Przeczytaj początek Wiru - powieści science fiction Petera Wattsa
W tym tygodniu ukaże się reedycja powieści Petera Wattsa pt. Wir. Przeczytajcie początek tej opowieści science fiction.
W tym tygodniu ukaże się reedycja powieści Petera Wattsa pt. Wir. Przeczytajcie początek tej opowieści science fiction.
W najbliższą środę, 31 sierpnia, ukaże się nowe wydanie Wiru - powieści science fiction Petera Wattsa. Jest to drugi tom Trylogii Ryfterów, kontynuacja Rozgwiazdy. Reedycja finałowej części jest planowana na przyszły rok.
Akcja Wiru zaczyna się tam, gdzie skończyła się akcja Rozgwiazdy. Lenie ogarnia wściekłość na skutek wydarzeń w podwodnej bazie, a za cel obiera odpowiedzialną za to korporację. Wychodzi na ląd i jest śmiertelnie niebezpieczna - nie tylko dla wrogów, ale także dla całego świata. Tymczasem w zakamarkach Sieci rodzi się nowa moc i zagrożenie.
Wir ukazuje się w serii Wymiary wydawnictwa Vesper, w której prezentowane są zróżnicowane powieści science fiction.
Wydawnictwo udostępniło fragment Wiru w przekładzie Dominiki Rycerz-Jakubiec. Znajdziecie go pod opisem i okładką książki.
Wir - opis i okładka książki
Oto jak kończy się świat.
Od trzech miliardów lat pod dnem Oceanu Spokojnego czeka uśpiony prymitywny mikrob, organizm zdolny zniszczyć życie na całej planecie. Ludzka zachłanność sprawiła, że wydostał się na zewnątrz poprzez nadmiernie eksploatowany komin geotermalny na grzbiecie Juan de Fuca, blisko stacji Beebe. Aby zapobiec apokalipsie, cały ten rejon został wysadzony za pomocą broni jądrowej. Zrobiono to, nie zważając na załogę podmorskiej bazy. W dodatku fala tsunami, będąca skutkiem niszczącej podwodnej eksplozji, zabiła miliony ludzi zamieszkujących oceaniczne wybrzeża.
Wybrano mniejsze zło, aby ratować całą ludzkość.
Okazało się jednak, że jeden z ryfterów przeżył. Lenie Clark udało się uciec. Miliony azjatyckich uchodźców wegetujących na wybrzeżach, starających się przetrwać kolejny dzień, uważa ją za morską boginię. Ale Lennie nigdy nie chciała być zbawicielem. Jest za to potwornie wkurzona. Nosi w sobie gniew i pragnienie zemsty na korporacji, która do tego doprowadziła. Ponadto ma w sobie moc, która może pogrążyć świat w apokalipsie. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że inne monstrum, równie potężne i przerażająco nieludzkie, które obudziło się w odmętach sieci neuronowej, bardzo pragnie ją spotkać.
Wir - fragment powieści
PRELUDIUM: Mesjasz
Następnego dnia po tym, jak Patricia Rowan ocaliła świat, Elias Murphy zmusił ją do wypicia piwa, którego sama sobie nawarzyła. Piwa w postaci wyrzutów sumienia.
Wcale tego nie potrzebowała. Taktyczne szkła kontaktowe i tak serwowały jej nieskończony strumień danych na temat ofiar śmiertelnych i zniszczeń, liczb na tyle nieprecyzyjnych, że nawet nie można było ich uznać za szacunkowe. Minęło zaledwie szesnaście godzin – w tym momencie nawet rząd wielkości był niewiele lepszy od przypuszczeń. Mimo to maszyny starały się jakoś to wszystko sklasyfikować: tyle a tyle milionów ofiar, tyle a tyle bilionów dolarów. Zupełnie jakby określenie rozmiarów apokalipsy miało uczynić ją niegroźną.
Może i tak będzie, pomyślała. Najstraszliwsze potwory dobrze wiedziały, że należy zniknąć tuż przed włączeniem światła.
Zmierzyła Murphy’ego wzrokiem przez półprzejrzysty wyświetlacz na swojej głowie. Mężczyznę przesłaniały dane, których nawet nie mógł zobaczyć. Jednak na jego twarzy również malowały się informacje. Kobieta natychmiast je odczytała.
Elias Murphy jej nienawidził. Dla Eliasa Murphy’ego potworem była Patricia Rowan.
Nie miała mu tego za złe. Być może stracił kogoś w wyniku trzęsienia ziemi. Lecz jeśli wiedział, jaką rolę odegrała, musiał też zdawać sobie sprawę, o jaką stawkę toczyła się gra. Żadna racjonalna istota nie winiłaby jej za podjęcie koniecznych kroków.
I pewnie jej nie winił. Z racjonalnego punktu widzenia. Jednak źródło jego nienawiści tkwiło głęboko w pniu mózgu, Rowan nie mogła więc mieć do niego pretensji.
– Jest pewna nierozwiązana kwestia – powiedział spokojnie.
I to więcej niż jedna.
– Mem ßehemota przedostał się do Wiru – ciągnął żel-dżokej. – W zasadzie był w sieci już od jakiegoś czasu, ale tak naprawdę zaczął mieć znaczenie… dopiero za sprawą tego żelu, któremu pozwoliliście…
Urwał, zanim z jego ust padło otwarte oskarżenie.
Po chwili podjął znowu:
– Nie wiem, jak wiele powiedziano pani o… problemie. Korzystaliśmy z Gaussowskiego algorytmu sprzężenia wyprzedzającego, by ominąć lokalne minima…
– Nauczyliście inteligentne żele chronić dane przed zwierzyną internetową – przerwała mu Rowan. – Później one jakimś cudem rozszerzyły tę umiejętność o preferowanie prostych systemów nad złożonymi. Nie wiedzieliśmy o tym, gdy postawiliśmy jednego z nich przed wyborem między mikrobem a biosferą, a on opowiedział się po niewłaściwej stronie. Ledwie udało nam się na czas wyciągnąć wtyczkę z kontaktu. Tak było?
– Na czas – powtórzył Murphy. Nie dla wszystkich, mówiły jego oczy. – Do tego momentu on już zdążył rozesłać mem. Oczywiście był podłączony do Wiru, więc mógł działać autonomicznie.
Rowan przetłumaczyła to sobie: Więc nieograniczony przez nikogo mógł poświęcić ludzkość. Wciąż jeszcze była lekko zdumiona faktem, że konsorcjum w ogóle zgodziło się na udzielenie takich uprawnień mózgoserowi. Trzeba przyznać, że nie ma niczego takiego jak człowiek pozbawiony uprzedzeń. Trzeba przyznać, że nie zamierzano powierzyć nikomu decyzji, które miasta miały spłonąć dla dobra ogółu, nawet w obliczu mikroba zdolnego doprowadzić do końca świata. A jednak – jak można było dać całkowitą autonomię dwukilogramowemu skupisku wyhodowanych neuronów? Wciąż nie mogła uwierzyć, że wszyscy królowie i korpy naprawdę wyrazili na to zgodę.
Rzecz jasna możliwość, że inteligentne żele mogą mieć własne uprzedzenia, nie przeszła nikomu przez myśl.
– Kazała się pani informować – odezwał się Murphy. – W zasadzie to już nie jest problem. Teraz to już tylko zanikający mem, który wypali się za tydzień lub dwa.
– Tydzień lub dwa. – Rowan nabrała powietrza do płuc. – Czy ma pan świadomość, ile szkód wyrządził pański zani-
kający mem w ciągu ostatnich piętnastu godzin?
– Ja…
– Uprowadził podnośnik, doktorze Murphy. Jeszcze dwie godziny i wypuściłby w świat pół tuzina nosicieli, a wtedy to wszystko byłoby zaledwie początkiem, a nie…
A nie, daj Boże, końcem całej sprawy, dodała w myślach.
– Mógł uprowadzić podnośnik, ponieważ miał władzę operacyjną. Teraz już jej nie ma, a inne żele nigdy takiej władzy nie miały. Rozmawiamy o ciągu kodów, który jest całkowicie bezużyteczny dla wszystkiego, co nie posiada autonomii, oraz wygaśnie ostatecznie z powodu braku wzmocnienia, jeżeli nie pojawi się żaden bodziec zewnętrzny. Natomiast, jeśli chodzi o to wszystko… – W głosie Murphy’ego pojawiła się nagle nutka niesubordynacji. – Z tego, co słyszałem, to nie żele pociągnęły za konkretny spust.
No cóż. Nie da się być już bardziej otwartym.
Kobieta postanowiła puścić to mimo uszu.
– Proszę mi wybaczyć, ale nie czuję się w pełni uspokojona. Po sieci krąży plan zniszczenia świata, a pan każe mi się tym nie przejmować?
– Właśnie tak.
– Nieste…
– Pani Rowan, żele są jak wielkie, brejowate autopiloty. To, że coś potrafi monitorować wysokość i pogodę oraz wysunąć podwozie w odpowiednim momencie, nie oznacza, że jest świa dome swoich możliwości. Żele nie snują planów zniszczenia świata, one nawet nie wiedzą, że realny świat istnieje. Manipulują zmiennymi. A to staje się niebezpieczne tylko w sytuacji, gdy jeden z ich rejestrów danych wychodzących jest akurat podłączony do bomby znajdującej się na linii uskoku.
– Dziękuję za pańską ocenę sytuacji. A gdyby polecono panu wyplenić ten mem, jak by się pan do tego zabrał?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Teraz, kiedy wiemy już, czego szukać, możemy znaleźć wypaczone żele, po prostu je przesłuchując. Potem zastąpilibyśmy skażone świeżymi. I tak mieliśmy w planach przystąpić do fazy czwartej, więc kolejna partia żeli jest już dojrzała.
– To dobrze – odparła Rowan. – Zatem proszę się do tego zabrać.
Murphy wbił w nią spojrzenie.
– Jakiś problem? – spytała kobieta.
– Oczywiście możemy to zrobić, ale to byłaby kompletna strata… To znaczy, mój Boże! Połowa wybrzeża Pacyfiku właśnie pogrążyła się w oceanie, z pewnością jest więcej do…
– Ale nie dla pana. Pan ma swoje zadanie.
Mężczyzna odwrócił się, przesłonięty niewidocznymi statystykami.
– Jaki bodziec zewnętrzny, doktorze? – rzuciła w stronę jego pleców.
Murphy się zatrzymał.
– Co?
– Powiedział pan, że mem wygaśnie, „jeżeli nie pojawi się żaden bodziec zewnętrzny”. Co miał pan na myśli?
– Coś, co mogłoby podkręcić tempo replikacji. Nowe dane wejściowe zdolne wzmocnić mem.
– Jakie dane wejściowe?
Mężczyzna zwrócił się w jej kierunku.
– Nic takiego nie istnieje, pani Rowan. W tym rzecz. Wyczyściliście rejestry, zerwaliście łańcuchy zależności i zlikwidowaliście nosicieli, prawda?
Rowan kiwnęła głową.
– Tak…
…zabiliśmy naszych ludzi…
– …zlikwidowaliśmy nosicieli – powiedziała.
– Więc sama pani widzi.
Kobieta odezwała się ponownie, celowo łagodniejszym tonem:
– Proszę zastosować się do moich instrukcji, doktorze Murphy. Wiem, że wydają się panu błahe, ale wolę przedsięwziąć pewne środki ostrożności niż ryzykować.
Na jego twarzy dokładnie odmalowało się to, co myśli o środkach ostrożności, które już przedsięwzięła. Kiwnął głową i wyszedł, nie mówiąc ani słowa więcej.
Rowan westchnęła i osunęła się na fotel. Linijka tekstu przewinęła się przez jej pole widzenia – zamówiono kolejne czterysta muchobotów na potrzeby prac porządkowych w SeaTac. W sumie dawało to ponad pięć tysięcy maleńkich teleoperatorów pomiędzy SeaTac a Hongcouver, węszących pospiesznie w poszukiwaniu ciał, nim prześcignie je w tym tyfus lub cholera.
Miliony zabitych. Zniszczenia liczone w bilionach dolarów. Wiedziała, że to i tak lepiej niż w przypadku alternatywnej opcji. Niespecjalnie jej to pomagało.
Jak się okazało, ocalenie świata ma swoją cenę.
Źródło: Vesper
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat