Amazing Spider-Man Epic Collection: Kosmiczne przygody - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 23 marca 2022Spider-Man wkracza w lata 90. z wielką pompą. Nie dość, że staje do walki z Doktorem Doomem i Magneto, to jeszcze zyskuje moce godne Supermana.
Spider-Man wkracza w lata 90. z wielką pompą. Nie dość, że staje do walki z Doktorem Doomem i Magneto, to jeszcze zyskuje moce godne Supermana.
Najnowszy tom Spider-Mana z cyklu Epic to prawdziwy kogel-mogel zarówno na płaszczyźnie formy, jak i treści. Za oprawę graficzną zebranych w wydawnictwie opowieści opowiadają tak zróżnicowani stylistycznie artyści, jak: Sal Buscema, Alex Saviuk, Erik Larsen, Todd McFarlane i Rich Buckler. Same historie poruszają wiele wątków, w których pojawia się kilka popularnych i mniej znanych postaci. Drogi z naszym Pajęczarzem przetną między innymi: Punisher, Venom, Hulk, Ant-Man, Sandman, Magneto, Dragon Man, Puma czy Sentinele. Najnowszy tom Epic Collection zawiera wiele różnorodnych historii, ale najważniejsze wydają się te poświęcone pewnemu dużemu marvelowskiego crossoverowi i nagłemu wzrostowi mocy Spider-Mana. Oba wątki krzyżują się, tworząc ważny fragment mitologii Człowieka Pająka.
Powyższe wydarzenia są częścią Act of Vegance – marvelowskiego eventu, podczas którego najbardziej potężni złoczyńcy wymieniają się przeciwnikami, żeby zaskoczyć superbohaterów nieznanymi im mocami. Doktor Doom, Magneto, Kingpin i kilku innych biorą na cel między innymi Pajączka. Wysyłają przeciwko niemu kolejnych łotrów, z którymi do tej pory nie miał okazji się zmierzyć. Spider-Man staje do konfrontacji między innymi z Gravitonem, Dragon Manem i samym Magneto. W normalnych warunkach nasz przyjacielski bohater z sąsiedztwa dostałby srogie baty, ale sęk w tym, że Spider od jakiegoś czasu nie jest sobą. Po pewnym nieudanym eksperymencie jego moce przybierają na sile. Peter staje się potężny niczym Superman, a w pewnym momencie przemienia się w niejakiego Kapitana Wszechświata. Brzmi to wszystko bardzo komiksowo oraz marvelowsko i tak rzeczywiście jest. Kosmiczne przygody dostarczają naprawdę spory kawał superbohaterskiej łupaniny.
Końcówka lat osiemdziesiątych i początek dziewięćdziesiątych w The Amazing Spider-Man i The Spectural Spider-Man to powrót do klasycznej marvelowskiej estetyki, gdzie większy akcent stawiany jest na efekciarskie mordobicie niż na psychologiczno-dramatyczne rozważania. Stąd przyjęta forma – jeden zeszyt, jedna konfrontacja. W omawianym tomie kolejne rozdziały prezentują więc walki Spider-Mana z następnymi wrogami. Mimo że przeciwnicy różnią się od siebie znacząco, bitwy przebiegają mniej więcej tak samo. Obdarzony supermocą Spider rozwala wrogów w stylu Supermana, więc nie ma tu mowy o finezyjnych i pomysłowych starciach. Nieco ciekawiej się robi, gdy nasz Pajączek spotyka Scotta Langa, vel Ant-Mana. W wyniku dziwacznych perturbacji Spider-Man zostaje pomniejszony do rozmiaru Ant-Mana, a następnie zaczyna maleć jeszcze bardziej. Wkrótce protagonista dostaje się do wymiaru kwantowego, gdzie spotyka niespodziewane zagrożenie. Fani Ant-Mana z MCU znajdą tutaj coś dla siebie, bo twórcy kreatywnie wykorzystują surrealizm wymiaru kwantowego.
Podobnie jak w poprzednim tomie z cyklu Epic (Inferno), także i tutaj dostajemy kilka dygresji, które nie koncentrują się bezpośrednio na Spider-Manie, ale rozszerzają mitologię związaną z tym superbohaterem. Poznajemy między innymi losy Sandmana starającego się zerwać z przestępczym fachem, a także dowiadujemy się co nieco o Prowlerze, znanego chociażby z filmu Spider-Man Uniwersum. Szkoda tylko, że większość tego typu rozdziałów jest mocno wyjęta z kontekstu, a niektóre są bardzo lakoniczne i nie można ich określić inaczej jak „historyjek”. W jednej z takich osobliwych opowiastek dostajemy nawet tandem cioci May z… Punisherem.
Na koniec warto wspomnieć o oprawie graficznej, która niestety jest dość nierówna. Todd McFarlane jak zawsze robi dobrą robotę - dobrze prezentuje się narysowana przez niego walka Spider-Mana z niezbyt sympatycznym Szarym Hulkiem. Gorzej wypadają prace Colleena Dorana czy Alexa Saviuka, które pozbawione są nieco stylu i nie pomagają wyzwolić się opowieściom z okowów przeciętności. Momentami można odnieść wrażenie, że nawet Todd McFarlane stylistycznie nie jest jeszcze w pełni sobą. Najlepsze chwile tego autora mają dopiero nadejść, a w Kosmicznych przygodach jego wizja jest jeszcze dość stonowana i jakby skrępowana ówcześnie obowiązującą estetyką.
Kosmiczne przygody to jak do tej pory najsłabszy tom z cyklu Epic, ale nie można przecież winić wydawcę, że przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych był dla Spider-Mana znaczącym krokiem w tył. Po psychodramach z Kravenem, Hobgoblinem, Zielonym Goblinem czy Sępem w rolach głównych do łask powróciło nieskrępowane niczym (i niezbyt mądre) mordobicie. Szkoda, że niektóre udane dekonstrukcje poszły w odstawkę, a na pierwszy plan powróciła estetyka skierowana stricte do dzieci. Z drugiej strony to nostalgiczny comeback do lat młodości, kiedy tego typu opowieści czytaliśmy z wypiekami na twarzy.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat