szef mnie oszczędzi!!!
- To już koniec, chłopie. Spójrz prawdzie w oczy – powiedział Baron ze smutkiem w głosie. – Przywiązać go do paleciaka!
Wydany rozkaz spowodował lawinę wrzasków i zawodzenia udręczonego człowieka, ale zostały one zagłuszone hałasami wykonujących polecenie pracowników firmy. Baronowski osobiście usiadł za kierownicą pomarańczowego elektrycznego wózka i przygotował się do startu. Zawodzący mężczyzna został sprawnie przywiązany linką do pojazdu. Znów za fioletowe już genitalia. Torturowany próbował wić się i przyjąć taką pozycję, by zaczepić nogami o linkę, by zminimalizować ryzyko dalszego uszkodzenia delikatnej części ciała, ale nie miał na to możliwości ani czasu.
- Już, szefie! – padło z ust jednego z chłopaków.
Baron spojrzał za siebie i niespodziewanie puścił oko do leżącego na ziemi, przywiązanego do wózka przerażonego człowieka. Wydawało się, że za chwilę zejdzie z fotela pojazdu, rozkaże odwiązać swojego pracownika, przeprosi za tak makabryczny żart. Potem pośmieją się, zapalą papierosa, wypiją po lufie dobrej wódki. Wszystko pójdzie w niepamięć. W końcu Siergiej nieźle już oberwał i miał nauczkę do końca życia. Rany się zagoją, klejnoty dojdą do siebie. Znów będzie dobrze. Jednak tak się nie stało.
Baron zaśmiał się tylko i powoli ruszył z miejsca. Ciągnięty po betonowej podłodze za ściśnięte do granic możliwości jądra szorował gołymi plecami, zdzierając sobie skórę do krwi. Naprężona linka zaciskała się na jego penisie, wywołując jeszcze większy ból niż poprzednio.
Baronowski specjalnie jechał bardzo wolno, by jak najdłużej ciągnąć za sobą żywy, zawodzący z bólu i próbujący przyjąć jak najmniej bolesną pozycję ładunek, za którym zostawała na betonie czerwona smuga krwi. W pewnej chwili zaczął robić ósemki na środku hali, jakby chciał się nieco bardziej zabawić. Towarzyszyła mu kompletna cisza ze strony pozostałych pracowników obserwujących ten spektakl.
Po zrobieniu kilku rund paleciak przyspieszył.
Ciągany po betonie chłopak zawył. Wykonujący mocny zakręt pojazd rzucił nim na bok, obracając go na brzuch. Siergiej nie zdążył odkręcić głowy i przejechał twarzą kilka metrów po twardym betonie. Kolejny mocny zakręt i nagle chłopak oderwał się od ciągnącego go paleciaka.
Ciało w końcu nie wytrzymało.
Jądra i penis urwały się pod potężną siłą wywieraną przez linkę holowniczą.
Z ust udręczonego człowieka wydobywał się tylko przeciągły jęk. Siergiej błagał teraz już o skrócenie jego męki, błagał o szybką śmierć. Na ratunek było za późno, ale mógł przynajmniej skrócić cierpienia.
Baron sprawnie zeskoczył z wózka i podszedł do już ledwo żywego zmaltretowanego chłopaka, który zwinął się w pozycję embrionalną, jakby miała go ona ochronić przed dalszymi torturami. Przywódca grupy kucnął przy nim i podniósł z posadzki oderwane fioletowe genitalia. Obejrzał je z zainteresowaniem, studiując anatomiczne szczegóły uszkodzonego ciała. Ze zmarszczonym czołem przyglądał się rozerwanej skórze i naczyniom krwionośnym.
Nagle zadzwonił telefon, więc Baron podniósł się i z zakłopotaniem spojrzał na swoje dłonie, w których trzymał oderwaną część ciała Siergieja. Jeden z pracowników momentalnie doskoczył do szefa, podając mu jednorazową chusteczkę. Tamten wytarł sobie z krwi tylko prawą dłoń, zostawiając w lewej oderwane szczątki. Po chwili odebrał połączenie.
- Halo?
- Jesteś jeszcze w firmie? – Nawet z odległości kilku metrów dało się usłyszeć głos rozmówcy z ustawionego na maksymalną głośność aparatu.
- No tak. A co?
Baron zaczął się przechadzać w tę i z powrotem, podrzucając od niechcenia krwawą kulkę mięsa. Siergiej cały czas jęczał, leżąc na zimnej betonowej podłodze.
- Co to za dźwięki? – zainteresował się nagle rozmówca. – Znowu kogoś skatowaliście? Czy ci twoi pracownicy nie mogą się bić poza firmą? Nie możesz nad nimi, do cholery, zapanować?
Głos dobiegający z głośniczka telefonu stał się niebezpiecznie rozdrażniony, ale Baron nie zareagował. Spacerował niespiesznie, wciąż podrzucając mięsną kulkę.
- Takie rzeczy nie mogą się powtarzać. – Dzwoniący mężczyzna dalej biadolił w taki sposób, jakby prowadził wykład. – Ile razy ci powtarzałem, że w naszej firmie przemoc nie jest rozwiązaniem…?
- Sebek – przerwał mu natychmiast Baron. – Firma może jest „nasza”, ale zarządzaniem pracownikami i karaniem tych, którzy mi podpadli, zajmuję się ja. Ty pilnujesz innych tematów, prawda? Finansowych, marketingowych…
- Co nie zmienia faktu, że urządzasz tu sobie jakieś krwawe jatki, których nie popieram! – wypalił wciąż zdenerwowany rozmówca. – Poza tym mówiłem ci już wiele razy, żebyś nie mówił do mnie „Sebek”. Wkurza mnie to! Nawet nasza matka to wie. Mam na imię Sebastian. Ewentualnie możesz mnie tytułować „Panie Prezesie”.
- No dobra, dobra… – mruknął wyraźnie niezadowolony Karol, jakby chciał jak najszybciej skończyć rozmowę ze starszym o dwa lata bratem. – Nic się tu takiego nie dzieje. Nie masz się czym denerwować. Wszystko jest pod kontrolą twojego młodszego brata.
Na chwilę zapadła cisza, choć można było się założyć, że rozmówca nie czuje się uspokojony. Karol nie czekał na dalsze wymówki, nie miał na to czasu.
- To z czym dzwonisz, bo mam jeszcze coś do zrobienia?
- O której mam być u ciebie na grillu? – zapytał już spokojniejszym głosem Sebastian.
- Za godzinę. – Karol uśmiechnął się promiennie. – Dzieciaki się ucieszą.
- Dobra. Przywiozę alkohol.
- Jasne, brachu. Będzie impreza!
Kiedy bracia się rozłączyli, a Karol schował telefon do kieszeni, rzucił mięsną kulkę na posadzkę i niemalże wesoło zawołał w kierunku czekających na polecenie pracowników:
- Skończcie to! Ja już muszę jechać.
naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 29 lat
ur. 1971, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1938, kończy 87 lat