1923 - sezon 1, odcinek 8 (finał sezonu) - recenzja
Ostatni odcinek 1923 był niezły, ponieważ kilka scen dostarczyło emocji. Jednak jako finał pierwszego sezonu rozczarował.
Ostatni odcinek 1923 był niezły, ponieważ kilka scen dostarczyło emocji. Jednak jako finał pierwszego sezonu rozczarował.
Finałowy odcinek 1923 nie wyrwał się ze sztywnych ram narracyjnych, które twórcy narzucili sobie w drugiej połowie sezonu. Nie forsowano tempa akcji, a kilka z pozoru przełomowych wydarzeń raczej nie zmieni kursu mozolnie budowanych historii w trzech niemal niezwiązanych ze sobą wątkach. To efekt tego, że twórca serialu Taylor Sheridan postanowił, że Spencer wpadnie w kolejne kłopoty, zanim powróci do Montany, aby uratować ranczo. Serial świetnie przedstawia realia życia w latach 20. XX wieku w różnych zakątkach świata, ale to tylko sposób na odwrócenie uwagi od tego, że ta historia w pierwszym sezonie doprowadziła nas donikąd.
W wątku rancza obejrzeliśmy kilka ważnych wydarzeń. Z jednej strony doszło do tragedii rodzinnej – Elizabeth poroniła. Scena, gdy Jack ją pocieszał, poruszała dzięki bardzo dobremu aktorstwu Darrena Manna i Michelle Randolph. Jednak ta sytuacja nie do końca zaskakuje. Ich romantyczna historia nie ma za wiele do zaoferowania. Twórcy, aby czymś zaciekawić i zaangażować widza, wybrali śmiałe rozwiązania fabularne. Dobrze, że poronienie przestaje być tematem tabu w serialach, choć wciąż jest motywem mającym wycisnąć z nas łzy. Przynajmniej dostrzeżono w tym możliwość przedstawienia roli kobiety w związku i przy okazji odniesiono się do bezdzietnej Cary, by docenić jej wkład w rodzinę.
Doczekaliśmy się też konfrontacji między Jakem Duttonem a Donaldem Whitfieldem. Ten drugi znalazł sprytny sposób, aby w niedługim czasie zagarnąć ranczo na własność, wykorzystując pozycję biznesmena i bogacza. Timothy Dalton świetnie potrafi połączyć uprzejmość i zimne opanowanie z całkowitą bezwzględnością i arogancją. Sprawia, że jego bohater jest tak interesujący i wyrazisty. Wizyta u Duttonów, w której pokazał ohydne oblicze kapitalisty, była znacznie lepsza niż niepotrzebne sceny z prostytutkami. Perwersyjne napawanie się władzą wypadło słabiej niż ograbienie Duttonów z całej nadziei na lepsze jutro. Szok malujący się na twarzach Jake’a (Harrison Ford) i Cary (Helen Mirren) wzbudzał emocje oraz nienawiść do Whitfieldem, który wyrósł na doskonałego antagonistę tego serialu.
Wątek rancza urozmaicono jeszcze o historię Zane’a, który do tej pory raczej stanowił tło dla głównych postaci. Aby zapełnić czas w odcinku, podjęto temat międzyrasowego małżeństwa. Oczywiście brutalne potraktowanie jego żony przez policję wzbudzało moralny sprzeciw i poczucie niesprawiedliwości. Twórcy wyskoczyli z tym wątkiem całkowicie niespodziewanie, bez żadnej podbudowy tej drugoplanowej postaci. Znowu nastąpiła próba mechanicznego wymuszenia emocji u widzów. Tym razem to się udało. Pokreślono brak jakichkolwiek zahamowań Whitfielda.
Z kolei w wątku Spencera i Alex rozpoczął się kolejny etap podróży do USA. Na statku pasażerskim doszło do pojedynku między głównym bohaterem a byłym narzeczonym jego żony. Nietrudno było przewidzieć, że dojdzie do tragedii, bo Arthur nie wyglądał na osobę będącą w stanie pokonać doświadczonego w bojach Duttona. Dlatego więcej emocji wzbudzało melodramatyczne rozstanie Spencera z Alex. Dzięki temu, że przez większość sezonu wielokrotnie oglądaliśmy ich w miłosnych scenach, to cierpienie zdesperowanych bohaterów potrafiło nawet wzruszyć. Niestety wątek zakończył się na tej rozłące. Nie wiemy, czy to już koniec podróży po świecie Spencera. To istotne w kontekście drugiego sezonu, aby dać widzom nadzieję, że mężczyzna w końcu dotrze na ranczo, aby je obronić przed Whitfieldem.
Tym razem wątek Teonny okazał się najmniej ciekawy. Twórcy pozwolili jej, ojcu i Pete’owi na spokojną podróż do plemienia w Kanadzie. Nagle dziewczyna zapałała miłością do ledwie poznanego młodego Indianina, co wydaje się dość sztuczne. Ponadto pojawiły się pewne luki w scenariuszu, bo Pete zupełnie nie przejął się faktem, że śmierć poniósł jego ojciec Hank. Po prostu skupiliśmy się na zalotach młodych bohaterów, bo zapewne będzie to ważne w drugim sezonie. Przynajmniej nie zignorowano tego, że Teonna wciąż przeżywa traumatyczne wydarzenia, jakich doświadczyła w ostatnim czasie.
Z kolei wątek śledczego, który ściga Teonnę wraz z księdzem, nie intrygował, ale przynajmniej pozwolił na podziwianie wspaniałych krajobrazów w tle. Jasno zostało powiedziane, że mężczyźni udadzą się do Kanady koleją, aby tam dopaść dziewczynę. I to powoduje, że widzowie mają na co czekać w kolejnym sezonie. Historia Teonny jak na razie nie ma związku z Duttonami, ale ciekawi, jak potoczą się jej losy.
Twórcy dużo uwagi poświęcili na uwypuklanie tego, że czasy się zmieniają, a postęp jest nieunikniony. Dobitnie o tym wspominał Whitfield, który przewidywał, że Montanę zdominuje turystyka związana z parkiem Yellowstone. Zdziwienie kowbojów na widok automobili, które zajęły im miejsca postojowe dla koni, po prostu bawi. Do tego na statku pasażerskim mogliśmy podglądnąć obyczaje panujące w latach 20. wśród arystokracji. Urażona duma Arthura doprowadziła do wyzwania Spencera na pojedynek, co wydaje się przestarzałym zwyczajem, jak na tamte czasy. Zaletą odcinka były kostiumy. Alex w błyszczącej sukience i z ozdobami na głowie wyglądała zjawiskowo przepięknie.
Ósmy epizod 1923 był dobry, ale jako finał sezonu rozczarował. Pojawiły się drobne emocje w niektórych momentach, ale żadna z historii nie wybrzmiała z odpowiednią siłą. Wątki nie sprawiły, że widzowie będą czekać niecierpliwe na ich dalszy ciąg. Trudno powiedzieć, czy aktorzy, którzy grają tu bardzo solidnie, będą w stanie przyciągnąć ich przed ekrany.
Czasem podczas seansu miałam wrażenie, że oglądam trzy różne seriale. Niestety nie skupiamy się na tym, co najbardziej interesuje fanów Yellowstone oraz 1883, czyli ranczu i rodzinie Duttonów. Historię Teonny można byłoby bez większych wyrzutów sumienia całkowicie wyciąć, ale temat prześladowań rdzennych mieszkańców Ameryki jest przecież na czasie. Broni się tym, że ma charakter edukacyjny oraz dostarczał dużo emocji. Miłosny wątek Spencera też jest mało istotny w kontekście rancza, choć niewątpliwe pozwolił na rozwój tej postaci. Przez to cały serial jest rozwleczony i często nudzi. Brakuje konkretnych wydarzeń (nie licząc strzelaniny z 3. odcinka) popychających fabułę do przodu.
Serial 1923 stara się utrzymywać wysoką jakość, ale pod względem historii nie angażuje tak jak Yellowstone i jego prequel. Pierwszy sezon tylko zarysował nam postacie oraz problem, z którym zmierzy się rodzina w drugiej serii. Miejmy nadzieję, że Taylor Sheridan nie naciągnie Paramount+ na przedłużenie serialu, bo zwarta fabuła jest znacznie lepsza. Udowodnił nam już to wcześniej znakomity 1883.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat