Przeczytaj fragment brutalnego kryminału pt. Baron
W tym tygodniu ukaże się Baron - kolejna powieść Krzysztofa Jóźwika. Mamy da was obszerny fragment tej książki.
W tym tygodniu ukaże się Baron - kolejna powieść Krzysztofa Jóźwika. Mamy da was obszerny fragment tej książki.
- Cholera by wzięła, żeby w piątek wieczorem trafiała się nam taka sprawa. – Hubert ze złością klapnął na swoim krześle. – Akurat wtedy, kiedy jest taka ładna pogoda i kiedy obiecałem chłopakom, że pójdę z nimi pograć w piłkę.
- To pójdziesz jutro – rzuciła kwaśno Ewa, uruchamiając swój komputer. – Albo w niedzielę. Ja też miałam plany na wieczór.
- Sobotę i niedzielę mamy już zaplanowane – zgrzytnął zębami policjant, robiąc jeszcze bardziej niezadowoloną minę. – Na weekend przyjeżdżają do nas teściowie.
- W sensie twoi teściowie? – sprecyzowała Jędrycz.
- Tak. W sensie moi.
Wyjaśnienie padło z taką zjadliwością, że było już jasne, dlaczego Hubert nie kryje złego humoru.
Ewa nie drążyła dłużej tematu, tylko wzruszyła ramionami. Coś tam wiedziała o nie najlepszych relacjach panujących między Hubertem i jego teściami, ale ostatecznie to nie był jej problem. Sama chciała szybko skończyć i wyjść. Też miała swoje kłopoty rodzinne.
- Ja przetrzepię bazę zaginięć młodych kobiet, a ty sprawdź wszystkie raporty z ostatnich trzech tygodni. Może na coś szybko wpadniemy – zaproponowała i nie widząc oporów ze strony Zaniewskiego, uruchomiła bazę policyjną i zaczęła mozolne przeglądanie zgłoszonych przypadków zaginięć. Na liście wyświetliło się trzynaście rekordów. Zdziwiła się, że jest ich aż tak dużo, ale już po kilku minutach zrozumiała, że połowa przypadków została szybko wyjaśniona i jest nieaktualna.
Byli sami, bo ich szefowa, komisarz Głowacka, wzięła krótki, tygodniowy urlop. Zupełnie jak nie ona, stwierdziła, że ma dość i koniecznie musi odpocząć. Pół roku wcześniej sprawa Druciarza, nad którą wszyscy intensywnie pracowali, tak ją wykończyła, że kobieta naprawdę potrzebowała odpoczynku. Pracowała wtedy dniami i nocami, zupełnie ignorując potrzeby swojego ciała, nadwyrężając się do granic możliwości. Potem, przez kolejne pół roku, nie udało się znaleźć odpowiedniego momentu, żeby wziąć urlop. Masa małych, ale wymagających pracy spraw uwiązała wszystkich w Puławach. W końcu Głowacka poczuła, że dłużej tak nie pociągnie. Pewnego dnia doszła do wniosku, że już czas odpocząć, podjęła szybką decyzję i wyjechała do Grecji. Hubert i Ewa zostali sami „na gospodarstwie”, raportując bezpośrednio do naczelnika wydziału kryminalnego.
W ciszy i najwyższym skupieniu pracowali intensywnie, nawet nie odzywając się do siebie, każde z nich zagrzebane w setkach stron danych. Godzinę później mogli wysnuć już jakieś wnioski.
Znaleźli dwa przypadki zaginięć zgłoszonych w powiecie puławskim, w których dziewczyny na pierwszy rzut oka wyglądały na podobne do zwłok znalezionych nad Wisłą. Zgadzały się ogólne cechy budowy ciała, zgadzał się kolor włosów. To mogła być jedna z nich. I mogła niestety stać się ofiarą amatora ognia oraz mordowania w tak okrutny sposób.
Gdy już zawęzili obszar poszukiwań, nawet Hubert odzyskał humor, bo trafił na raport patrolu prewencji sprzed kilkunastu dni, w którym zapisano, że przed jedną z puławskich dyskotek grupa trzech wyrostków w niekulturalny sposób zaczepiała stojące przed wejściem młode kobiety. Akurat przejeżdżał patrol, więc funkcjonariusze zainteresowali się dziwną szarpaniną. Napastnicy zostali wylegitymowani i spisani, ale ich nie zatrzymano. Nie było takiej potrzeby, bo dziewczyny czym prędzej weszły do klubu i nawet nie zgłosiły incydentu. Patrolujący ulice sierżant pouczył młodzieńców i stwierdził, że tyle wystarczy. Na szczęście pozostał ślad w postaci raportu z miejsca zdarzenia. Z danymi tych mężczyzn włącznie.
- Dwóch z tych chłystków było już notowanych – powiedział Hubert, gdy usiadł obok Ewy i pokazał jej znalezione dane. – Jeden za udział w bójce w Kazimierzu Dolnym, a drugi za jakiś niewielki rozbój, tu, w Puławach.
Dostali wyroki w zawieszeniu i prace społeczne.
Nagle Jędrycz zmarszczyła brwi i uważniej przyjrzała się informacjom z raportu.
- Czekaj, czekaj… Data zdarzenia pokrywa się z datą zaginięcia jednej z dwóch kobiet. To było dokładnie tydzień temu, też w piątek. Chyba mamy to, o co nam chodziło – stwierdziła z przejęciem.
- Kto zgłosił zaginięcie?
- Rodzice. – Ewa wlepiła wzrok w ekran komputera. – Ich córka rzekomo poszła z koleżanką do kina. Miała wrócić przed dwudziestą trzecią, ale gdy tego nie zrobiła, zaniepokoili się i zaczęli do niej wydzwaniać. Nie odbierała. Jej koleżanka wyjaśniła, że po kinie poszły jeszcze do klubu. Rozstały się po godzinie dwudziestej drugiej i nie miały już tego dnia ze sobą kontaktu.
Hubert też wpatrzył się w wyświetlane informacje.
- Data i godzina faktycznie się zgadzają – potwierdził. – Mamy zdjęcie zaginionej?
- Tak. Spójrz tutaj. – Ewa pokazała palcem na ekran komputera. – Popatrz na informacje o ubraniu dziewczyny, które podali rodzice.
- Ubrana była w niebieskie dżinsy, szare trampki, kremową bluzkę z cekinami ułożonymi w kształt czerwonych ust i biały sweterek.
Policjanci natychmiast porównali te informacje ze zdjęciami zwłok wyłowionych z Wisły. Zaledwie trzy godziny wcześniej zrobione na plaży fotografie na niewiele się jednak przydały. Topielica nie miała na sobie butów, a bluzka była w strzępach i jej kolor po kilku dniach przebywania w wodzie niewiele mówił. Tylko dżinsy się zgadzały. Jednak to było zbyt mało, by wysnuć ostateczne wnioski.
- Nie ma słowa o biżuterii i zegarku – westchnęła policjantka. – O znakach szczególnych też nic nie ma. Potrzebujemy mocnych danych. Na przykład grupę krwi ofiary i inne parametry biologiczne. Teraz chyba nie ma sensu nachodzić rodziców zaginionej i pokazywać im tych zdjęć? Jak myślisz?
Zaniewski bez słów zgodził się z koleżanką, kiwając głową na znak, że to byłoby zbyt przedwczesne. Musieli mieć większą pewność i więcej danych. Wizyta u rodziców dziewczyny powinna być już tylko czystą formalnością. Ciężką i traumatyczną formalnością. Po chwili wstał, podszedł do swojego biurka i zamknął komputer.
- Do poniedziałku powinny być wyniki sekcji zwłok i badań laboratoryjnych. Wówczas podejmiemy decyzję, co dalej. Być może już wtedy będziemy mieli pewność, że to właśnie ta kobieta została tak bestialsko potraktowana.
- I jeśli to ona była wtedy w dyskotece, to będziemy mieli wyraźny trop, gdzie szukać prawdopodobnych sprawców – dodała Ewa.
- Dokładnie tak.
Hubert zaczął się zbierać, ale Ewa jeszcze siedziała przy biurku i z uwagą czytała dane wyświetlane na ekranie komputera. Nie wyglądało na to, by szykowała się do wyjścia, mimo że dochodziła już dwudziesta.
- Nie idziesz jeszcze? – Tyczkowaty policjant stanął nad nią, spoglądając z góry.
- Jeszcze chwilę… Muszę jeszcze się nad czymś zastanowić… Ale ty już leć.
- No dobrze. To do poniedziałku.
- Cześć, Hubert.
Ogień buchnął żywym pomarańczowo-żółtym płomieniem, omiatając twarz Karola Baronowskiego, który z nieukrywaną przyjemnością wpatrywał się w to widowisko. Czuł gorący powiew powietrza i aż przymknął oczy z zadowoleniem. Bardzo lubił ciepło tego żywiołu i nieokiełznaną siłę jaskrawych języków, zachłannie smagających powietrze.
Baron wciąż miał przed oczami wijącego się w śmiertelnych konwulsjach wykastrowanego zdrajcę i złodzieja, który wyciągnął rękę po pieniądze ich firmy. Chłopak musiał ponieść karę. Połasił się na cudzą własność, a tego Karol nie mógł puścić płazem. Nie tylko dlatego, że nie pochwalał kradzieży, bo sam przecież niczego w życiu nie ukradł, ale także dla przykładu, by pozostali pracownicy firmy wiedzieli, co ich czeka, gdy zrobią coś podobnego. Bracia Baronowscy prowadzili interesy, zarówno te legalne, jak i nielegalne, ale kradzież nigdy nie leżała w ich naturze.
Tak zostali wychowani i takie wartości zostały im wpojone.
- Karolku! Jak ja cię dawno nie widziałam!
Mężczyzna w końcu ocknął się i otworzył oczy, po czym spojrzał z zaciekawieniem na jedną z jego krewnych zaproszonych na rodzinną imprezę. Starsza już kobieta w wielkim białym kapeluszu podeszła do ogniska i mocno ucałowała swojego siostrzeńca, ściskając go za policzki, jak małego chłopca.
- Ależ ty spoważniałeś! I ten kilkudniowy zarost na twarzy!
Baron uśmiechnął się promiennie, mocno przytulając do siebie kobietę.
- Już dawno jestem dorosły, ciociu – roześmiał się radośnie. – Czas nie stoi w miejscu.
- Oj… – Kobieta nie wyglądała na przekonaną. Spojrzała na niego krytycznie. – Ja dla odmiany cały czas młodnieję, nawet zmarszczki mi znikają.
Roześmiali się oboje.
Rodzinna impreza okazała się strzałem w dziesiątkę. Zjechali się niemal wszyscy krewni z Puław, Dęblina i Zwolenia. Na ogromnym terenie ogrodu Barona nie było tego widać, ale przyjechało dobre pięćdziesiąt osób, wliczając w to hordę dzieciaków. Grill, ognisko, zjeżdżalnie i trampoliny, a nawet dmuchany basen wypełniony wodą stanowiły atrakcję dla dorosłych i dla dzieci. Dynamiczna muzyka skłaniała do tańca i zabawy.
- No jak tam, Karolku? – zagadnęła do niego starsza, ale wciąż postawna kobieta, ubrana w letnią sukienkę w kwiaty, gdy znaleźli chwilę dla siebie w odległej części ogrodu. – Jak idą interesy w firmie?
- Bardzo dobrze, mamusiu. – Karol jak zwykle tryskał dobrym humorem. – Nie narzekamy. Zyski rosną. Ostatnio kupiliśmy kolejne trzy TIR-y. Zaczynamy już konkurować z naprawdę dużymi firmami.
Matka z zadowoleniem uśmiechnęła się do syna, ale nagle jej twarz spochmurniała.
- Sebuś ostatnio jakiś taki markotny chodzi – zmartwiła się. – Jakby coś go gryzło. Nie wiesz, co się dzieje?
- Nie ma chyba powodów do zmartwień. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – Nic takiego się nie dzieje.
- A ten jego…? No wiesz…? – Brakowało jej słów.
Albo po prostu za bardzo się krępowała, by to powiedzieć.
- Ten jego… „kolega”? – dopowiedział Karol, marszcząc czoło. – Chodzi ci o jego chłopaka? Tego Mariusza?
- No tak… właśnie o niego pytam. – Kobieta chrząknęła z zakłopotaniem, jakby wstydziła się poruszać wątek homoseksualizmu starszego syna.
- No nie wiem. Tam chyba wszystko dobrze, mamo. Może po prostu wydaje ci się, że Seba jest smutny, bo dla kontrastu ja zawsze przecież mam dobry humor? On już od dziecka był takim poważnym smutasem. Zostało mu to do dziś.
- Nie mów tak – roześmiała się i dała synowi kuksańca w bok. Karol skrzywił się teatralnie, jakby naprawdę dostał potężny cios w swoje ciało. – Po prostu jesteście inni. Ty wesoły, on poważny, ty masz niebieskie oczy i blond włosy, on brązowe oczy i jest brunetem. Różnicie się, ale ja kocham was obu tak samo mocno.
Karol z uczuciem ucałował matkę w czoło i spojrzał na nią uważnie.
- A może…? – zagaił, figlarnie mrużąc oczy. – Może mamy różnych ojców, skoro aż tak się różnimy?
- No weź tak nie mów! – Kobieta obraziła się już na poważnie. – Chyba wiem, z kim szłam do łóżka, i wiem, że obaj macie tego samego ojca. Gdyby tylko tata wciąż żył…
Matka Karola ucichła i spuściła ze smutkiem oczy. Baron pokiwał tylko głową.
- Może i lepiej, że nie ma go już wśród żywych – wypalił nagle, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co mówi. – Gdyby się dowiedział, że Seba woli fiuty…
- Tato! Tato! – Krzyki biegnących w ich stronę chłopców nie pozwoliły mu dokończyć. Mężczyzna nawet nie dostrzegł piorunującego spojrzenia, którym obdarzyła go matka, gdy usłyszała ostatnie słowa syna. Po chwili trójka dzieci oblepiła Karola, domagając się od niego dołączenia do zabawy.
Nie był w stanie odmówić. Bardzo kochał swoje dzieci. Kochał swoich trzech synów, których urodziła mu jego ukochana żona Monika.
naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 29 lat
ur. 1971, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1938, kończy 87 lat