Cisza - recenzja filmu
Cisza to nowy film dostępny na Netflixie. Sprawdzamy, czy warto obejrzeć.
Cisza to nowy film dostępny na Netflixie. Sprawdzamy, czy warto obejrzeć.
Pamiętacie horror Ciche miejsce, w którym potwory atakujące ludzi reagowały wyłącznie na dźwięki? Ta atmosfera nieustannego zagrożenia i poczucie, że śmierć czai się za każdym niezdarnym ruchem… Najnowsza oryginalna produkcja Netflixa, Cisza, aspiruje do miana następcy tego świetnego horroru. Ale jedyne, co ten film może zastąpić, to napar z melisy.
Podczas badań podziemnej jaskini naukowcy przez przypadek uwalniają zmutowane, krwiożercze nietoperze. Ally (Kiernan Shipka), nastolatka, która w wyniku wypadku straciła słuch, wraz z rodziną próbuje się ukryć przed potworami. Nie będzie to jednak łatwe zadanie – żądne ludzkiego mięsa stwory mają wyczulony słuch i rzucają się na każdego, kto tylko wykona jeden fałszywy ruch.
Wydawałoby się, że sukces murowany. Obecność takich gwiazd jak Kiernan Shipka czy Stanley Tucci i tematyka nawiązująca do jakże modnego ostatnio w horrorach motywu potworów wyczulonych na konkretne bodźce, zdaje się zapewniać szeroką widownię. I tak właśnie się stało – z pewnością wielu użytkowników Netflixa, widząc uroczą serialową Sabrinę na kadrze promującym nową produkcję, rzuciło się na nią niczym filmowe nietoperze na ludzi. Problem polega na tym, że choć algorytm ściągania widzów działa poprawnie, to sam film w żaden sposób nie jest w stanie ich zatrzymać.
Nie wystarczy bowiem nawiązać do popularnego motywu ślepych potworów z wyczulonym słuchem, żeby stworzyć horror, o którym będzie się mówić jak o Cichym miejscu. Trzeba jeszcze dobrego scenariusza, solidnej dawki grozy i dobrze rozpisanych postaci. A do tego wszystkiego należałoby dołożyć przerażającego potwora – monstrum, na którego widok schowamy głowę pod poduszkę. Zamiast tego dostajemy film, dzięki któremu już wiemy, że najlepsze co można zrobić po ataku krwiożerczych stworów to wyjść z bezpiecznego miejsca bez żadnej broni, żeby sprawdzić, co właśnie chciało nas zabić. A z kolei najstraszniejszym pomysłem na potwory są zmutowane nietoperze (powtórzmy: nietoperze!), które przypominają nieco bardziej rzeczywiste wersje monstrów z horrorów klasy C. Na takim zresztą poziomie jest każdy jeden element, składający się na tę ponad godzinną sesję usypiającą.
Bo tego filmu nie ratuje nawet to, co miało stanowić jego siłę, czyli aktorstwo. Kiernan Shipka, która idealnie potrafi kreować sympatyczne, urocze postaci, w roli nieco bardziej poważnej wypada kuriozalnie. Nie wiem, czy to reżyser (John R. Leonetti, znany z "popularnego" Mortal Kombat 2: Unicestwienie) pouczył ją, że aby zagrać osobę głuchą, wystarczy przybrać wyraz twarzy skrzywdzonego szczeniaczka, czy to jej autorski pomysł. Starczy powiedzieć, że nie jest szczególnie udany. Ale co tutaj oczekiwać cudów po tak młodej aktorce, skoro starsi i ważniejsi od niej również niczego wartościowego nie pokazali – Stanley Tucci jest mdły i bez wyrazu, tak samo zresztą jak Miranda Otto (ciotka Zelda z Sabriny). Trzeba jednak rozgrzeszyć nieco tych biedaków – cóż oni bowiem mogli wyciągnąć z tego scenariusza?
Bo skoro już mowa o scenariuszu, to trudno o bardziej nieudolny rys fabularny. Absurd goni tutaj absurd, a jedna bezbarwna postać inną. Reżyser filmu, nie mogąc się zdecydować, czy zmierza bardziej w stronę Igrzysk śmierci, postapokaliptycznego horroru, czy mrocznej opowieści o fanatycznej sekcie, rozpoczyna milion wątków naraz, ciekawie nie prowadząc żadnego. W efekcie tego wszystkiego nie tylko ani przez moment nie czujemy napięcia, jakie powinno towarzyszyć oglądaniu horroru, ale nudzimy się tak niemiłosiernie, że nagle ciekawym zajęciem wydaje nam się oglądanie poczynań muchy latającej po pokoju. Film ten jest pozbawiony zatem jakiejkolwiek wartości - nie sprawdza się ani jako reprezentant swojego gatunku, ani jako kino rozrywkowe czy (o zgrozo) artystyczne. A najlepsze jest to, że jego zakończenie ewidentnie stwarza perspektywę dla rozwoju tej fabuły w przyszłości. Jakby reżyser naprawdę myślał, że to będzie można kontynuować.
Jeśli jesteś fanem filmów Eda Wooda, które zasłynęły jako najgorsze obrazy wszech czasów, być może Cisza jest dla ciebie. A w wypadku, gdy cierpisz na bezsenność, film ten z pewnością zastąpi ci codzienną dawkę melisy. Ale jeśli nie należysz do żadnej z tych grup, to będziesz żałował, że nie oglądasz Ciszy w telewizji, gdzie przynajmniej czasami od męki tej uwalniałyby cię reklamy. Nie warto poświęcać temu czasu.
Poznaj recenzenta
Klaudia JeleśniańskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat