Zielony Mars: przeczytaj fragment powieści Kima Stanleya Robinsona
Nowe wydanie Zielonego Marsa niedawno trafiło do księgarń. Mamy dla was obszerny fragment tej powieści science fiction.
Nowe wydanie Zielonego Marsa niedawno trafiło do księgarń. Mamy dla was obszerny fragment tej powieści science fiction.
Przez kolejnych kilka dni Hiroko przychodziła do osady uczyć dzieci. Dla Nirgala oznaczało to najszczęśliwszy okres w życiu, bowiem Japonka zawsze zabierała ich na plażę, a wyprawa z nią w to miejsce była jak dotyk boga. Ten świat należał do niej – zielony świat wewnątrz białego świata, o którym wiedziała wszystko; a kiedy w nim przebywała, subtelne, perłowe kolory piasku i kopuły pulsowały barwami obu światów naraz, jak gdyby próbowały się wyrwać z krępujących je więzów.
Siedzieli całą grupą na wydmach i obserwowali, jak przybrzeżne ptaki muskają wodę i popatrują w dół, kołując nad lodowym pasmem. Dzieci patrzyły na mewy krążące im nad głowami, Hiroko zadawała pytania, a jej czarne oczy wesoło przy tym migotały.
Mieszkała na wydmach w pobliżu jeziora, z małą grupą bliskich przyjaciół: Iwao, Ryą, Genem i Jewgienią; wszyscy w jednym małym bambusowym baraku. Spędzała też wiele czasu, odwiedzając inne tajemne kryjówki położone wokół bieguna południowego. Zawsze więc ciekawiły ją wiadomości z osady. Miała smukłą kobiecą sylwetkę i była wysoka jak na przedstawicielkę przybyłych z Ziemi issei. W kombinezonie wyglądała bardzo zgrabnie i poruszała się z gracją, właściwą ruchom przybrzeżnych ptaków. Była, rzecz jasna, stara, niewyobrażalnie wręcz starożytna, tak samo zresztą jak wszyscy issei, ale jej sposób bycia sprawiał, że wydawała się młodsza nawet od Petera czy Kaseia – właściwie niewiele starsza niż dzieci. Zachowywała się tak, jak gdyby cały świat stał przed nią otworem, nieznany i zachęcający, a ona pragnęła podziwiać jego barwy.
– Spójrzcie na ślad wzoru, jaki pozostawiła ta muszelka: cętkowana spirala, zakręcająca do środka w nieskończoność. Taki też jest kształt całego wszechświata. Panuje w nim stałe napięcie, ciągle popychające ku temu wzorcowi. Materia potrafi rozwijać się, dążąc do coraz bardziej skomplikowanych form. Jest to coś w rodzaju wzorcowej grawitacji, święta zielona moc, którą nazywamy viriditas i która stanowi siłę napędową kosmosu. Rozumiecie? To jest życie. Jak te piaskowe pchły, skałoczepy i kryle – chociaż kryle właściwie są martwe, ale pomagają pchłom. Tak jak my wszyscy – mówiła, wymachując ręką z gracją tancerki. – A ponieważ żyjemy, musimy mówić o wszechświecie, aby on także żył. Jesteśmy jego świadomością w takim samym stopniu, jak swoją własną. Wywodzimy się z wszechświata i dostrzegamy siateczkę jego form. To nas porusza, ponieważ jest piękne. Właśnie nasze uczucie jest najważniejszą sprawą w całym wszechświecie – jego kulminacją – jak kolor rozkwitającego kwiatu w wilgotny poranek. Uczucie to jest święte, a nasze zadanie w świecie polega na tym, by ze wszystkich sił je podsycać. Jedynym i najlepszym sposobem pielęgnowania go jest rozprzestrzenianie wszędzie życia. Aby pomóc mu zaistnieć tam, gdzie nigdy dotąd go nie było. Tak jak tutaj, na Marsie.
Hiroko uosabiała akt najdoskonalszej miłości i gdy mówiła im o tym, nawet jeśli nie całkowicie rozumieli jej słowa, czuli tę miłość. Kolejne pchnięcie, kolejne ciepło w zimnym płaszczu. Dotykała ich, kiedy mówiła, a oni słuchając, przekopywali piasek w poszukiwaniu muszelek.
– Błotne mięczaki! Antarktyczne skałoczepy. Szklana gąbka. Uważajcie, możecie przeciąć sobie ręce.
Samo patrzenie na Hiroko uszczęśliwiało Nirgala.
A pewnego ranka, kiedy wstali, zakończywszy kopanie, i zabierali się do grabienia plaży, Hiroko również spojrzała na Nirgala, a on rozpoznał w wyrazie jej twarzy dokładnie tę samą minę, jaką on przybierał, gdy na nią patrzył. Poczuł to w sobie, w swoich mięśniach. A więc i ona dzięki niemu czuła się szczęśliwa!
Chwycili się za ręce i ruszyli na spacer po plaży.
– Ten ekoświat jest bardzo prosty – powiedziała, gdy uklękli, aby obejrzeć muszlę kolejnego mięczaka. – Jest mało gatunków, dlatego łańcuchy pokarmowe są krótkie. Ale jakże bogate! I takie piękne. – Zbadała dłonią temperaturę jeziora. – Widzisz mgłę? – spytała. – Woda musi być dzisiaj ciepła.
Podczas gdy Hiroko przebywała z Nirgalem, inne dzieci kręciły się po wydmach albo zbiegały po lodowym paśmie. Nirgal schylił się i dotknął fali, która dotarła niemal do jego stóp, a potem odpłynęła, pozostawiając po sobie białą koronkę piany.
– Ma dwieście siedemdziesiąt pięć stopni, może trochę więcej.
– Jesteś taki tego pewny…
– Zawsze potrafię ocenić temperaturę.
– No to sprawdź – zaproponowała. – Mam gorączkę?
Podniósł dłoń i dotknął jej szyi.
– Nie, jesteś chłodna.
– Zgadza się. Zawsze mam około pół stopnia za mało, poniżej normy. Wład i Ursula nie potrafią tego wytłumaczyć.
– Na pewno dlatego, że jesteś szczęśliwa.
Hiroko roześmiała się. Wyglądała dokładnie tak samo jak Jackie, zarumieniona z radości.
– Kocham cię, Nirgalu.
Poczuł w swoim wnętrzu ciepło, jak gdyby miał tam piecyk. Temperatura jego ciała wzrosła przynajmniej o pół stopnia.
– I ja cię kocham.
Po chwili poszli w dół plażą, trzymając się za ręce. W milczeniu podążali za spacerującymi brodźcami.
* * *
Po pewnym czasie wrócił Kojot i Hiroko oznajmiła mu:
– Okay. Zabierzmy je na zewnątrz.
Następnego ranka, kiedy dzieci spotkały się w szkole, Hiroko, Kojot i Peter wyprowadzili je przez śluzy powietrzne i powiedli w dół długim białym tunelem, który łączył kopułę ze światem zewnętrznym. Przy drugim końcu tunelu znajdował się hangar, a nad nim skalny pasaż. W przeszłości dzieci biegały tym chodnikiem z Peterem i przez małe, zaciemnione okna patrzyły na zmieszany z lodem piasek i różowe niebo. Próbowały wówczas dojrzeć wielką ścianę suchego lodu, w której wydrążono ich osadę – południową czapę polarną, dno tego świata. Mieszkali tu w obawie przed ludźmi, którzy pragnęli ich uwięzić.
Dlatego zawsze docierali tylko do tego chodnika. Ale dziś weszli do komór powietrznych hangaru, nałożyli na małe ciałka obcisłe elastyczne kombinezony, podwinęli rękawy i nogawki, wsunęli ciężkie buty i obcisłe rękawice, a na końcu hełmy z wypukłymi szybkami na przodzie. Z każdą sekundą ich podniecenie rosło, aż zaczęło przeradzać się w strach, zwłaszcza gdy Simud się rozpłakała i powiedziała, że nie chce wychodzić. Hiroko przez jakiś czas uspokajała dziewczynkę, głaszcząc ją delikatnie.
– Nie bój się. Przecież będę tam z tobą.
W śluzie powietrznej dzieci nic nie mówiły i kuliły się do siebie. Rozległo się nagłe syczenie, a następnie otworzył się zewnętrzny luk. Dzieci, trzymając się kurczowo dorosłych, ostrożnie wyszły na zewnątrz. Idąc, co chwilę zderzały się ze sobą.
Wokół nich było zbyt jasno, by mogli patrzeć. Znajdowali się w lekko wirującej białej mgle. Powierzchnię pokrywały zawiłe lodowe wzory – kwiaty mrozu – i wszystko połyskiwało, tonąc w powodzi świateł. Nirgal jedną ręką trzymał Hiroko, drugą ściskał dłoń Kojota, aż nagle oboje pchnęli go do przodu i wypuścili z uścisku. Zatoczył się niepewnie od gwałtownego białego blasku.
– To jest kaptur mgły – wyjaśnił głos Hiroko przez interkom w uszach chłopca. – Trwa przez całą zimę. Ale teraz mamy Ls dwieście pięć, jest wiosna, i zielona siła, rozpalona przez słoneczne światło, mocniej naciera na świat. Spójrzcie na to!
Nirgal jednak nie widział niczego, poza białą, zwartą ognistą kulą. Nagle tę kulę przeszyło światło słoneczne i przekształciło ją w rozprysk koloru, zmieniając zmrożony piasek w wygładzony magnez, a kwiaty mrozu w rozżarzone klejnoty. Wiatr spychał na bok i rozdzierał mgłę; zaczęły się w niej pojawiać szczeliny i odległa kraina poczęła się rozstępować przed oczami dzieci. Widok ten sprawił, że chłopiec aż zachwiał się z wrażenia. Jakie to duże! Takie duże – wszystko było takie duże. Ukląkł, przykładając jedno kolano do piasku, na drugiej nodze położył ręce, aby utrzymać równowagę. Kamienie i kwiaty mrozu wokół jego butów połyskiwały, jak próbki pod mikroskopem. Skały tu i ówdzie porastały kuliste kępki czarnych i zielonych porostów.
Dalej na horyzoncie znajdowało się niskie wzgórze o płaskim szczycie. Krater. W jego żwirze umiejscowiono szlak roverowy; był prawie całkowicie wypełniony szronem, jak gdyby trwał tu od miliona lat. Forma pulsująca w chaosie światła i skał, zielone porosty, wpychające się w biel tego świata…
Wszyscy mówili naraz. Dzieci zaczęły bezładnie obiegać okolicę, krzycząc z zachwytu, kiedy mgła się rozsunęła i dostrzegły ciemnoróżowe niebo.
Kojot zaśmiał się głośno.
– Są jak urodzone zimą cielęta, które ktoś wypuścił z obory na wiosenną trawę. Zobacz, jak się potykają… Och, wy, biedne, kochane maluchy. Ha, ha! Roko, nie ma mowy, aby kazać im żyć tak, jak przedtem.
Rechotał, kiedy podnosił kolejne dzieci z piasku i stawiał na nogi.
Nirgal stał w miejscu, ostrożnie podskakując. Poczuł, że mógłby z łatwością oderwać się od powierzchni i odlecieć, dlatego był zadowolony, że jego buty są takie ciężkie. Nagle zobaczył długą, wysoką do ramion hałdę, która schodziła w dal z lodowego urwiska. Po jej grzbiecie stąpała Jackie. Chłopiec, chwiejąc się i zataczając, próbował biec po gruzowisku leżących na powierzchni kamieni, aby przyłączyć się do przyjaciółki. Gdy dotarł na szczyt, wpadł w rytm biegu i wydawało mu się, że leci. Miał wrażenie, że mógłby tak biec bez końca.
Wreszcie stanął u boku dziewczynki. Popatrzyli za siebie, na lodową ścianę, i krzyknęli ze strachu i radości. Cały świat
ciągle podnosił się w mgłę. Snop porannego światła przesączył się nad dziećmi niczym topniejąca woda. Nie można było na nią patrzeć. Mocno załzawionymi oczami Nirgal dostrzegł, jak jego cień na tle mgły ociera się o sterczące pod nim skały i jest otoczony jaskrawą, kolistą wstążką tęczowego światła. Wrzasnął, a Kojot ruszył w górę, w jego stronę. Nirgal usłyszał jego krzyk:
– Co się stało? Czy coś jest nie w porządku?
Kojot zatrzymał się, kiedy zobaczył cień.
– Hej, to aureola! To się nazywa aureola! To jest jak Widmo Brockenu. Zobacz sam! Pomachaj ramionami w górę i w dół! Spójrz na kolory! Boże Wszechmogący, ależ ty jesteś szczęśliwcem, dzieciaku.
Pod wpływem jakiegoś impulsu Nirgal stanął blisko Jackie i ich aureole stały się pojedynczym nimbem w połyskujących tęczowych barwach, które otaczały jeden podwójny, błękitny cień.
Jackie roześmiała się wesoło i odeszła, by spróbować zrobić to samo z Peterem.
* * *
Źródło: Vesper
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat