Bruce Willis - najlepsze filmy aktora, czyli yippee ki-yay, motherf***er!
Bruce Willis kończy dziś 65 lat - jest to doskonała okazja, by przypomnieć sobie najlepsze filmy z jego udziałem. Bo choć portfolio aktora jest wyjątkowo nierówne, bez większego trudu można z niego wyłowić prawdziwe perły.
Bruce Willis kończy dziś 65 lat - jest to doskonała okazja, by przypomnieć sobie najlepsze filmy z jego udziałem. Bo choć portfolio aktora jest wyjątkowo nierówne, bez większego trudu można z niego wyłowić prawdziwe perły.
Bruce Willis to aktor, którego nierówna kariera pełna jest spektakularnych wzlotów, a zarazem niezrozumiałego doboru ról w wielu filmach, o których wszyscy wolelibyśmy zapomnieć. Mimo to, dzięki licznym kreacjom na przestrzeni kilku dekad, zasłużył na miano ikony - i wątpliwe, by ktoś zechciał temu z pełnym przekonaniem zaprzeczyć. Łącząc aparycję twardziela z solidną dozą kontrastującego z nią osobistego uroku, odnalazł swoją aktorską przestrzeń. Choć większość tych kreacji zamyka się w niespecjalnie szerokich ramach, ten niezwykły element niepowtarzalności i nacechowania charakterystycznego jedynie dla Willisa sprawił, że stał się on jedną z najpopularniejszych hollywoodzkich gwiazd. Urodzony 19 marca 1955 roku artysta kończy dziś 65 lat. Z tej okazji wspominamy dziesięć filmów z jego udziałem, a są to jedne z najlepszych obrazów, w jakich kiedykolwiek wystąpił. A przede wszystkim filmy świetne same w sobie.
Bruce Willis - najlepsze filmy:
Bruce Willis jako zmęczony, sponiewierany przez życie gliniarz to doskonale wszystkim znane połączenie, do którego aktor wydaje się wręcz stworzony. Ten obraz jest tego niepodważalnym dowodem. Oto wzorowe sensacyjne kino, w tamtym okresie wyjątkowo oryginalne, wyrywające się z szeregu: duet straceńców, którzy badając sprawę morderstwa dziewczyny, chcą udowodnić sobie, że nie są do końca przegrani. Efektowna akcja, błyskotliwe dialogi, gęsta, wręcz lepka atmosfera i naprawdę przemyślany scenariusz.
M. Night Shyamalan prezentuje film, który ostatecznie stał się pierwszą częścią niepotrzebnej trylogii. Oto historia zwykłego faceta, który zaczyna wierzyć w swoją nadludzką siłę i wytrzymałość. Przeistaczanie się bohatera, które ma miejsce przede wszystkim w jego głowie, Willis odegrał znakomicie; szarość i przeciętność przeprowadził przez kolejne odcienie, aż do punktu, w którym protagonista staje się świadomy swojej mocy. Ogrom autentyzmu w czerpiącym z superbohaterstwa obrazie.
Miasto Grzechu, skorumpowani struże prawa, przemoc, prostytutki. Adaptacja kultowego komiksu Franka Millera, nad którą po obu stronach kamery pracowały naprawdę mocne nazwiska. Film wierny jest komiksowi nie tylko w samym adaptowaniu obrazkowych nowel, ale też w specyficznej, czarno-białej estetyce. I to przede wszystkim ta niesamowita warstwa wizualna sprawia, że seans Sin City to przeżycie niepowtarzalne. Znakomite aktorstwo, mroczna opowieść w klimacie noir, oddająca hołd zarówno wielu rysunkowym dziełom, jak i klasycznym czarnym kryminałom. A w tym wszystkim archetypiczny detektyw John Hartigan...
Odbijamy w stronę zupełnie innego klimatu. Sci-Fi, XXIII wiek, Nowy Jork, siły zła i były komandos, który musi ocalić świat. Cóż za klasyk! Masa świetnych pomysłów zarówno na poziomie scenariusza, jak i realizacji. Do teraz prezentuje się nadzwyczaj dobrze, a co najfajniejsze - nie traktuje się zbyt poważnie. Gwiazdy pokroju Gary'ego Oldmana ewidentnie doskonale bawiły się na planie. Willis jako Korben znakomicie odnajduje się w tej - powiedzmy sobie szczerze - podszytej absurdem i kiczem fabularnej rzeczywistości, robiąc wszystko, by widz bawił się równie dobrze, jak on sam. Udało się!
Rian Johnson prezentuje kino niezwykle intensywne - obraz, po którym naprawdę nie wiadomo, czego się spodziewać. Pomysł prosty, a w swej prostocie doskonały: w przyszłości mafie wykorzystują podróże w czasie, by za ich pomocą likwidować niewygodne jednostki. Dorzucamy Bruce'a Willisa i... jego młodsze wcielenie. Jest inteligentnie i świeżo, bo choć Johnson ewidentnie czerpie z klasyków pełnymi garściami, ostatecznie wszystko rozwija po swojemu. Tak, Willis znów jest tu zmęczonym twardzielem, można jednak odnieść wrażenie, że jego zmęczenie za każdym razem wypada odrobinę inaczej, jakby rzeczywiście było wypadkową rozpisanych w backgroundzie postaci wydarzeń. Solidne kino.
Drugi film Shyamalana na tej liście. Zmęczenie pozostaje, dość jednak twardziela z bronią. Oto Malcolm Crowe, dziecięcy psycholog, który opiekuje się wyjątkowym przypadkiem chłopca. Chłopiec ten twierdzi, że widzi zmarłych. I tyle wystarczy, bo przecież doskonale znacie ten wywołujący ciarki klasyk z jednym z najlepszych plot twistów w historii kina. A Bruce Willis w tej pełnej emocjonalnego napięcia, podszytej dreszczem historii, odnajduje się doskonale, przekonująco wcielając się w mężczyznę, który musi zmierzyć się z czymś daleko wykraczającym poza naukę. Subtelnie, a przejmująco.
Lata 90. wylewają się z ekranu hektolitrami. Jest w tym scenariuszu odrobinę bałaganu, a charakterystyczna dla tej dekady (i typowa dla kina akcji) przesada być może niefortunnie kontrastuje z dość poważną fabułą, a jednak surrealizm obrazu momentami doskonale podkreśla niepokoje i niepewność bohatera. Cole to jedna z najgłębszych postaci, w jakie w swej karierze wcielał się Willis. Tym większe ukłony za to, że podołał, zręcznie przechodząc od powściągliwości do lekkiej szarży, zachowując znakomity balans w budowaniu naprawdę autentycznego obrazu osoby pląsającej na skraju obłędu. Zdecydowanie jedna z najlepszych ról aktora w całej karierze. A może najlepsza?
Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom
Coś z zupełnie innej beczki. Magiczna historia miłosna, opowieść o dorosłych dzieciach, przesycona Andersonowską ironią - a jednym z najlepszych elementów tej ironii jest obsadzenie bohatera kina akcji w roli kapitana Sharpa (uwaga: Willis z włosami!). Obraz sarkastyczny, ale i uroczy, bawiący się dziecięcą naiwnością, która zaraża widza.
Ach, tak. Zrobiło się przewidywalnie, ale chyba wszyscy jesteśmy zgodni, że jeśli jest film, którego nie mogło tu zabraknąć, to jest to właśnie Die Hard. Czy którykolwiek z Willisowych bohaterów okazał się po latach postacią równie znaną, symboliczną i (tak, padnie to słowo!) kultową? Chcemy czy nie, Bruce Willis to przede wszystkim John McClane. A widzowie McClane'a pokochali od pierwszego wejrzenia. Niedoskonały, a samym sposobem bycia wzbudzający naturalną sympatię. Wyluzowany i prosty twardziel, który jednak nie wydaje się nieśmiertelny. Garść ponadczasowych onelinerów, odrobina humoru, zagrożenie, które nie razi niedorzecznością i - przede wszystkim - doskonale napisany scenariusz, dzięki któremu Szklana pułapka jest do teraz wzorowo zrealizowanym filmem akcji.
Na koniec - wisienka, czyli, zdaniem wielu, jeden z najlepszych filmów w historii kina. Seans, do którego wracać można wielokrotnie, a jakimś sposobem nigdy nie nudzi. Niekonwencjonalna struktura, pastisz, tygiel popkulturowych tropów, a w tym wszystkim Butch, czyli aktorski minimalizm podciągnięty przez Willisa do rangi sztuki. Wielkie kulturowe wydarzenie i – nie bójmy się tego powiedzieć – arcydzieło postmodernizmu.
Ławka rezerwowych: Zabójczy numer
Musiałem przemycić tu ten film, choć nie załapał się do głównej dziesiątki. Zgoda, intryga szyta jest dość grubymi nićmi, a jednak komiksowe przerysowanie i świetne występy rzeszy znakomitych aktorów sprawiają, że seans oferuje sporo dobra. Bruce Willis jako bezlitosny płatny zabójca, Pan Goodkat, którego lodowate serce - jakże inaczej - potrafi jednak czasem odrobinę stopnieć. Misterny (przynajmniej z założenia) plan zemsty, porachunki dwóch groźnych gangsterów, z których żaden nie opuszcza swojego domu w strachu przed tym, co ten drugi może mu zrobić... Romans, trochę przemocy, nieco naciągane twisty i naprawdę satysfakcjonujące zaskoczenie, ale przede wszystkim - masa frajdy.
To zaledwie dziesięć (no, w sumie jedenaście) spośród wielu filmów z Brucem Willisem, które można nazwać naprawdę dobrym kinem. Powyższe obrazy osobiście uważam za najlepsze, jednak faktem jest, że jest to jedynie wyrywek większej całości. Ze śmiercią jej do twarzy, RED, Ostatni sprawiedliwy, Szakal, Kod Merkury, Armageddon, Jak ugryźć 10 milionów - wiele jest jeszcze tytułów godnych uwagi, które z różnych przyczyn wielu z Was zapewne umieściłoby na tej liście. Zachęcam zatem do podsyłania Waszych Willisowych TOP 10 - dajcie znać, które filmy z tym jedynym w swoim rodzaju twardzielem cenicie sobie najbardziej.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1964, kończy 60 lat