Dziewczyna, która patrzyła w słońce – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 28 kwietnia 2021Literatura romansowo-obyczajowa rządzi się własnymi prawami. Przede wszystkim na pierwszym miejscu powinna się pojawić para, która się w sobie zakocha. Jednak wszystko to, czy powieść okaże się dobra czy nieco gorsza, zależy od tła i okoliczności przyrody.
Literatura romansowo-obyczajowa rządzi się własnymi prawami. Przede wszystkim na pierwszym miejscu powinna się pojawić para, która się w sobie zakocha. Jednak wszystko to, czy powieść okaże się dobra czy nieco gorsza, zależy od tła i okoliczności przyrody.
W Dziewczynie, która patrzyła w słońce tłem bardzo ładnie wkomponowanym w opowieść jest Toruń wraz z jego turystycznym klimatem, Bulwarem Filadelfijskim, Starówką, urokliwymi kamienicami, kawiarenkami i knajpkami (i ich smakowitymi menu). A myślą przewodnią – świat pisarzy, agentów literackich, wydawnictw i targów (festiwali) książki.
Bohaterami najnowszej powieści obyczajowej Anny Szczęsnej są pisarze znacznie różniący się od siebie, jako że Michał Tarkowski jest autorem horrorów, a Justyna Różycka - romansów. Przypadkiem zostają oni sąsiadami. Twórca horrorów (nieco pulchny facet przed czterdziestką, adekwatnie odziewający się na czarno) kupuje mieszkanie na ostatnim piętrze kamienicy z widokiem na taras pełen kwiatów i ziół, w którym szaleje Justyna (radosna i uwielbiająca zwariowaną biżuterię).Połączy ich również Marlenka – przyjaciółka Justyny i agentka literacka Michała.
Główny bohater stanowi pewien problem, bowiem wydaje się lekkim nieudacznikiem, który nie potrafi załatwić najprostszych rzeczy i męczy się jak potępieniec, prawie nic nie robiąc, w przerwach między pisaniem opychając się słodyczami, do których ma wielką słabość. W komplecie z nim dostajemy matkę, która chce jak najlepiej i we wszystkich (prócz nieco stłamszonego pierworodnego) budzi podziw swą energią. Ba, potrafi nawet zmusić swego leniwego syna do ogarnięcia się, choćby tego nie chciał, co przynosi odpowiednie rezultaty. Jednak przymuszenie, nawet pełne miłości, pozostaje przymuszeniem.
Znacznie sympatyczniejsza i pozbierana zdaje się główna bohaterka, znajdująca przyjemność w drobiazgach życia codziennego, kochająca swoje rośliny i z powodzeniem odcinająca się od ponurej (choć nie tragicznej) przeszłości – przynajmniej do czasu, bo jej wyrzuty sumienia, utajone lecz wciąż istniejące, mogą doprowadzić do większego błędu życiowego. W tle historii spotykamy także kilkoro całkiem miłych (lub mniej) osób, w tym rodzeństwo Justyny, i bohaterów jednej z poprzednich powieści Anny Szczęsnej – Trzykrotka.
Książka została napisana dosyć lekko i potoczyście, ale jakby zbyt szczegółowo – jak gdyby czytało się bloga opisującego czyjeś życie niemalże godzina po godzinie, ze wszystkimi detalami. Ogółem jest wiosennie, kolorowo, bez większego infantylizmu czy nadmiernego romantyzmu, bo to bardziej obyczajówka niż typowy romans. Jednocześnie, czytając powieść, czułam się, jakbym piła letnią kawę – ani za gorącą, ani za zimną, ot, trochę nijaką w smaku. Mimo to cieszy mnie perspektywa kolejnej odsłony cyklu Między stronami życia, bo przecie każdy czytelnik romansu chciałby znać jego zakończenie.
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat