Postapokalipsa i wizje końca świata w literaturze
Wizje końca świata są obecnie popularnym motywem w kinie, serialach i grach komputerowych, ale wiele pokazanych w nich rozwiązań pojawiło się wpierw w literaturze - i nadal się pojawia, bo ta tematyka jest coraz bardziej popularna.
Wizje końca świata są obecnie popularnym motywem w kinie, serialach i grach komputerowych, ale wiele pokazanych w nich rozwiązań pojawiło się wpierw w literaturze - i nadal się pojawia, bo ta tematyka jest coraz bardziej popularna.
Partnerem serii artykułów o wizjach końca świata jest Cenega, wydawca gry postapokaliptycznej Mad Max.
- Najlepsze filmy postapokaliptyczne
- Najlepsze gry postapokaliptyczne
- Seriale postapokaliptyczne – różne wizje końca świata
Pomysły na koniec świata są zróżnicowane: niekiedy oznacza to totalną zagładę ludzkości, gdzie indziej opisywane są losy pozostałej na Ziemi garstki bohaterów lub przedstawiony jest obraz społeczeństwa, które wyewoluowało po katastroficznych wydarzeniach z przeszłości.
Poniżej przedstawione zostaną najpopularniejsze wizje końca znanego nam świata, które można znaleźć w książkach i opowiadaniach - zresztą tylko niektórych z nich, bo temat jest nośny i popularny.
Zagłada nuklearna
Przez lata najpopularniejszym sposobem zakończenia ludzkiej cywilizacji była wojna atomowa. Jest to zrozumiałe, patrząc na historię XX wieku. Po zbombardowaniu Hiroszimy i Nagasaki, widmie zimnej wojny czy kryzysie kubańskim wyobraźnia ludzi była rozpalona potęgą atomu. Przez długi czas trudno było sobie wyobrazić coś bardziej przerażającego i niszczycielskiego. Nic dziwnego, że zagłada nuklearna zaistniała także w powieściach science fiction.
Jedna z pierwszych – i z pewnością najbardziej zapadających w pamięć – wizja zagłady atomowej pojawiła się w napisanej w 1957 roku powieści Nevila Shute’a pod tytułem „Ostatni brzeg”. W utworze tym marginalne znaczenie mają powody wybuchu wojny, sednem jest jej efekt. Północna półkula została zniszczona, a promieniotwórczy pył powoli zmierza ku Australii, gdzie jeszcze żyją resztki ludzkości. To naprawdę mocna wizja zbliżającego się końca: ostatecznego i nieodwołalnego. Świetnie pokazane są także różne postawy w obliczu nadchodzącej śmierci. Doskonały przykład na to, że czasem mniej znaczy więcej i nie warto zagłębiać się w szczegóły, gdy liczy się pomysł i moc przekazu.
Klasyczna wizja społeczeństwa po zagładzie atomowej przedstawiona została w powieści Waltera M. Millera „Kantyczka dla Leibowitza”. Tutaj wizja początkowo nie jest w pełni pesymistyczna, bo ludzkość przeżyła i wykształca powoli zręby nowej cywilizacji, w czym istotną rolę odgrywają kult i artefakty z przeszłości. Powieść wskazuje jednak, że natura ludzka jest niezmienna i nie uczy się na błędach, a historia zatacza koło. Wymowa wydaje się jednoznaczna: wiedza jest warta zachowania, ale też doprowadza nas do zguby.
Bardziej pesymistyczna wizja pojawia się w powieści Briana W. Aldissa pt. „Siwobrody”, w której ludzkość stała się w większości bezpłodna, a każde, nawet wynaturzone dziecko traktowane jest jak wielki skarb, o który warto toczyć wojny. W tym świecie tytułowy starzec przemierza Anglię, płynąc Tamizą, a jego oczami czytelnik widzi anarchię i upadek ludzkiej cywilizacji. Niezależnie od tego, jak później toczy się fabuła książki, pierwsze strony uderzają wyrazistością.
W wizjach świata po zagładzie nie obywa się również bez odrobiny mistycyzmu i elementów nadprzyrodzonych. Tak jest chociażby w „Deus Irae” Philipa K. Dicka i Rogera Zelazny’ego. W świecie utworu wynaturzeniu po wojnie atomowej uległy nie tylko ciała, ale także idee. Powieść ta, chociaż niepozbawiona pewnych niedociągnięć, ukazuje fascynujący obraz tego, jak deformacji może ulec każdy element ludzkiego życia. Jeszcze bardziej fantastyczna wizja pojawia się w „Łabędzim śpiewie” Roberta McCammona. Z jednej strony książka pokazuje typową eskalację bestialstwa, gdy brakuje straszaka w postaci prawa; z drugiej dodany zostaje element magiczny: są to pojawiające się na ciele postaci zmiany – i nie są to typowe mutacje, a coś znacznie poważniejszego, sięgającego duszy.
Znacznie bardziej filmowa postapokaliptyczna wizja świata – chciałoby się powiedzieć, że iście madmaxowa – przedstawiona została w powieści Rogera Zelaznego pt. „Aleja potępienia”. Główny bohater, motocyklista Czart Tanner, otrzymuje zadanie przemierzenia radioaktywnej pustyni (w którą przemieniły się duże fragmenty Stanów Zjednoczonych), by dowieźć lekarstwo do cierpiącego na epidemię miasta. Na swej drodze spotyka mutantów i równie groźnych ludzi. Aż dziw, że współczesna kinematografia (była dość luźna adaptacja z 1977 roku) nie wykorzystała jeszcze tego pomysłu.
Nieco luźniejsze – i bardziej heroiczne – podejście do tematu przedstawiają rodzimi twórcy, na przykład w napisanym kilkanaście lat temu opowiadaniu „Autobahn nach Poznań”. W tekście Andrzej Ziemiański opisuje, jak po wojnie atomowej na ziemiach polskich odradzają się struktury: miasta-państwa ze sobą rywalizują, a między nimi przemieszczają się uzbrojone konwoje walczące z mutantami, inteligentnymi zwierzętami i… w zasadzie każdym, kto się pojawi na horyzoncie. Rozwój technologiczny zaś, za sprawą impulsu elektromagnetycznego, cofnął się do epoki pary. Pomysł ten rozwinął i ubarwił Robert J. Szmidt w powieści „Apokalipsa według Pana Jana”.
Obecnie dużą popularnością cieszą się różne historie opisujące, jak resztki ludzkości poradziły sobie z wojną atomową. Swoistym benchmarkiem jest tutaj wykreowana przez Dmitra Glukhovsky’ego seria „Metro 2033” – sam autor napisał trzy powieści (najnowsza niedługo zawita na półki polskich księgarń), w których przedstawia losy ocalałych z zagłady w moskiewskim metrze. W fabułach z serii (Glukhovsky udostępnił swój świat innym autorom i obecnie seria na świecie liczy kilkadziesiąt pozycji) da się wyłapać kilka elementów wspólnych. Po pierwsze, niewiele wiadomo, co się wydarzyło 20 lat wcześniej, widoczne są przede wszystkim skutki. Po drugie, są to survivalowe powieści drogi, w których bohaterowie przemierzają podziemia (rzadziej powierzchnię), napotykając różne społeczności, które powstały po zagładzie. Po trzecie, ciągle obecne jest zagrożenie: ze strony innych ludzi, promieniowania, ale też zróżnicowanych mutantów i istot o nadnaturalnych – na przykład psionicznych – mocach. Wizja jest tak chwytliwa i popularna, że znalazła swoich naśladowców – chociażby ukazujące się u nas książki Bartka Biedrzyckiego.
Z nieco podobnego punktu wychodzą książki Hugh Howeya rozpoczęte tomem „Silos”. Tu również mamy do czynienia z zamkniętą w podziemiach społecznością, ale stojące za tym przyczyny są inne. Dom resztek ludzkości został uprzednio przygotowany: to wielopiętrowa podziemna konstrukcja, podzielona na sekcje, z maszynownią, miejscem do uprawy roślin i segmentami mieszkalnymi. Panuje w nim hierarchia i podział zadań. Tu także stosunkowo niewiele wiadomo o przeszłości, ale kluczowy wątek fabularny skupia się na odkryciu przyczyn i ukrytych mechanizmów rządzących światem.
Zombie, epidemie i niebezpieczne eksperymenty
Zombie to nie tylko działka George’a Romero i jego naśladowców, ale także całkiem popularny motyw w literaturze - szczególnie w ostatnich latach. Oczywiście można iść na łatwiznę i po prostu przemienić ludzi w nieco powolne, ale za to bardzo głodne i śmierdzące żywe trupy, jednak niektórzy twórcy starają się podać przynajmniej pozornie racjonalne wytłumaczenie: stąd połączenie motywu zombie z epidemiami i eksperymentami.
Za ojca klasycznej wizji zombie można uznać Richarda Mathesona i jego powieść „Jestem legendą”… chociaż nieumarli są w niej określani jako wampiry. Niemniej to jeden z pierwszych autorów, którzy tak plastycznie przedstawili losy samotnego człowieka broniącego swojego domu przed zagrożeniem ze strony nieznanych istot. Ponadto Matheson stara się w naukowy sposób wyjaśnić, jak doszło do tego zjawiska, chociaż wiedza ta w żaden sposób nie pomaga bohaterowi.
Dla odmiany Paweł Paliński w „Polaroidy z zagłady” nie sili się specjalnie na wytłumaczenia. Ba, nawet niespecjalnie interesują go zombie. W zamian koncentruje się na jednej, konkretnej osobie, która dzięki codziennej rutynie, swoistym rytuałom, radzi sobie z zagrożeniem. I samotnością. To właśnie ona jawi się jako największe zagrożenie. Piekło może wynikać nie z czynników zewnętrznych, a z braku kontaktu z drugim człowiekiem.
Motyw epidemii jako impulsu do powstawania zombie został nieźle naświetlony w trylogii „Przegląd Końca Świata” Miry Grant. O ile można mieć wątpliwości, czy blogerzy są właśnie tą siłą, która może pokonać zombie, to na uwagę zasługuje przemyślany system przenoszenia się patogenu i jego aktywacji. Uzasadnia to też istnienie ludzkich enklaw i możliwość w miarę normalnego życia, chociaż w poczuciu ciągłego zagrożenia.
Jeśli mowa o epidemiach, które zakończyły ludzką cywilizację, to nie można nie wspomnieć o „The Stand” Stephena Kinga. Autor, znany przede wszystkim z horrorów nacechowanych silnym wątkiem obyczajowym, w tej powieści przedstawia obraz świata, w którym na skutek ataku biologicznego ginie ponad 99% ludzkości. Na tę historię nałożony zostaje wątek mistyczny: na skutek snów ci, którzy przeżyli, muszą opowiedzieć się za dobrem lub złem. Doprowadza to do wzmocnienia pierwotnych instynktów.
Poszerzanie granic nauki prowadzi czasem do niebezpiecznych eksperymentów, a gdy te wydostaną się spod kontroli, mamy gotowy przepis na powieść postapo. Klasyczny, jeden z najstarszych przykładów tego motywu można znaleźć w wydanej w 1951 roku powieści Johna Wyndhama „Dzień tryfidów”. Tytułowe tryfidy są efektem radzieckich eksperymentów – to mięsożerne, mogące chodzić i się komunikować rośliny, które polują na oślepionych przez przelatującą kometę ludzi. Powieść ukazuje różne reakcje ludzkie w obliczu zagrożenia i błyskawicznego rozpadu cywilizacji: od chęci odbudowy utraconego dziedzictwa po brutalne rządy i pragnienie wykorzystania sytuacji dla własnych potrzeb.
Czytaj dalej...
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat