Chirurdzy, sezon 17 odcinek 7 i 8 - recenzja
Po paromiesięcznej przerwie Chirurdzy wracają, próbując nas zaskoczyć… Tylko czy to na pewno było dobre zaskoczenie? Cóż, coraz bardziej fabuła przypomina kompletny chaos z wątkami wymyślonymi na poczekanie.
Po paromiesięcznej przerwie Chirurdzy wracają, próbując nas zaskoczyć… Tylko czy to na pewno było dobre zaskoczenie? Cóż, coraz bardziej fabuła przypomina kompletny chaos z wątkami wymyślonymi na poczekanie.
Pierwsze dwa odcinki serialu Chirurdzy po przerwie skupiają się na jednym wydarzeniu – śmierci Andrew Deluci. Postać ginie bohaterską śmiercią, a wszyscy przeżywają to wydarzenie. Nie ominą nas oczywiście sceny na plaży, jak i ponowne pojawienie się zmarłego męża Meredith. Oprócz tego scenarzyści rozwiązują inne stworzone jakiś czas temu wątki, typu trójkąt pomiędzy Owenem, Teddym a Koriacikiem czy cały motyw pacjentki Jo. Tylko szkoda, że robią to bardzo po macoszemu.
Ciężko ogląda się te dwa odcinki – zwłaszcza gdy widzi się, jak twórcy marnują potencjał bohaterów, próbując wymyślić coś szokującego, a wychodzą im z tego ciepłe kluchy. Jednym z przykładów jest właśnie śmierć Andrew – bohatera, o którym zupełnie się nie pamiętało, a jak w końcu mu dali jakiś dobry wątek, to pyk! I jest kaput. I to w dosłownym znaczeniu tego słowa. Jaki to miało sens? Nie wiem. Ale czy naprawdę w tym momencie, po latach kręcenia się niczym scenografia, zabrakło pomysłów na fabułę dla tego bohatera? Przyjrzyjmy się: przez większość czasu albo służył za statystę, albo poznawał co nową ukochaną. W końcu związano go z Meredith Grey, pokazano jego rodzinę, uwypuklono historię. Mieliśmy w końcu lekarza, który cierpiał na zaburzenia psychiczne, dokładnie żył z zaburzeniem osobowości typu borderline, mającego na barkach zarówno dobrą, jak i złą legendę ojca. Mężczyznę, który był jednym z członków tworzącego się trójkąta wokół Mer. Młodego, zaangażowanego człowieka, chcącego być lepszym chirurgiem, a jednocześnie uczestnika jednego z ciekawszych wątków tego sezonu. I co z nim zrobili? No właśnie. I rozumiem, że szokowanie widzów jest istotne – choć widzów Chirurgów bardziej zaskakuje spokój niż co nowe morderstwa i katastrofy – ale róbmy to z głową. Jakie postacie im zostały? Nikogo nieinteresująca Maggie? Amelia, na którą bardzo nie mają pomysłu? Teddy, która odkąd wróciła do serialu, tylko się dąsa i smuta? Mer pod respiratorem, z czego wiadomo, że i tak wyjdzie?
I niestety, nie wydaje się, żeby twórcy Chirurgów planowali coś lepszego w najbliższym czasie. Jasne, mamy całkiem zabawne scenki z upiciem się przez Jo i Linka, ale przed tym musimy oglądać bardzo irytującą scenę pomiędzy Atticusem a Amelią, która oskarża go o nadużywanie alkoholu. I niby można zrobić z tego wątek – tylko, że nie wierzę, by twórcy tak zamierzali. Raczej będzie to następny mały kryzysik u tej pary, byśmy sobie przypomnieli, że w ogóle istnieją. Nie lepiej prezentuje się cała historia Maggie i jej partnera, którzy są po prostu… nijacy? Niewiele więcej można powiedzieć. Dziwi również nagłe zachowanie Bailey, mające być pewnie wytłumaczeniem, czemu Richard nagle przejmie stery, bo jest następną osobą, na którą twórcy nie mają pomysłu, więc starają się udawać, że mają. Zresztą, pamiętacie ogromny kryzys Webera i jego żony? Lepiej zapomnijcie – w ogóle nie widać, że muszą między sobą odbudować zaufanie. Już wszystko jest okej, a Catherine Fox niczym Yoda rzuca mądre rady.
Co do wątku Jo i jej pacjentki – nie ukrywajmy, to tylko kwestia czasu (czyli podejrzewam – jednego odcinka, maksymalnie dwóch), nim Jo adoptuje niemowlę. Jest to motyw tak oczywisty od początku, że nie wiadomo, po co twórcy to tak przedłużają. Jednocześnie zabrano już całą dramaturgię – nie dość, że i tak wszyscy wiedzieli, że pacjentka zginie, to nie zrobiono nic, by jej ostatnie sceny zrobić emocjonalne. Kiedyś jednak Chirurdzy lepiej traktowali swoich kilkuodcinkowych pacjentów.
No i oczywiście najmniej potrzebna postać tego sezonu, czyli Meredith, wciąż wałęsająca się po plaży z co nowym towarzyszem. I tak jak na początku widok Dereka zaszokował, tak teraz ich ciągłe krzyki do siebie nawzajem powodują już tylko przewracanie oczami. Tak samo jak pożegnanie Mer z Andrew – pierwszego mężczyznę, któremu wyznała miłość po śmierci ukochanego męża, Grey żegna dosyć chłodno. Oczywiście zaś na plaży niedługo pojawia się Hayes, następna zupełnie nierozwinięta, nijaka postać, która deklamuje, jak to Meredith musi wrócić do dzieci. Tylko to nuży, zamiast wzruszać.
Chirurdzy nie wracają w dobrej formie. A wszystkie błędy, które już było widać w poprzednich odcinkach, tylko się uwypukliły. To nie jest dobry sezon dla tego serialu. Pytanie: czy coś się zmieni? Nie sądzę.
Poznaj recenzenta
Anna OlechowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat