Andrzej Sawicki „Honor Legionu”
Honor to ważna rzecz, zwłaszcza dla żołnierza. Nawet gdyby mówił, że go to wcale nie obchodzi, gdzieś na dnie duszy zawsze będzie się on tlił. I czasem może wybuchnąć niczym niezły granat - jak chociażby w przypadku kaprala Kazimierza Luxa.
Honor to ważna rzecz, zwłaszcza dla żołnierza. Nawet gdyby mówił, że go to wcale nie obchodzi, gdzieś na dnie duszy zawsze będzie się on tlił. I czasem może wybuchnąć niczym niezły granat - jak chociażby w przypadku kaprala Kazimierza Luxa.
Legiony generała Dąbrowskiego ogółowi Polaków kojarzą się mgliście. Coś tam Francja, coś tam Włochy, wolność ojczyźnie. A z tekstów literackich to tylko hymn przychodzi na myśl, bo jednak wypada go znać (ale nad jakością "zapamiętania" można byłoby też długo się rozwodzić). Mogłoby się nawet zdawać, że medialnie ten temat jest mało atrakcyjny… Jednak nie od dziś wiadomo, że wszystko może być ciekawe, tylko trzeba to dobrze pokazać. Dzieje się tak w najnowszej książce Andrzeja Sawickiego Honor Legionu.
Fanem ani znawcą książek historycznych nie jestem. W samej historii także szczególnie dobrze się nie poruszam, choć głąbem w tej materii raczej też bym siebie nie nazwał. Jednak już na początku z ręką na sercu mogę powiedzieć, że Honor Legionu to kawał naprawdę dobrej książki, którą czyta się świetnie. Niezależnie od tego, jak bardzo jest historyczna.
Z jaką opowieścią spotykamy się podczas lektury? Jak już sygnalizowałem na początku, trafiamy w czasy Legionów generała Jana Henryka Dąbrowskiego, niosących wolność francuską na ziemiach włoskich (przełom 1797 i 1798). Głównym bohaterem opowieści jest kapral Kazimierz Lux. To młody, siedemnastoletni chłopak z krwi, kości i Warszawy. Pchany głównie chęcią przygody, trafia do Legionów. Tu udaje mu się dostać furierem - człowiekiem, którego zadaniem jest odbieranie i rozdzielanie pożywienia dla swoich kolegów z oddziału. Zwykle nie walczy na pierwszej linii ognia - i dobrze mu z tym. Przez czas służby zdołał się przekonać, że wyżej od wolności innych ceni własne życie. Z którego stara się korzystać - a to uwodząc piękne kobiety, a to robiąc machlojki na rzecz kolegów tudzież własnej kiesy. Wygadany i zaradny, znajduje swoje miejsce w rzeczywistości wojennej. Ale do czasu - z dnia na dzień zostaje wciągnięty w aferę szpiegowską. Przeciwnicy Francji, Państwo Papieskie oraz ich sojusznicy, nie chcą dopuścić, by wolność Dyrektoriatu przyszła na ich teren. Dobrze też wiedzą, że najstraszniejszą bronią, jaką dysponuje Francja, to właśnie Polacy. Swoje podstępne knowania wymierzają właśnie przeciwko Legionom, a na największym celowniku, całkowicie przez przypadek, znajduje się właśnie Kazik… Rozpoczyna się szaleńcza gra pełna zasadzek, brawurowych walk oraz… tej słowiańskiej, szalonej duszy.
Trudno mi oceniać, jak realnie świat książki oddaje ducha czasów Legionów z roku 1797, jednak spoglądając na nią pod kątem opowieści przygodowej, mogę uczciwie powiedzieć, że dostajemy kawał solidnej akcji. Wątek główny nie jest może zbyt oryginalny; dziś w co drugim filmie o armii USA dzieją się podobne rzeczy. Jest grupa żołnierzy, taka nietypowa elita; trafiają na wielką tajemnicę oraz wroga, z którymi muszą się zmierzyć. Czarny charakter, który knuje gdzieś z oddali, to typ bezwzględny, ale i genialny. Do tego musi być jeden przełożony zbyt sztywno trzymający się regulaminu, mądry profesor, kilku śmieszków, zdrajca. A do tego jakaś tajna organizacja. Powtarzalność tego motywu w powieści wcale nie przeszkadza - akcja wciąga, nie ma momentów zwolnienia czy nudy. Potrafi nawet czasami pojawić się zdenerwowanie z gatunku "co będzie dalej, czy on przeżyje, czytaj dalej, dalej, dalej!" A, jak wiadomo, uzyskanie takiego efekty wcale łatwe nie jest.
Z bohaterami opowieści czytelnik zaprzyjaźnia się praktycznie od początku przygody. W większości są to postacie historyczne, jednak nie wyjęte żywcem z podręczników historii. To są zwykli ludzie, ze swoimi zaletami i wadami. Piją, biją się, bywają rubaszni, ale też odważni, czasem wręcz szaleni. W końcu to w zdecydowanej większości Polacy - a fantazji nam nie brakuje. Zwłaszcza po alkoholu. Język opowieści jest lekki, rzadko zdarzają się konstrukcje czy też wtrącenia charakterystyczne dla tamtego okresu. Dzięki przypisom i słowniczkowi, współczesny czytelnik nie zgubi się w dawnych nazwach stosowanych w wojsku. Opisu zwyczajów czy miejsc nie zatrzymują, akcja gna do przodu. I jest też całkiem sporo żartów - czy to w postaci humor sytuacyjnego, czy też słownego. Pretensje można mieć do samego zakończenia opowieści - wyjaśnienie całej sprawy jest trochę za krótkie i jakby niedopracowane. Sam pomysł na takie rozwiązanie jest bardzo ciekawy, ale wykonanie, w perspektywie całej powieści, mogłoby być lepsze.
Nie zmienia to faktu, że Honor Legionu to naprawdę dobra pozycja na wiosenno-letnie wieczory. To taka powieść, którą z przyjemnością przeczyta się przez wakacje - nie angażująca w wielkie problemy (ale zadająca pytania o honor), nie przygnębiająca czy wprawiająca w zadumę (choć może być inspiracją do własnego poznania czasów Legionów), a najważniejsze - nie nudząca.
Kapralu Lux, dziękuję za przygodę. Mam nadzieję, że jeszcze się z jakąś na rynku książek zameldujecie!
Źródło: fot. ©2013 Instytut Wydawniczy ERICA
Poznaj recenzenta
Tomasz SkupieńDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat