American Horror Story: Kult: sezon 7, odcinek 8 – recenzja
W najnowszym odcinku bohaterowie zmieniają fronty, a ich pozycje stają się coraz kruchsze. Rodzinnych problemów stale przybywa, a głowa kultu - Kai - robi się coraz bardziej nieobliczalna.
W najnowszym odcinku bohaterowie zmieniają fronty, a ich pozycje stają się coraz kruchsze. Rodzinnych problemów stale przybywa, a głowa kultu - Kai - robi się coraz bardziej nieobliczalna.
W pierwszej kolejności trzeba zwrócić honor Ally. Do tej pory to właśnie ona pretendowała do tytułu najbardziej irytującej postaci serialu, teraz staje w szeregu z najlepszymi. Jak sama przyznała, została uleczona. W dodatku przez tego, którego do tej pory się obawiała - Kaia. Jest to zmiana, której oczekiwałam, bo jak wszyscy wiemy, świat AHS nie jest miejscem dla słabeuszy. Teraz Ally przypomina mi Cordelię Foxx z Sabatu (także graną przez Sarah Poulson), która po czasie dopiero nauczyła się być twardą. Aktorka do tej pory znana była z charakternych postaci, więc teraz mogę śmiało przyznać, że dalej tak jest. To, co się stało z Ally jest na swój sposób zaskakujące, ale jednocześnie niezwykle satysfakcjonujące. Dzięki takiemu odwrotowi sytuacji wszystko się zmienia na lepsze, a po ostatnich scenach odcinka wygląda na to, że Ally zajmie miejsce twardej Beverly.
Co do samej Beverly - to dziwne, że tak przebiegła postać dała się tak łatwo wykiwać. Pytanie tylko zadaję sobie takie: czy na pewno to jest jej koniec? Wydaje mi się, że jeszcze ją zobaczymy - nie bez kozery pozostała przy życiu, kiedy inni w jej sytuacji już dawno straciliby głowę. Możliwe, że dziewczyny uknuły jakiś spisek i pojmanie Beverly to tylko część większego planu szykowanej zemsty. To się wydaje zbyt łatwe i jednocześnie podejrzane, żeby Winter tak po prostu oddała sojuszniczkę w ręce brata.
Liczyłam w tym tygodniu na odcinek pełen kobiecej zemsty, ale to, co zobaczyłam (choć inne), było jak najbardziej satysfakcjonujące. Ponownie otrzymaliśmy szalone rozwiązania fabularne i retrospekcje bohaterów, które tłumaczą nam ich aktualne postawy. Przede wszystkim spodobała mi wizja Kaia o spłodzeniu mesjasza, czego warunkiem miała być czysta krew. Tu zrodziło się moje zainteresowanie postacią Winter. Każdy by uznał taki pomysł za co najmniej szalony, a ten od Kaia graniczył już z absurdem. Seks z gejem i bratem brzmi już wystarczająco dziwacznie, ale większym zaskoczeniem okazała się być chwilowa zgoda bohaterki na ten prawie kazirodczy stosunek. Nie jestem już pewna po czyjej stronie stoi Winter, ale po zabiciu Samuelsa mam nadzieję, że dalej dostrzega wyzysk ze strony brata i jego nie do końca zdrowy umysł.
Wątek z odwiedzinami Domu Osądu w bardzo brutalny sposób udowodnił, że Kai ma w sobie pokłady dobra i kieruje nim swoista sprawiedliwość. Ciekawi mnie tylko, ile zostało tego starego Kaia w jego nowym wydaniu, które przecież powoli staje się wcieleniem rodem z piekieł. Coraz mniej bodźców na niego działa, a słowa Winter stają się niewystarczające. Ktokolwiek mu się sprzeciwia, kończy swoją przygodę z kultem, ale nierzadko też - po prostu ginie. Nawet starszy brat, Vincent, zginął, bo dopuścił się słownej zdrady. Wygląda na to, że nikt nie jest bezpieczny i podoba mi się to. Takie sianie strachu wśród swoich towarzyszy może się skończyć jawnym buntem albo sukcesem. Póki co, Kaiowi idzie nad wyraz dobrze - jest to zastanawiające, bo wiedzie niełatwy żywot, a cel do osiągnięcia ma bardzo skomplikowany. Liczę, że następny odcinek wreszcie zapowie jego potknięcie.
Zbliża się już długo wyczekiwana przeze mnie konfrontacja obu żon. Ally po dołączeniu do kultu staje się bardzo niebezpieczna i tajemnicza. Pozbywając się swoich lęków, nabrała jedynie charyzmy i silnego spojrzenia. Teraz nie cofnie się przed niczym i obawiam się, że któraś z pań będzie musiała umrzeć. Walka o syna nadal trwa, a nie wygląda, żeby któraś zamierzała się poddać.
8. odcinek jest w dalszym ciągu oparty na domysłach, co stanowi mocny punkt programu. Budowane jest przez to napięcie, a wydarzyć może się już dosłownie wszystko. Skoro słyszeliśmy propozycję tak cudacznego seksu to już chyba nie ma żadnych barier w tym sezonie. Atmosfera dalej gęstnieje, a to przywodzi mi na myśl już tylko mocny finał. Cały ten strach kumulowany we wszystkich postaciach, ich tłumione emocje i niewyjaśnione waśnie prowadzą jedynie do ostrej walki pomiędzy bohaterami, a co jak co, ale ufać można już tylko sobie.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Dominika GołuchowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat