Bastion: odcinki 7-8 - recenzja
Nowe odcinki serialu Bastion w końcu trzymają naprawdę dobry poziom - i to aż do wybuchowego finału. Oceniam.
Nowe odcinki serialu Bastion w końcu trzymają naprawdę dobry poziom - i to aż do wybuchowego finału. Oceniam.
Twórcy w nowych odcinkach serialu Bastion dotarli do najważniejszych, decydujących o zakończeniu historii, momentów z literackiego pierwowzoru. I muszę przyznać, że przez zdecydowaną większość tych epizodów scenarzyści mocno trzymali się książki Stephena Kinga. W ten sposób starali się bezpiecznie poprowadzić narrację od punktu A do punktu B, bez jakichś turbulencji po drodze. I to im wyszło, historia trzyma się kupy, wszystko płynnie się ze sobą przeplata. Duża w tym zasługa w tym, że twórcy skupili się na wydarzeniach związanych z New Vegas i wędrówką do tego miejsca, dzięki temu w ciekawy sposób mogli zagłębić się w to, jak działa ta społeczność, jej hierarchię oraz strach, jaki budzi w swoich ludziach Randall Flagg.
I właśnie ta postać wydaje się być najważniejsza w nowych odcinkach, jednak myślę, że jej potencjał nie został w tym wypadku wykorzystany. Flagg pojawia się w kilku scenach, aby pokazać swoją potęgę, jednak im dalej w las, tym gorzej prezentował się ten antagonista. I za to obwiniam scenariusz. Alexander Skarsgård dwoił się i troił. I w większości scen dzięki swojej charyzmie wychodzi obronną ręką z powierzonego mu zadania. Jednak tak naprawdę nie miał za wiele do grania, sami twórcy nie za bardzo dali mu do tego okazję. Natomiast całkiem nieźle rozwinęli wątek Lloyda w porównaniu do literackiego pierwowzoru. Podobała mi się ta przemiana, jaka zaszła w tej postaci w nowych odcinkach. Nat Wolff w poprzednich epizodach jakoś nie miał za specjalnie okazji do pokazania swoich umiejętności. Jednak w wypadku tych odcinków w końcu dostałem jakieś rozterki, które ma ta postać, jakąś wielowymiarowość, którą młody aktor potrafił przekazać na ekranie w szczery, nieprzekombinowany sposób.
Bardzo podobało mi się, jak w nowych odcinkach przedstawiono dynamikę pomiędzy czworgiem wysłanników z Boulder, czyli Stu, Larrym, Glenem i Ray. W końcu twórcy nie ograniczyli się do zaledwie kilku scen, w których bohaterowie mówią do siebie po kilka zdań, a poświęcili im sporo czasu, aby rozwinąć ich relacje. Dzięki tym scenom dialogowym, które niekoniecznie dotyczą walki z Flaggiem, ale również zwykłych przyziemnych spraw, nakreślono bardzo dobrą więź, jaka ukształtowała te postacie. W scenie pożegnania kompanów ze Stu, który nie mógł kontynuować wędrówki, można było odczuć te emocje targające bohaterami. Jednak przy okazji nie było tutaj jakiejś taniej martyrologii, a luźna pogadanka przyjaciół, jakby wszystko było w porządku. Szczególnie postać Glena bardzo dobrze zaprezentowała się, jako ta, która spaja całą resztę. I dlatego można było w końcu w pełni utożsamić się z tymi bohaterami i smucić się, gdy ginęli.
Mam problem natomiast z tym, jak rozwiązano w nowych odcinkach pewne wątki po stronie antagonistów. Chodzi mi tutaj o Harolda, Nadine i Śmieciarza. Tego ostatniego ograniczono do zaledwie dwóch scen, które są ważne dla rozwoju fabuły, jednak nie pokazują potencjału tej postaci, a to wielka szkoda. Nadine w całym serialu została ograniczona do bezmyślnej poddanej Flagga i to potwierdziły nowe epizody. Scena, w której popełnia samobójstwo, aby się od niego uwolnić, nic nie zmienia. Natomiast myślałem, że wątek Harolda zostanie trochę zmieniony w porównaniu do literackiego oryginału, aby więcej wyciągnąć z tej postaci. Tak się nie stało i scena jego śmierci nie zadziałała. Dobrze chociaż, że przez ten list pożegnalny przekazano coś więcej na temat antagonisty.
Nowe odcinki Bastionu reprezentują dobry, równy poziom. W niezły sposób rozwijają wątki poszczególnych postaci. Przez to jestem ciekaw, co zobaczymy w finale po cliffhangerze z wybuchem bomby atomowej w New Vegas.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat