Colony: sezon 3, odcinek 4 – recenzja
Colony po raz kolejny serwuje udany odcinek. Niesamowicie równy i co najważniejsze, aż tak wysoki poziom trzeciego sezonu bardzo cieszy.
Colony po raz kolejny serwuje udany odcinek. Niesamowicie równy i co najważniejsze, aż tak wysoki poziom trzeciego sezonu bardzo cieszy.
Mimo że najnowszy epizod jest nieco słabszy od poprzednich z tej serii, to i tak należy do solidnych i ogląda się go z prawdziwym zaciekawieniem. Bardzo mocną stroną trzeciego sezonu stanowi płynność akcji. Każdy odcinek ma wręcz idealnie rozplanowane tempo, nie ma w nich żadnych dłużyzn, niepotrzebnych przestojów czy jakiś rażących głupot w scenariuszu. Historia jest prowadzona bardzo sprawnie i podczas oglądania wydaje się, jakby epizody trwały znacznie krócej niż w rzeczywistości (chyba ciężko o lepszy komplement, jeśli chodzi o zaangażowanie widza w fabułę). Identyczna sytuacja ma miejsce również w tym odcinku, choć można w nim wyróżnić dosłownie dwie zauważalne wpadki scenariusza, ale mimo wszystko takie, które da się jakoś usprawiedliwić.
Pierwszym z takich potknięć w fabule jest całkowita niechęć Andrew do dalszego przesłuchiwania Klika. Nie chodzi tutaj o sam fakt, ale o rozumowanie i motywację bohatera. Przede wszystkim absurdalnym jest niewspomnienie przez nikogo o tym, iż Klik podczas uruchomienia mógł wysłać jakiś sygnał, który pozwoliłby na namierzenie go. Przecież ruch oporu raczej nie zna do takiego stopnia technologii najeźdźców, aby zakładać, że to niemożliwe. Wydaje się, iż chęć zniszczenia Klika ze względu na możliwość namierzenia bazy jest najbardziej logicznym powodem. Jednakże postanowiono poprowadzić historię w zupełnie innym, acz niewątpliwie konsekwentnym kierunku, a więc kompletnej nieufności, uporu i całkowitego zamknięcia się MacGregora na argumenty. Z jednej strony ta postawa została odpowiednio umotywowana (potrzeba posiadania namacalnych dowodów itd.) i pokazano jej właściwy kontekst, dlatego też biorąc pod uwagę jego przeszłość i fakt stania na czele ruchu oporu, jak również trzymania go w ryzach przez bardzo długi czas, pozwalają zrozumieć decyzję Andrew i ma ona jak najbardziej sens. Jednak patrząc na sprawę szerzej, nie sposób nie zastanowić się, dlaczego mimo wszystko nie postanowił przesłuchać ponownie Klika, nawet z czystej ciekawości czy próby zdobycia informacji, które potencjalnie pomogłyby w walce z najeźdźcami. Mógł to zrobić zresztą sam, bez Bowmanów, szczególnie mając cały czas na względzie, że najwyraźniej możliwość namierzenia bazy poprzez uruchomienie Klika, nie stanowi dla nikogo powodu do niepokoju. Taka postawa kłóci się w pewien sposób z charakterem Andrew, który został nakreślony jako osoba ekstremalnie ostrożna i nieprzejednana, dlatego też temat namierzenia bazy powinien był zostać podniesiony. Jest to po prostu trochę niezrozumiałe, że tak się nie stało (oby kwestia komunikacji klików została poruszona, żeby stwierdzić sens takiego rozwiązania). Można było poprowadzić fabułę w takim kierunku, iż dla pewności baza zostałaby przeniesiona w inne miejsce, albo po prostu pewnie istnieje kolejna, zastępcza, do której udaliby się bohaterowie w razie problemów, i wtedy rozterki dotyczące ponownego przesłuchania Klika nabrałyby więcej sensu i złożoności, a fabuła lepszy poziom suspensu (m.in. czy warto ujawnić lokalizację siedziby ruchu oporu dla zdobycia informacji o wątpliwej prawdziwości i ważności?). Takie rozwiązanie wydawałoby się logiczniejsze i miałoby ciekawszy wydźwięk, aczkolwiek twórcy serialu swoją wersję podbudowali bardzo konsekwentnie i trzeba to również docenić.
Z kolei kompletnie niezrozumiałą rzeczą jest podejrzliwość Broussarda wobec Amy. Całkowicie błędnie wybrano moment jego nieufności, który po prostu nie sposób zrozumieć, bo akurat w tym momencie takie zachowanie nie miało w ogóle podstaw. Oczywiście Broussard jest postacią trzymającą ludzi na dystans, podejrzliwą i nie było zupełnie sensu w tym, żeby to po raz kolejny podkreślać. Ktoś taki jak on powinien dostrzegać, kiedy próbują go wyrolować. Z tego powodu Broussard wyszedł na kogoś mało bystrego, gdy otwarcie podważył intencje Amy. Kompletnie dziwny moment, który zupełnie nie pasował do wydarzeń dziejących się na ekranie. Zamysłem twórców było zapewne ponowne podkreślenie jego ogromnej nieufności wobec ludzi i trudności, jakie sprawia mu otwieranie się przed innymi, co oczywiście pomału zmienia Amy. Jednakże na przestrzeni tylu odcinków charakter Broussarda należy już do rzeczy oczywistych, dlatego uwydatnienie cech osobowości bohatera w tym momencie nie miało żadnego sensu. Nie stanowi to może dużego błędu, ale jednak przy ogólnie wysokim poziomie epizodu, takie elementy rzucają się w oczy. Mimo wszystko ten szczegół nie wpływa wcale na odbiór relacji Amy – Broussard, która jest prowadzona w dojrzały sposób, wyważony i stonowany (takie nienachalne i naturalne budowanie wątku romantycznego między tymi bohaterami). Amy i Broussard bardzo dobrze wypadają razem na ekranie i są ciekawi. Słusznie, że ich rola w tym sezonie jest w zasadzie tak duża, jak Bowmanów i Alana. Tak czy inaczej, Amy i Broussarda świetnie się ogląda, a ich potencjalna wyprawa do Seattle zapowiada się niezwykle intrygująco.
Pomimo braku odpowiedzi na jakieś ważniejsze pytania i kilku niedociągnięć scenariusza (chociaż komunikacja klików wymaga doprecyzowania), to i tak odcinek był intensywny, miał doskonałe tempo, intrygujący finał oraz interesująco rozwinął zarówno poszczególne wątki, jak i bohaterów. Prawie wszystko ponownie zagrało idealnie, choć nie obyło się bez kilku błędów, które jakoś szczególnie nie wpływają na ogólny odbiór epizodu. Colony wciąż trzyma fason i oby serial cały czas tak wciągał, jak robi to dotychczas w tym sezonie.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Bartłomiej CyzioDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat