Czy pamiętasz: Dom zły
Dom zły to jeden z najwybitniejszych filmów w dorobku Wojciecha Smarzowskiego. Tylko pozornie mamy tu do czynienia z opowieścią o zbrodni, do której doszło na zapomnianej przez świat wsi. Koniec końców okazuje się, że jest ona nam bliższa, niż mogłoby się to początkowo wydawać.
Dom zły to jeden z najwybitniejszych filmów w dorobku Wojciecha Smarzowskiego. Tylko pozornie mamy tu do czynienia z opowieścią o zbrodni, do której doszło na zapomnianej przez świat wsi. Koniec końców okazuje się, że jest ona nam bliższa, niż mogłoby się to początkowo wydawać.
Bodajże nikt w rodzimym kinie nie rozumie wszelkich niuansów i zależności, które kształtują kraj nad Wisłą, lepiej niż Wojciech Smarzowski. Reżyser do perfekcji opanował sztukę opowiadania ekranowych historii o Polakach, którzy nieustannie balansują na skraju załamania nerwowego i z rozmaitych pobudek chcą skoczyć sobie do gardeł. Smarzowski w swoich opowieściach szuka prawdy o rodakach - jej pełnia nie wyraża się przecież w zaklinaniu rzeczywistości przez postacie z życia publicznego, które wszem wobec przekonują, że Polska to kraina mlekiem i miodem płynąca. Na zapomnianych wsiach, niepozornych weselach czy w mieszkaniach przepełnionych papierosowym dymem dochodzi niejednokrotnie do osobistych, mniejszych lub większych tragedii. Wbrew pozorom reżyser nigdy nie zamierzał prowadzić swoistej korespondencji ze stereotypami na nasz temat. W swojej pracy twórczej zachowuje się raczej jak bezstronny obserwator, nie zaś moralizator. Jeden z jego najlepszych filmów, Dom zły, gdzieś na najgłębszym poziomie jest zwierciadłem, w którym każdy z nas może się przejrzeć. Nawet jeśli uspokajająca biel śniegowego puchu została zakłócona przez plamy krwi...
Bieszczady, zima 1982 roku. Milicja prowadzi śledztwo w sprawie przeraźliwej zbrodni, do jakiej doszło cztery lata wcześniej w gospodarstwie bimbrownika Dziabasa (Marian Dziędziel). Szybko okazuje się jednak, że nikomu specjalnie nie zależy na dojściu do prawdy - w końcu może ona ujawnić machinacje partyjnych decydentów i rozbić struktury skostniałego systemu. Dochodzenie zamienia się w libację z prawdziwego zdarzenia, choć pod śniegiem czają się makabryczne tajemnice. Atmosfera udziela się wszystkim bohaterom, do tego stopnia, że postępujące zezwierzęcenie wydobywa z nich pierwotne instynkty. To walka na śmierć i życie, gdzie liczy się wyłącznie siła - co słabsi przepadają bez choćby odrobiny empatii i zrozumienia. Dehumanizacja zatacza coraz szersze kręgi, a jedyną szansą na przetrwanie jest wyzbycie się resztek człowieczeństwa. Nawet porucznik Mróz (Bartłomiej Topa), pozornie jedyny pozytywny bohater opowieści, odbija się od ściany, dochodząc do wniosku, że walka z tym, co dzieje się wokół niego, w zasadzie pozbawiona jest sensu.
Smarzowski w swoim filmie dokonuje jednego z najodważniejszych w polskim kinie rozliczeń z komunizmem. Unika przy tym moralizatorskiego czy martyrologicznego tonu. Fraza "a to Polska właśnie" w kontekście Dom zły nabiera zupełnie nowego znaczenia - to raczej próba obnażenia prawdy o pozornie tylko nieistotnym zdarzeniu, do którego doszło w zapomnianym przez świat zakamarku naszego kraju. Wystarczy jednak chwila seansu, by zrozumieć, że zbrodnia w gospodarstwie Dziabasa to doskonała metafora dawnego systemu, którego macki sięgają także kolejnych pokoleń. Reżyser zagęszcza momentami atmosferę do tego stopnia, że ekranowa historia staje się niewyobrażalnie wręcz przytłaczająca. Pomagają mu w tym starannie przemyślane i doskonale wkomponowane w fabułę zabiegi - przeskoki między planami czasowymi, potęgowanie napięcia, osobliwy mariaż realizmu z urojeniami i majaczeniem umysłu czy szachowanie widza czarnym humorem.
Jeśli nawet jest śmieszno, to jeszcze bardziej jest straszno. Każdy, najmniejszy nawet aspekt historii zanurzony jest w PRL-owskiej mentalności, która ledwo trzymającego się na nogach prokuratora zamienia w wyjątkowo skrupulatnego służbistę, a dzielnych policjantów w zwierzęta otumanione alkoholem. Sama wódka jest tu katalizatorem wydarzeń, wydobywając z postaci najdziksze instynkty. Gdy w ramach ekranowego koktajlu Smarzowski dodaje jeszcze do niej krew, trunek zwala z nóg. Zwłaszcza widzów, którzy nawet w tak odległej czasowo historii mogą dostrzec mechanizmy, mniej lub bardziej uwydatniające się również w naszym życiu. Teoretycznie w przyswojeniu opowieści ma nam pomóc wszechobecna groteska, jednak po seansie większość z nas nie będzie widzieć nic więcej poza szarością, która może (choć nie musi) czaić się zaraz za rogiem.
W naszym kraju lubujemy się w poszukiwaniu rozmaitych "polskich odpowiedzi" na coś - i tak Dom zły ma być "polską odpowiedzią" na Fargo braci Coen. Takie porównanie w moim odczuciu może być jednak dla Smarzowskiego krzywdzące, w końcu posiada on swój własny, niezwykle wyrazisty styl opowiadania historii. W budowaniu ekranowego przekazu pomagają mu kapitalny scenariusz i aktorzy, ze znakomicie portretującym Dziabasa Dziędzielem na czele. Wszystko to zostaje przyprawione tak nieodłącznym u reżysera oddaleniem kamery - miliony pytań, mało odpowiedzi. I gdzieś z tyłu głowy poczucie, że cząstka domu złego jest w każdym z nas.
Źródło: Zdjęcie główne: ITI Cinema
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat