Biały kruk – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 29 marca 2019Ralph Fiennes trzeci raz (po udanej Kobiecie w ukryciu i świetnym Koriolanie) zasiadł na stołku reżysera, by tym razem opowiedzieć historię gwiazdy baletu, Rudolfa Nuriejewa, i jego ucieczki na Zachód w 1961. Oceniamy Białego kruka.
Ralph Fiennes trzeci raz (po udanej Kobiecie w ukryciu i świetnym Koriolanie) zasiadł na stołku reżysera, by tym razem opowiedzieć historię gwiazdy baletu, Rudolfa Nuriejewa, i jego ucieczki na Zachód w 1961. Oceniamy Białego kruka.
Rudolf Nuriejew to – jeśli o nim nie słyszeliście – jedna z największych gwiazd baletu XX wieku. Ten Tatar urodził się w pociągu Kolei Transsyberyjskiej, a pierwsze lekcje tańca zmuszony był pobierać w tajemnicy. Talent i rosnąca szybko popularność skupiły na nim uwagę służb KGB, którym to nie spodobały się zbyt zażyłe relacje z artystami francuskimi podczas jego pobytu w Paryżu (gdzie otrzymał w końcu nobilitującą szansę wystąpienia). Zakazano mu dalszych artystycznych eskapad – miał wrócić do ZSRR. Nuriejew wystąpił wówczas z prośbą o azyl do francuskich władz, a wydarzenie to stało się znaczącym, przełomowym wręcz momentem w jego karierze, a także kulminacją Białego kruka.
Nuriejewa obserwujemy głównie podczas jego pobytu w Paryżu; głęboką fascynację chłopaka wszystkim, co zachodni świat ma do zaoferowania, widzimy tuż pod taflą rozmarzonych oczu Oleg Ivenko, wcielającego się w bohatera i debiutującego na ekranie. Choć można zarzucić ukraińskiemu tancerzowi (bo Ivenko, owszem, jest rzeczywiście tancerzem) braku charyzmy, jego taneczno-artystyczny duch i sznyt uzupełnia sceniczne elementy filmu, sprawiając, że są jednocześnie urokliwe, ale i przekonujące.
Oglądamy więc Nuriejewa w Paryżu, co jakiś czas – dzięki retrospekcjom – poznajemy pewne fakty z jego wcześniejszego życia: trudną młodość i drogę, jaką przebył, by w końcu móc zachwycać się paryskim duchem artyzmu, tak namacalnym i inspirującym, w przeciwieństwie do dusznej i opresyjnej atmosfery Związku Radzieckiego, w którym każdy ruch dyktowany jest i śledzony przez komunistyczne władze. Dzięki odpowiedniej dozie indywidualizmu i determinacji, Nuriejew wciąż robi swoje, by w końcu stać się niezależnym, co udaje mu się w końcu dzięki uzyskaniu azylu. Film jednak nie do końca wskazuje na to, co tak naprawdę było dla tancerza główną i najsilniejszą motywacją do podjęcia tej trudnej i dość ryzykownej decyzji.
Sama polityka jest w filmie zaledwie tłem, a produkcja skupia się przede wszystkim na sylwetce (w pełnym tego słowa znaczeniu) postaci Rudolfa. Jest w tym wszystkim dużo sztuki, świetnego, choć surowego tańca, za to niewiele solidnego aktorstwa. Czy jednak – w wypadku filmu skupionego przecież na balecie – można to traktować jako istotną wadę?
The White Crow opowiada więc o uporze, poświęceniu i – jak było wspomniane – walce o odrębność, indywidualizm. Trzeba przyznać, że robi to ze sporą dozą uroku i artystycznego zacięcia, nie brnąc jednak w nieprzystępne metafory czy abstrakcyjne aranżacje. Wszystko jest opowiedziane i zainscenizowane w prosty, surowy i nie uciekający się do eksperymentów sposób – choć nazwanie filmu „laurką” byłoby jednak lekceważącym uproszczeniem.
Sam Ralph Fiennes jest reżysersko – wciąż – bardzo bezpieczny, można się tylko zastanawiać, czy postanowi kiedyś wyraźniej zaznaczyć swoją obecność po drugiej stronie kamery. Póki co – to przede wszystkim genialny aktor, który również jako słynny Puszkin (nauczyciel tańca) w kilku scenach przyćmiewa każdą z postaci, jaka tylko pojawi się na ekranie. Niestety, mimo tego Biały kruk to po prostu udana ekranizacja biografii artysty, atrakcyjna, ale nieporywająca, pozostawiająca po sobie kilka sympatycznych wrażeń, z których po kilku tygodniach większość zapewne wyparuje.
Poznaj recenzenta
Michał JareckiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat