Przeczytaj początek Wiru - powieści science fiction Petera Wattsa
W tym tygodniu ukaże się reedycja powieści Petera Wattsa pt. Wir. Przeczytajcie początek tej opowieści science fiction.
W tym tygodniu ukaże się reedycja powieści Petera Wattsa pt. Wir. Przeczytajcie początek tej opowieści science fiction.
VOLVOX
Syrena
Pacyfik napierał na jej plecy. Zignorowała go.
Zmiażdżył ciała jej przyjaciół. Zapomniała o nich.
Wyssał światło, oślepiając nawet jej niezwykłe oczy. Rzucił jej wyzwanie, by poddała się i włączyła latarkę czołową jak jakiś kaleki lądowiec.
Nie przestawała jednak płynąć dalej pośród mroku. Wreszcie dno morskie zaczęło się wznosić, tworząc ogromną skarpę prowadzącą w stronę światła. Podłoże się zmieniło. Błoto zniknęło pod kleistymi plamami na wpół przetrawionej ropy – wycieków z całego stulecia, będących wielkim światowym dywanem, pod który można było zamieść odpadki. Dno nawiedzały pokolenia zatopionych barek i trawlerów rybackich, a każdy z tych wraków stanowił jednocześnie zwłoki, kryptę i własne epitafium. Kobieta spenetrowała pierwszy, na jaki udało jej się natrafić. Prześlizgiwała się przez stłuczone okna i odwrócone korytarze, pamiętając mgliście, że w takich miejscach kiedyś gromadziły się ryby.
To było dawno temu. Teraz były tam tylko robaki, duszące się małże i kobieta zamieniona w płaza za pomocą abstrakcyjnej mieszanki technologii i ekonomii.
Płynęła dalej.
Powoli stawało się coraz jaśniej, tak że można byłoby widzieć bez nakładek na oczy. Dno falowało pod wpływem niemrawych poruszeń eutrofili, żyjątek do tego stopnia czarnych od hemoglobiny, że byłyby zdolne wycisnąć tlen nawet ze skał. Omiotła je przelotnie światłem latarki – organizmy zalśniły szkarłatem pośród nagłej jasności.
Płynęła dalej.
Teraz miejscami woda była tak mętna, że kobieta nie widziała własnych rąk. Przesuwające się pod nią oślizłe skały przybierały złowieszcze kształty chwytających dłoni, powykręcanych kończyn i czaszek, których oczodoły wypełniało coś… co wiło się, poruszało. Czasami szlam niemalże przypominał fragmenty ciał.
Nim poczuła pierwsze szarpnięcia fal przyboju, całe dno zaścielały zwłoki. One również sprawiały wrażenie pochodzących z różnych pokoleń. Niektóre, starsze, stanowiły już niewiele więcej niż symetryczne skupiska glonów. Inne były na tyle świeże, że unosiły się w wodzie obrzydliwie rozdęte, walcząc z oblepiającym je detrytusem.
Jednak to nie ciała tak naprawdę ją niepokoiły. Niepokoiło ją światło. Wydawało się zbyt silne, zwłaszcza że było przefiltrowane przez zawiesinę wiekowych ścieków.
Ocean to wypychał kobietę ku górze, to ściągał w dół w wyczuwalnym, a nawet słyszalnym rytmie. Obok, wirując z prądem, przepłynęła zaplątana w żyłkę martwa mewa. Wszechświat ryczał.
Na jedną krótką chwilę woda zniknęła jej z oczu. Po raz pierwszy od roku kobieta ujrzała niebo. Potem w tył głowy uderzyła ją wielka, mokra dłoń, znów ściągając ją w głębinę.
Przestała płynąć, niepewna, co powinna zrobić. Lecz to już od niej nie zależało. Fale, maszerujące bez końca w kierunku brzegu w szarych, kotłujących się szeregach, zdecydowały za nią.
Leżała na brzuchu, ciężko dysząc. Woda wypływała z maszynerii w jej piersi – skrzela zamknęły się, wnętrzności i drogi oddechowe napełniły się powietrzem. Pięćdziesiąt milionów lat ewolucji kręgowców upchnięto w niej w ciągu trzydziestu sekund z niewielką pomocą przemysłu biotechnologicznego. Jej żołądek zacisnął się na własnej, chronicznej pustce. Głód stał się jej przyjacielem, tak wiernym, że kobieta niemalże nie potrafiła wyobrazić sobie jego nieobecności. Ściągnęła płetwy ze stóp, wstała i zachwiała się, gdy na nowo upomniała się o nią grawitacja. Zrobiła niepewny krok naprzód.
Na wschodzie majaczyły niewyraźne kontury wież strażniczych, tworząc przerywaną linię potrzaskanych iglic. Nad nimi wisiały pękate kształty podobne do kleszczy, które z bliska musiały być ogromne – to podnośniki pilnujące pozostałości granicy oddzielającej uchodźców od obywateli. Nie było tu uchodźców. Nie było obywateli. Tylko człekokształtny złóg szlamu i oleju z maszynerią w środku. Złowroga syrena wypełzająca z otchłani. Nietknięta.
A cały ten chaos, nieskończony, wydawałoby się, krajobraz zniszczeń, ciała zmiażdżone przez ocean i wciągnięte w jego głębiny, uszkodzenia ciągnęły się, Bóg jeden wie jak daleko, w każdą stronę.
To były jedynie skutki uboczne. Wiedziała, że młot wymierzono w nią.
Myśl ta wywołała uśmiech na jej twarzy.
Źródło: Vesper
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat