Był sobie pies – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 17 lutego 2017Historia psa szukającego sensu istnienia łapie za serce i wyciska kilka łez, choć szybko wylatuje z głowy.
Historia psa szukającego sensu istnienia łapie za serce i wyciska kilka łez, choć szybko wylatuje z głowy.
Jakoś tak się utarło, że pies jest nazywany najlepszym przyjacielem człowieka. I może to być fakt. Natomiast kto jest najlepszym przyjacielem psa? Bailey, czworonożny bohater tej opowieści, nie ma złudzeń: jego psie życie ma sens tylko i wyłącznie u boku pewnego chłopca o imieniu Ethan. Gdy obaj są dziećmi, wszystko sprowadza się do zabawy. Gdy dorastają, Ethan zamiast za piłką ugania się za dziewczynami, czasem wdaje się w bójki, w których wierny druh gryzie wroga w kostkę, a gdy zbije szybę sąsiadów, ktoś musi wziąć winę na siebie. Bailey jest więc szczęśliwy, bo jak każdy pies chce czuć się w życiu potrzebny. Nadchodzi jednak moment, w którym drogi przyjaciół się rozchodzą, a życie Ethana przestaje rozpieszczać. I tak zobaczymy życie z perspektywy czterech wcieleń Baileya. Jedne będą radośniejsze, inne smutniejsze, ale taki rozwój wydarzeń ma swój ukryty cel…
Szwedzki reżyser Lasse Hallström to specjalista od kina familijnego o losach zwierząt. Wcześniej uraczył nas takimi filmami jak Mój przyjaciel Hachiko czy Moje pieskie życie. Tym razem postanowił skierować swoją opowieść do najmłodszych widzów i naświetlić problem odpowiedniego wychowania czworonoga. Ile pracy, miłości, odpowiedzialności wymaga opieka nad psem, ale także ile serdeczności może ze sobą nieść. Jeśli włożymy w nią odpowiednią ilość serca, to zyskamy przyjaciela na całe życie, a może i nawet na kilka następnych. Za podstawę scenariusza posłużyła mu powieść W. Bruce’a Camerona o tym samym tytule. Tak, w Był sobie pies reżyser wyznaje zasadę, że nic w przyrodzie nie ginie. Każde stworzenie po śmierci przechodzi reinkarnacje. W ten sposób Bailey raz jest rozkosznym retriverem, a innym razem policyjnym owczarkiem niemieckim. W sumie zobaczymy go w czterech wcieleniach.
A Dog's Purpose to istny wyciskacz łez skierowany do najmłodszych i tu widzę pewien problem. Niektóre sceny okrucieństwa czy śmierci mogą odcisnąć swoje piętno na psychice dziecka, dlatego odradzam zabieranie do kin pociech poniżej 9 roku życia. Film niesie ze sobą dużo prawd na temat rodziny, stosunków międzyludzkich, odpowiedzialności i wychowania. Może być bardzo cenną lekcją. Ważne jest, że scenarzyści znaleźli odpowiedni balans i film nie tonie w zbyt poważnym tonie. Wprost przeciwnie, jest w nim sporo humoru.
W polskiej wersji językowej główny bohater przemówi głosem Marcina Dorocińskiego i muszę przyznać, że to dobry wybór. Nie chodzi tu wcale o to, że aktor prywatnie walczy o prawa zwierząt, często angażując się w różnego rodzaju akcje społeczne. Ma po prostu bardzo ciepły głos, dzięki któremu widz bardzo szybko zaczyna lubić Baileya i kibicuje mu w poszukiwaniu sensu życia.
O ile dzieci znajdą tu pouczającą lekcję, to starsi widzowie mogą poczuć pewną wtórność. Dużo zdarzeń czy prawd ukazywanych przez reżysera jest nam dobrze znanych. Przy bliższym przyjrzeniu się, historię Był sobie pies już gdzieś widzieliśmy. I to nie raz.
Źródło: fot. materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1959, kończy 65 lat