Najnowsza recenzja redakcji

Kolejny tydzień przynosi widzom kolejne zaskoczenia. Za sprawą osoby dotkniętej "kłopotami", owe "kłopoty" całkowicie znikają z miasteczka, ale zmieniają również dotychczasową rzeczywistość i role, jakie odgrywali do tej pory nasi bohaterowie.

Nathan zostaje miejscowym, niezwykle irytującym lekarzem, który ma żonę i dziecko; Duke natomiast jest policjantem, a Vince i Dave, cóż... Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć na własne oczy. Taka nieoczekiwana zmiana miejsc mogła być dla aktorów świetną okazją, by pokazać się z zupełnie innej strony i zmierzyć się z nowymi postaciami, w jakie przyszło im się wcielić. Niestety żadnemu z nich nie udaje się ten zabieg i widać, jak straszliwie się męczą, odgrywając role, które zupełnie do nich nie pasują. Całą sytuację idealnie podsumowuje Duke w końcowych minutach odcinka, gdy z przerażeniem słucha, że w alternatywnym Haven był policjantem.

A jeśli mowa o bohaterach, to zdecydowanie na pierwszy plan wybija się nowy czarny charakter – William. Jest szalony, nieprzewidywalny i jakże czarujący we wszystkich swoich działaniach. Fakt, że giną przypadkowi ludzie, tylko pokazuje, że jest on gotów na wszystko, by tylko odzyskać Audrey. Postać Williama – podobnie jak wcześniej Vince’a i Dave’a – kradnie praktycznie cały show za każdym razem, gdy tylko pojawia się na ekranie.

[video-browser playlist="633744" suggest=""]

Dzięki niemu dowiadujemy się również nieco więcej na temat przeszłości głównej bohaterki i tego, skąd się wzięły "kłopoty". Rozczarował mnie tylko motyw żywcem skopiowany z filmu "Hancock" z 2008 roku, ale dzięki temu winduje to postać Williama i jego relacje z Andrey na zupełnie nowy poziom dziwactwa. Twórcy w czwartym sezonie naprawdę potrafią zaskoczyć zupełnie nieoczekiwanymi zwrotami akcji, więc ze smutkiem muszę stwierdzić, że niestety powoli dobiega on końca.

"Sprawa tygodnia" wniosła trochę świeżego powiewu do serii i w końcu pozwoliła widzom odetchnąć po poprzednich, jakże emocjonujących i mrocznych odcinkach. Widok spokojnego i idealnego wręcz miasteczka wywołuje uśmiech na twarzy widza, a zarazem pokazuje, jak nudne byłoby Haven, gdyby nie "kłopoty".

Choć odcinek okazuje się być typowym fillerem, to mimo wszystko dostarcza nam kolejnych istotnych elementów układanki. Choć twórcy umiejętnie dozują widzom emocje na ekranie przed wielkim finałem, to już nie mogę się doczekać, co takiego wymyśli William w następnym epizodzie. A zaręczam, że ta postać potrafi być niesamowicie kreatywna w osiąganiu swojego celu. Oczywiście o ile przeżyje – co jest prawie pewne, ale nigdy nic nie wiadomo.