Nie taki klasyk straszny, czyli dlaczego warto obejrzeć filmy Kieślowskiego
Czasem produkcje sprzed dekad potrafią odstraszyć i zniechęcić do oglądania, a samo nazwisko reżysera wydaje się być przysypane tumanami kurzu i zupełnie nieatrakcyjne dla współczesnego widza. Może jednak warto przekonać się do klasyki i sięgnąć po kino Krzysztofa Kieślowskiego?
Czasem produkcje sprzed dekad potrafią odstraszyć i zniechęcić do oglądania, a samo nazwisko reżysera wydaje się być przysypane tumanami kurzu i zupełnie nieatrakcyjne dla współczesnego widza. Może jednak warto przekonać się do klasyki i sięgnąć po kino Krzysztofa Kieślowskiego?
Nazwisko Krzysztof Kieślowski jest wszystkim doskonale znane. Jego – zdawałoby się – surowe i poważne filmy są ulubionymi treściami do analizowania w szkołach filmowych czy na studiach humanistycznych. Nawet ci, którzy nigdy nie oglądali choćby jednego z jego dzieł, doskonale wiedzą, że to właśnie on jest twórcą metafizycznej trylogii Trzy kolory, melancholijnej Weroniki i jej podwójnego życia, czy też serii krótkich filmów traktujących o problemach i troskach współczesnego mu społeczeństwa. Przez stosunkowo krótki czas swojego życia (które trwało jedynie 54 lata) Kieślowski wypuścił w świat blisko 50 mniejszych bądź większych produkcji filmowych i telewizyjnych i zdobył sławę nie tylko w Polsce, ale także na świecie. Cóż jednak z tego, skoro dzisiaj niewielu młodych widzów jest zainteresowanych sięgnięciem do dorobku twórczego słynnego reżysera?
Znam wiele osób, które krzywią się na samo brzmienie nazwiska twórcy sprzed lat lub parskają śmiechem na propozycję obejrzenia filmu z lat 70. Po co wracać do takich staroci, skoro współcześnie mamy po czubek nosa widowiskowych, ciekawszych i „lepszych” produkcji? Podejrzewam, że wielu czytelników także zdaje sobie sprawę z panującej powszechnie tendencji do unikania szeroko rozumianej klasyki lub być może sami należą do grona widzów niechętnych cofaniu się w czasie. Dzisiejszy artykuł kierowany jest właśnie do osób, które skreślają filmy reżysera, choć tak naprawdę nigdy ich nie obejrzały. Jak powszechnie wiadomo, wszystko ma swoje wady i zalety i nie ma co udawać, że w tym przypadku krytyka nie istnieje – bo akurat ma się całkiem dobrze. Jednak nie jest moim celem, by wykłócać się na temat różnorodnego odbioru filmów reżysera z tymi, którzy rzeczywiście są ich antyfanami. Spróbuję raczej przedstawić rzecz obiektywnie i – kto wie – być może zainspiruję Was do zapoznania się z treściami, które odstraszają swoją pozorną nieatrakcyjnością? Klasyka nie musi być nudna. Wystarczą dobre chęci i można przełamać nawet największe opory.
Zaprzeczyć się nie da – w filmach Kieślowskiego musi być coś wyjątkowego, skoro wokół reżysera narosła chwalebna otoczka. Choć krytycy wymieniają się sprzecznymi argumentami na temat jego twórczości, nazwisko w zasadzie nie schodzi z ust, stanowiąc punkt odniesienia w wielu dyskusjach na temat klasyki, a już na pewno polskiej kinematografii. W świetle jego popularności międzynarodowej, aż głupio przyznać się przed sobą, iż jedynym powodem, dla którego nie chcę zapoznać się z jego twórczością, jest fakt, że wydaje mi się nudna. Widzimisię schowajmy na chwilę do kieszeni – piękna prawda o nieocenianiu książki po okładce znajduje zastosowanie także w tym przypadku.
Czym zatem charakteryzuje się ponadczasowa twórczość Kieślowskiego? Warto rzucić okiem nieco szerzej na jego dokonania. Reżyser rozpoczynał swoją przygodę z kinem od tworzenia produkcji dokumentalnych. Tendencja do przedstawiania świata takim, jakim jest, towarzyszyła mu przy tworzeniu większości filmów, stąd też wielu krytyków nazywa go po prostu szczerym realistą, uznając to za największą zaletę jego dzieł. Tak naprawdę jednak powstające na przełomie lat produkcje reżysera ulegały wielu modyfikacjom, a sam jego styl przechodził zmiany od dokumentów, poprzez politykę i dramaty społeczne, aż do tematyki metafizycznej, obfitującej w metafory. Już przy okazji tego faktu widać wyraźnie kolejny argument za tym, by jednak zapoznać się z tym, co przez lata proponował – nie ograniczając się do jednolitości, Kieślowski poruszał różnorodne gatunki filmowe, stopniowo odrywając się od ziemi w stronę symboliki i ulotnych idei, co daje większe pole wyboru w poszczególnych tytułach jego autorstwa. Skoro nie lubię treści przypominającej klimat zimnych produkcji dokumentalnych, nie sięgnę po Personel. Dlaczego by jednak nie dać szansy poetyckiemu Niebieskiemu, znajdującemu się już na zupełnie innej półce tematycznej?
Ale od początku. Zamiłowanie reżysera do produkcji dokumentalnych narodziło się u progu jego kariery filmowej. Już sam tytuł pracy magisterskiej – Film dokumentalny a rzeczywistość – doskonale obrazuje główny punkt jego zainteresowań, a on sam od tej pory zajmował się głównie sprawozdawaniem świata rzeczywistego. Do jego znanych dokumentów należą krótkie metraże takie jak Fabryka, Przed rajdem, czy Byłem żołnierzem, za które został doceniony w środowisku kinematograficznym i nie tylko. Dopiero po kilku latach reżyser postanowił odbić w stronę produkcji pełnometrażowych, z czym wiązała się także zmiana gatunku. Nowo obrane fikcyjne fabuły początkowo wciąż bardzo przypominały dokumenty, nawiązując do prywatnych doświadczeń, autobiografii i korzeni twórczych autora. Świetnymi tego przykładami są Blizna oraz nagradzany Amator z Jerzym Stuhrem, uznawany dziś za jedno z największych dzieł w dorobku reżysera.
Źródło: zdjęcie główne: Alberto Terrile/wikimedia.org
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat