
Serial:
FlemingSezon:
1Premiera (Świat):
29 stycznia 2014Gatunek:
Biografia, Thriller
Najnowsza recenzja redakcji
Należy wspomnieć, że "prawdziwa historia" Iana Fleminga została już niejednokrotnie przeniesiona na szklany ekran. Warte szczególnej uwagi są dwa tytuły: "Goldeneye" oraz "Secret Life of Ian Fleming", w którym główną rolę zagrał syn Seana Connery (pierwszego odtwórcy roli Bonda), Jason. Ale to dopiero dzieło BBC America w pełni ukazuje mroczną i sadystyczną stronę autora, która niewątpliwie stała się częścią bondowskiego kanonu. Tym razem w rolę Fleminga wcielił się Dominic Cooper, który, niestety, zupełnie nie przypadł mi do gustu.
Autor "Casino Royale" jawi się nam tutaj jako wiecznie uganiający się za kobietami syn marnotrawny. Jego matka, Eve, nie tylko otwarcie stwierdza, że jest jej największym życiowym rozczarowaniem, ale wyraźnie faworyzuje starszego syna, Petera, który - o dziwo - miał w sobie więcej z 007 aniżeli sam Ian. Nikogo nie powinien więc dziwić jego mizoginizm, który przeniósł na karty swojej powieści. Wybawienie przychodzi jednak z początkiem II wojny światowej, gdy młodszy Fleming zostaje zwerbowany przez admirała Johna Godfreya (pierwowzór postaci "M") do pracy w tajnym wywiadzie marynarki wojennej. I po raz kolejny życie przynosi mu rozczarowanie, bowiem praca biurowa polegająca na planowaniu strategii nie jest szczytem marzeń naszego bohatera. Niemniej jednak dzięki temu poznajemy Monday, która nie tylko "matkuje" Flemingowi, ale również stała się pretekstem do stworzenia postaci Moneypenny (źródła podają drugą wersję, w której to sekretarka z "The Times" była pierwowzorem postaci).
Ale miniseria nie skupia się tylko na Flemingu jako Bondzie. Ukazuje nam również jego skomplikowane relacje z kobietami, w tym tą najważniejszą, Ann, graną przez Larę Pulver, która koniec końców zostaje jego żoną. W prawdziwym życiu to właśnie ona stała się powodem, dla którego Ian napisał pierwszą bondowską powieść - "Casino Royale". Już od pierwszych minut widzimy, że tych dwoje nie tylko jest skazanych na siebie, ale ich związek będzie swojego rodzaju grą, w której przemoc i seks odegrają znaczącą rolę. Największe wrażenie zrobiła na mnie scena podczas bombardowania Londynu, w której Ann i Ian całują się na tle wybuchu, jakiego nie powstydziłby się sam Michael Bay. Wątek ich związku to na razie najciekawsza rzecz, jaką zaserwowali nam twórcy, i muszę przyznać, że Lara Pulver odegrała swoją rolę znakomicie, a sceny z jej udziałem dodawały jakże potrzebnej dozy dynamiki. Aż żałowałam, że dostała tak mało czasu antenowego.
[video-browser playlist="617366" suggest=""]
Warto również wspomnieć o Muriel Wright, która odgrywa rolę kochanki Fleminga (lub typowej dziewczyny Bonda, jak kto woli), z którą Ian idzie początkowo do łóżka, a ona kończy w nieciekawy sposób: zjedzona przez rekiny czy zastrzelona w stylu Williama Tella. I choć jej rola nie jest zbyt znacząca, to Mauriel stanowi jedną z najmilszych postaci, jakie pojawiły się na ekranie, a którą nasz główny bohater nieustannie wykorzystuje.
Jeśli mowa o bohaterach, to niewątpliwie najsłabszym elementem całej serii jest Dominic Cooper, który okazuję się być straszliwie nieciekawy w roli głównej. Wiem, że wygląd się nie liczy – patrz: dziwny przypadek Benedicta Cumberbatcha – niemniej jednak aktor w żaden sposób nie zawojował ekranu swoją charyzmą, której nieraz można było doświadczyć w teatrze. Zabieg BBC polegający na pokazaniu, że Fleming wcale nie jest taki fajny, jak mu się cały czas wydaje, i przedstawieniu go od bardziej ludzkiej strony był ciekawym zamysłem. Niemniej jednak widać, że Cooper nie czuje się komfortowo w tej roli (czego nie mogę powiedzieć o scenie BDSM z jego udziałem). Postać Fleminga należy bowiem do kanonu bohaterów, których albo się nienawidzi, albo podziwia i chce z nimi utożsamiać, jak chociażby w przypadku Jamesa Bonda. Mnie akurat konwencja, w której bohater jest rozpuszczonym marzycielem mającym ludzi za nic i wykorzystującym ich do własnych celów, by koniec końców osiągnąć sukces, bardzo przypadła do gustu. Zdaję sobie jednak sprawę z faktu, iż wiele osób może to zniechęcić do dalszego oglądania. Większość na pewno będzie czuła się wstrząśnięta, ale nie zmieszana.
Fleming: The man who would be Bond to pozycja warta obejrzenia, oferuje nam bowiem świetną zabawę z masą nawiązań do kanonu przygód agenta 007, o ile przebrniemy przez serię dziwacznych scen seksu. Najbardziej cieszy fakt, że mimo iż postawa samego autora pozostawia wiele do życzenia, to dał on światu bohatera, obok którego nie można przejść obojętnie.
Pokaż pełną recenzję
Sezony
Sezon 1
- Part 1 of 4 (29 stycznia 2014)
- Part 2 of 4 (5 lutego 2014)
- Part 3 of 4 (12 lutego 2014)
- Part 4 of 4 (19 lutego 2014)

